jezeli o mnie chodzi, to ten werset nie jest az tak mocno "trafny" jak mowi Henryk, bo co innego gdy ktos musi dawac balwanowi poklon, dlatego ze jest sluga kogos, kto sie wspiera na jego ramieniu, i ten sluga nie moze ot tak sobie wziac i zrzucic swego pana z siebie z haslem "sam sie klaniaj", a co innego bicie poklonow z powodu naszego strachu wyznac prawde o swojej wierze. To dwie rozne sprawy i w tej drugiej bardziej jest pasujacy wers "kto mnie sie zaprze przed ludzmi"...
Oczywiscie nie chce powiedziec, ze uwazam to za latwe, zwlaszcza biorac pod uwage wiek dziewczyny, jednak powinnismy sie zachecac, a nie klepac sie po ramieniach, ze bijmy poklony jakos to bedzie.
Kornelio, mimo mlodego wieku, masz bardzo dobra rozsadna postawe. Masz nielatwo, ale Pan Cie z cala pewnoscia wespsze, choc moze byc naprawde nieciekawe, miej zawsze w pamieci, ze Pan jest z Toba. no i wazne jest by sie nie dac poniesc nerwom, lepiej sie od razu wycofac niz probowac odpowiadac na inwektywy, chyba ze spokojnie i rzeczowo, ale to jest trudne.
Konieczna jest modlitwa przed taka rozmowa, kilka modlitw, ja tez wspomne w Twojej sprawie
ja tez mam niewierzaca rodzine i tez, mimo ze bylam starsza, balam sie bardzo im powiedziec... Modlilam sie i przygotowywalam taaakie teksty... ale kiedy sie zabieralam do mowienia wszystko zazwyczaj wyparowywalo i dukalam o swojej wierze bardzo nieskladnie, zwlaszcza pod tymi spojrzeniami, jakby mi na twarzy uroslo raptem jeszcze trzy nosy, a na bereciku antenka. Bardzo przezywalam ze "nie tak powiedzialam", ze "tego i tamtego nie powiedzialam", bo by moze uwierzyli itp. Ale ciagle probowalam przemowic do rozumu jednak ostatecznie i tak stwierdzili ze zwariowalam, ze zahipnotyzowali itp.
Moze nie za bardzo Cie zachecilam, ale moze to bedzie jako zacheta, ze nie umarlam i ostatecznie sie pogodzili z losem (z "nieszczesciem ktore spotkalo nasza rodzine")...
[/list]