Comprensione pisze:
Ludzie stawali się coraz inteligentniejszy, mieli coraz większy mózg i jakby to powiedzieć.. coraz więcej zaczęli ogarniać. Zaczęli się więc zastanawiać jak to się dzieje, że deszcz pada. No niesamowite ! Woda leci z góry ! Jak to się dzieje ? Nie możliwe przecież żeby woda od tak spadała sobie z nieba. Ktoś tam ją musi lać z góry. I musi to być ktoś naprawde potężny i wielki skoro tak dużo tej wody. Zależą od niego nasze losy. Ale za dużo już tych deszczów, zwierzęta się topią, powódź jest i w ogóle. Trzeba poprosić tego kogoś żeby już nie lał tej wody. Tak narodziły się modlitwy, rytuały i ofiary.
Z czasem ludzie dowiedzieli się jak to się dzieje, że deszcz pada. I że wcale boga do tego nie trzeba. Mało tego, brakuje już rzeczy do których go trzeba, no ale obrzędy i przekonanie że jest ktoś kto to wszystko robi były już bardzo zakorzenione, że ludzie nie przestali wierzyć. Niektórzy :)
Inteligentniejsi ludzie potrafili też kombinować, nieuczciwie również, a byli tacy. (Dotyczy to zarówno tych którzy uprawiali religię dla pieniędzy jak i ateistów, oryginałów jak na starożytność. W Grecji były przeróżne prądy myślowe bo to znamy. Bezpieczniej było postawić agnostyczny pomnik nieznanemu Bogu.)
Mówimy teraz widzę o okresie późniejszym niż początek, 'wszystko mi wolno', zanim pojawił Abracham a dawno już było po czasie wielkich cudów. Otóż to fakt, iż niektórzy obserwatorzy- 'naukowcy' mogli postawić taką tezę choć to hipoteza ludzkiej głupoty, że skoro deszcz kapie z góry, to tam na górze stoi człowiek silniejszy i kapryśny nazwany bogiem. Wiadomo iż byli także ludzie bardziej dociekliwi i zbadali skąd płyną strumienie- a kiedy przestają płynąć w porze b. suchej. Wielu czy chciało czy nie było odważnych, walczących np. z lwami, by też pójść w góry i zobaczyć (oczywiście goniąc jakąś kozicę- tak dla potrzeb naszych dyskusji :)) że deszcz wiąże się z chmurą, ponad nią deszcz już nie popada, woda zawsze spada w dół nie licząc wiatru.
Oczywiście ci którzy jak mówisz stwierdzili że jest Bóg umownie przez B, mieli rację tak samo jak ci którzy sceptycznie podeszli do prostych zjawisk naturalnych, w każdym razie wiara była bardzo powszechna a wieści się rozchodziły o tym. Tyle że zawsze było tak, iż niewielu doświadczyło kontaktu z duchami nie wnikając w temat, wielu tylko akceptowało wieści a niewiedza o naturze zjawisk i jaśniej o Bogu była tylko częścią ich stanu ogólnie. Czynnikiem który zna ludzkość zawsze jest zaufanie i sceptycyzm. Wiara jest składnikiem tego gatunku. Są ludzie którym ufaliśmy oraz tacy inni podejrzani, taka jest rzeczywistość. Jeśli zaś zastanawiasz czy Bóg istnieje szczerze a nie na zasadzie wychowania, to oprócz świadectw ludzi pozostaje sprawa samego Boga i kontaktu z Nim. Abracham był człowiekiem z kręgu kultury Sumeru, ale to mu nie wystarczało, podobnie jak nam współczesnym. Nikt nie pozostaje dzisiaj w XIX wieku. I to w nim pomogło do czegoś dojść. Poszukajmy głębiej.
Biblia jest przykładem wyważonej już koncepcji. Bóg nie jest wszystkim co ludzi otacza, nie jest człowiekiem kapryśmym a jego etyka jest jasna i przedstawiana na przykładach życiowych pośród rzeczywistych problemów dnia codziennego. Zresztą Biblię ustalono w okresie gdy myśl człowieka, konkretnie tego pod wpływem owej etyki, przykazań, była na tyle rozwinięta. Nawet wtedy, Pismo było święte i nienaruszalne, nie chodziło o wykorzystanie głupoty ludzkiej (wierzyć wyłącznie pismom by odrzucać autentycznego żywego Boga) i Bóg się objawiał, szczególnie wśród cudów, w Synu Bożym. Szczególność tego ostatniego jest niepodważalna dla szczerych, sumiennych ludzi. Nie wstydzę się więc po prostu zwracać do Jezusa choć nie widzę, ale znam Go.