O bajdurzeniu niewiernych :-]

Moderatorzy: kansyheniek, Bobo, booris, Junior Admin, Moderatorzy

Awatar użytkownika
kansyheniek
Posty: 3041
Rejestracja: 22 wrz 2007, 18:55
Lokalizacja: Kleve,Niemcy

Post autor: kansyheniek »

Badacz Pism Św. pisze:1007-1013 - druga wojna polsko-niemiecka, tysiące wymordowanej niedawno ochrzczonej (966) ludności,
*1015-1018 - trzecia wojna polsko-niemiecka i pokój w Budziszynie,
*1038-1039 - książę czeski nasz „chrzestny” Brzetysław napada na Polskę. Zajmuje Śląsk a z Gniezna wywozi ciało św. Wojciecha i liczne skarby kościelne.
*1109-1110 - Najazd na Polskę cesarza Henryka V. Obrona Głogowa.
*1124-1128 - Wyprawy misyjne katolickiego biskupa z Bambergu na Pomorze Zachodnie, chrystianizacja „ogniem i mieczem”,
*1157 - wyprawa cesarza Fryderyka Rudobrodego na Polskę.
*1262-1306 - najazdy Litwinów na Polskę,
*1308-1312 - margrabiowie brandenburscy zagrabiają Pomorze Zachodnie.
*1349-1350 - napady Litwinów na Mazowsze, spalenie Warszawy.
*1376 - najazd litewski na Małopolskę.
*1409-1411 - wielka wojna z Krzyżakami.
*1454-1466 - wojna trzynastoletnia między Polską a katolickim zakonem krzyżackim o Pomorze Wschodnie.
A ja głupi myślałem dotychczas,że w konflikcie religijnym muszą się zwalczać co najmniej dwie różne religie... ;-)
Ostatnio zmieniony 13 maja 2009, 19:15 przez kansyheniek, łącznie zmieniany 1 raz.
"NIE JEST WAŻNE KTO MA RACJĘ,ALE CO JEST RACJĄ!!!"

Awatar użytkownika
Yarpen Zirgin
Posty: 15699
Rejestracja: 22 maja 2006, 10:16
Kontakt:

Post autor: Yarpen Zirgin »

Badacz Pism Św. pisze:To tyżeś podał że każda - ja poprawiłem że niemalże każda.
Wiesz co to jest IRONIA?
Udowadnia się winę, a nie niewinność.

Aha... Nie licz na moją odpowiedź na złośliwości, szyderstwa i próby zmiany tematu.

Axanna

Post autor: Axanna »

kansyheniek pisze:A ja głupi myślałem dotychczas,że w konflikcie religijnym muszą się zwalczać co najmniej dwie różne religie... ;-)
tiaaaa....

Awatar użytkownika
Badacz Biblii
Posty: 210
Rejestracja: 19 kwie 2009, 22:10
Lokalizacja: Żuławy
Kontakt:

Re: Biblia-czy to tylko zwykła książka napisana przez człowi

Post autor: Badacz Biblii »

J 14,26:

"Zaś pocieszyciel, Duch Święty, którego pośle Ojciec w imieniu mym, ów was nauczy wszystkiego i przypomni wam wszystko, co powiedziałem wam ja".

Tak więc zdecydowanie Biblia = Księga natchniona przez Boga. :]

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Musashi pisze:ostatnio obserwuje powstanie nowej religii
,, agresywnego ateizmu''
Ludzie sie naczytaja pseudo myslicieli typu Dawkins, i chca byc misjonarzami nowej religii. Nic do nich nie dotrze, zaden glos zdrowego rozsadku. Za nic maja logike i racjonalne mysleniem, mimo ze zwia sie racjonalistami to malo to ma wspolnego z racjonalizmem.
Napisalem nowa religia, ale w gruncie rzeczy jest bardzo stara.
Nie czytałem Dawkinsa, tylko o nim słyszałem. Czemu twierdzisz, że ateista nie myśli zdroworozsądkowo? No właśnie moja logika i racjonalne myślenie wyklucza istnienie boga. Napisałem "moja" bo Twoja widocznie działa inaczej. Pierwsze logiczne pytanie. Na co bogu wierzący ludzie?
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

Awatar użytkownika
Dadaista
Posty: 48
Rejestracja: 26 sie 2013, 15:51

Post autor: Dadaista »

Dżej pisze:Na co bogu wierzący ludzie?
Jest to być może źle zadane pytanie, bo jest to pytanie z tezą ("Bóg potrzebuje do czegoś ludzi"). W rzeczywistości pierwsze pytanie w tej kwestii brzmi: dlaczego jest raczej coś niż nic? I z tym pytaniem muszą się zmierzyć wszyscy dociekliwi ludzie niezależnie od posiadanych atrybutów.

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Można pójść jeszcze dalej - co to jest nic?
Dopiero potem można rozważać czemu coś niż nic - tak mi się zdaje.
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

Awatar użytkownika
Dadaista
Posty: 48
Rejestracja: 26 sie 2013, 15:51

Post autor: Dadaista »

W zasadzie to się zagalopowałem. Pytanie tamto obowiązuje wprawdzie wszystkich, ale wiadomo, w którym kierunku pójdą wierzący. Pytanie do wierzących nr 2 będzie brzmiało: "Po co Bóg stworzył świat i ludzi?". Ja Ci mogę odpowiedzieć w taki sposób, że będziesz mógł mi zadać pytanie nr 3: "Na co Bogu wierzący ludzie?". Mogę też odpowiedzieć w taki sposób, że tego pytania uniknę. Sęk w tym, że wolałbym odpowiadać zgodnie z sumieniem, a nie żeby wyjść z twarzą. Odpowiedź na pytanie nr 2, która w tym momencie jest mi bliska, brzmi: nie wiem. (Jest czymś smutnym, że ludzie, którym zadaje się pytania światopoglądowe, za wszelką cenę udzielają odpowiedzi nawet wtedy, gdy już tylko zgadują, a nie naprawdę wiedzą.).

Jest jednak pytanie, w którym widzę pewną wyższość ludzi wierzących nad niewierzącymi. Brzmi ono: po co istnieje świat i ludzie? Znasz odpowiedź na to pytanie? Bo filozofia zna ich z tysiąc. Sam byłem ateistą przez wiele lat i na pytanie o sens mego istnienia odpowiadałem tak, jakby sensu nie było. Dziś nie znam odpowiedzi na pytanie o sens Boskiego stworzenia świata, ale znam odpowiedź na pytanie o sens ludzkiego życia: ostateczne złączenie z Bogiem. Żeby być dobrze zrozumianym: nie wiem, jak to wygląda z perspektywy Boga, wiem, jak to wygląda z perspektywy człowieka, który wierzy w Boga. Nie znam Boskich powodów, żeby stwarzać człowieka i świat, ale znam sens ludzkiego życia w tym stworzonym świecie. Czy Bóg fatygowałby się tylko po to, aby stworzyć coś takiego jak sens ludzkiego życia? Sens ten powstał z chwilą stworzenia człowieka, po prostu wyższa i nienaruszalna instancja siłą rzeczy nadaje sens czemuś niższemu (tu: ludzkie życie). Nawet jeśli całość nie miałaby sensu (mówię o Boskiej perspektywie stworzenia świata i ludzi), to człowiek nie ogląda przecież całości, a tylko urywek (świat materialny). I ten urywek ma sens, o ile istnieje coś jeszcze i to koniecznie coś wyższego (Bóg). Także sens ogólny doczesnego żywotu jest wyznaczany przez samo istnienie wyższej instancji (tu oczywiście można się wikłać w religijną teorię, a także eschatologiczne spekulacje, ale ja tego nie lubię). Tego sensu ogólnego nie znajduje chyba ateista (mogę się mylić, na pewno ja, będąc ateistą, takiego sensu nie widziałem). Widziałem natomiast sens, nazwijmy go, częściowy, tj. jakiś doczesny cel: zbieranie znaczków, założenie rodziny, wynalezienie lekarstwa na daną chorobę itd. Ten sens odczuwają jednak także i wierzący. Lecz ich perspektywa nie kończy się na doczesności, co w chwilach załamania na pewno daję energię do życia (zatem nawet gdyby Bóg był iluzją, co wykluczam, ale załóżmy, że tak jest: to i tak byłaby to bardzo praktyczna iluzja, sama idea Boga jest więc po prostu potrzebna).

Podsumuję: sens ogólny życia tutaj nadaje coś wyższego, a dzięki temu, że istnieje sens ogólny istnieją też chęci do życia. Inna sprawa, jak umiejętnie czerpać energię z wiary w Boga.

Awatar użytkownika
ShadowLady86
Posty: 4435
Rejestracja: 14 sty 2012, 10:11

Post autor: ShadowLady86 »

Dadaista pisze:W zasadzie to się zagalopowałem. Pytanie tamto obowiązuje wprawdzie wszystkich, ale wiadomo, w którym kierunku pójdą wierzący. Pytanie do wierzących nr 2 będzie brzmiało: "Po co Bóg stworzył świat i ludzi?".
Każdy z nas ma nadzieję (także ateiści), że jego życie ma sens, głębsze znaczenie i że żyje w jakimś konkretnym celu. Tym samym wiele religii podawało przyczynę powstania ludzkości. Czy Biblia podaje powód, w jakim Bóg stworzył człowieka?
Podaje, jednak jest on w sumie dość smutny
Gdy Pan Bóg uczynił ziemię i niebo, nie było jeszcze żadnego krzewu polnego na ziemi, ani żadna trawa polna jeszcze nie wzeszła - bo Pan Bóg nie zsyłał deszczu na ziemię i nie było człowieka, który by uprawiał ziemię i rów kopał w ziemi, aby w ten sposób nawadniać całą powierzchnię gleby - wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. [Rodz 2: 5-7]
Czy to nie dziwne? Bóg tworzy niebo, ziemię, rośliny i zwierzęta... ale nie potrafi stworzyć takich kanałów irygacyjnych, żeby nawadniały... no właśnie, co? Przecież polne trawy i krzewy doskonale sobie radzą bez człowieka. A tu proszę, Bóg nie umie sam sobie nawodnić ogrodu, więc wtedy to stwierdza, że stworzy sobie człowieka.

Wynika to z fakty, że Księga Rodzaju opiera się na wcześniej istniejących mitach sumeryjskich, które opisują "bogów" jako najeźdźców, którzy potrzebowali ludzi jako taniej siły roboczej.

Takie jest więc uzasadnienie powstania człowieka w religiach sumeryjskich i semickich. Mało wzniosłe niestety.

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Dadaista pisze:W zasadzie to się zagalopowałem. Pytanie tamto obowiązuje wprawdzie wszystkich, ale wiadomo, w którym kierunku pójdą wierzący. Pytanie do wierzących nr 2 będzie brzmiało: "Po co Bóg stworzył świat i ludzi?". Ja Ci mogę odpowiedzieć w taki sposób, że będziesz mógł mi zadać pytanie nr 3: "Na co Bogu wierzący ludzie?". Mogę też odpowiedzieć w taki sposób, że tego pytania uniknę. Sęk w tym, że wolałbym odpowiadać zgodnie z sumieniem, a nie żeby wyjść z twarzą. Odpowiedź na pytanie nr 2, która w tym momencie jest mi bliska, brzmi: nie wiem. (Jest czymś smutnym, że ludzie, którym zadaje się pytania światopoglądowe, za wszelką cenę udzielają odpowiedzi nawet wtedy, gdy już tylko zgadują, a nie naprawdę wiedzą.).

Jest jednak pytanie, w którym widzę pewną wyższość ludzi wierzących nad niewierzącymi. Brzmi ono: po co istnieje świat i ludzie? Znasz odpowiedź na to pytanie? Bo filozofia zna ich z tysiąc. Sam byłem ateistą przez wiele lat i na pytanie o sens mego istnienia odpowiadałem tak, jakby sensu nie było. Dziś nie znam odpowiedzi na pytanie o sens Boskiego stworzenia świata, ale znam odpowiedź na pytanie o sens ludzkiego życia: ostateczne złączenie z Bogiem.
Hola, hola.
A skąd masz pewność, że boskiego?
Nie ma nawet pewności, że Bóg istnieje.
Co najwyżej jakaś wiara.
A sensów jest wiele - w zależności od perspektywy.
W sumie to jest niezły chaos.
I tak dla mnie sensem nie jest złączenie się z bytem wymyślonym przez ludzi, wyimaginowanym.
Poza tym każdy człowiek podążą różnymi drogami i dlatego nie może być uniwersalnego sensu, nawet przetrwanie gatunku.
Gdyż co z tymi co nie chcą potomstwa?
Możesz pisać/mówić tylko za siebie w tym wypadku a nie o...ludziach.
Dadaista pisze: Żeby być dobrze zrozumianym: nie wiem, jak to wygląda z perspektywy Boga, wiem, jak to wygląda z perspektywy człowieka, który wierzy w Boga. Nie znam Boskich powodów, żeby stwarzać człowieka i świat, ale znam sens ludzkiego życia w tym stworzonym świecie. Czy Bóg fatygowałby się tylko po to, aby stworzyć coś takiego jak sens ludzkiego życia? Sens ten powstał z chwilą stworzenia człowieka, po prostu wyższa i nienaruszalna instancja siłą rzeczy nadaje sens czemuś niższemu (tu: ludzkie życie). Nawet jeśli całość nie miałaby sensu (mówię o Boskiej perspektywie stworzenia świata i ludzi), to człowiek nie ogląda przecież całości, a tylko urywek (świat materialny). I ten urywek ma sens, o ile istnieje coś jeszcze i to koniecznie coś wyższego (Bóg).
Niekoniecznie.
Mrowisko niema sensu, z powodu istnienia człowieka.
Mrowiska istniały jeszcze przed człowiekiem i też miały sens.
Dadaista pisze: Także sens ogólny doczesnego żywotu jest wyznaczany przez samo istnienie wyższej instancji (tu oczywiście można się wikłać w religijną teorię, a także eschatologiczne spekulacje, ale ja tego nie lubię). Tego sensu ogólnego nie znajduje chyba ateista (mogę się mylić, na pewno ja, będąc ateistą, takiego sensu nie widziałem).
Patrzyłeś na całokształt, nie na szczegóły gdzie tkwi diabeł. :crazy:
Wiele rzeczy jest ze sobą powiązanych.
Głównym sensem jest więc harmonia oddziaływań.
Niemniej dla każdego człowieka to będzie chaos - niczego nie da się przewidzieć, choćby pogody.
Dadaista pisze: Widziałem natomiast sens, nazwijmy go, częściowy, tj. jakiś doczesny cel: zbieranie znaczków, założenie rodziny, wynalezienie lekarstwa na daną chorobę itd. Ten sens odczuwają jednak także i wierzący. Lecz ich perspektywa nie kończy się na doczesności, co w chwilach załamania na pewno daję energię do życia (zatem nawet gdyby Bóg był iluzją, co wykluczam, ale załóżmy, że tak jest: to i tak byłaby to bardzo praktyczna iluzja, sama idea Boga jest więc po prostu potrzebna).
Patrzyłeś na zbyt krótki dystans a nie na to co dalej.
To co dla nas ma sens dla świata z kolei niewielki, dlatego, że jesteśmy na jego tle jedynie pyłkiem.
Dadaista pisze: Podsumuję: sens ogólny życia tutaj nadaje coś wyższego, a dzięki temu, że istnieje sens ogólny istnieją też chęci do życia. Inna sprawa, jak umiejętnie czerpać energię z wiary w Boga.
Ja czerpię energię z jedzenia i muzyki.
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

EMET
Posty: 11282
Rejestracja: 04 wrz 2006, 17:31

Post autor: EMET »

ShadowLady86 pisze:
Dadaista pisze:W zasadzie to się zagalopowałem. Pytanie tamto obowiązuje wprawdzie wszystkich, ale wiadomo, w którym kierunku pójdą wierzący. Pytanie do wierzących nr 2 będzie brzmiało: "Po co Bóg stworzył świat i ludzi?".
Każdy z nas ma nadzieję (także ateiści), że jego życie ma sens, głębsze znaczenie i że żyje w jakimś konkretnym celu. Tym samym wiele religii podawało przyczynę powstania ludzkości. Czy Biblia podaje powód, w jakim Bóg stworzył człowieka?
Podaje, jednak jest on w sumie dość smutny
Gdy Pan Bóg uczynił ziemię i niebo, nie było jeszcze żadnego krzewu polnego na ziemi, ani żadna trawa polna jeszcze nie wzeszła - bo Pan Bóg nie zsyłał deszczu na ziemię i nie było człowieka, który by uprawiał ziemię i rów kopał w ziemi, aby w ten sposób nawadniać całą powierzchnię gleby - wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. [Rodz 2: 5-7]
Czy to nie dziwne? Bóg tworzy niebo, ziemię, rośliny i zwierzęta... ale nie potrafi stworzyć takich kanałów irygacyjnych, żeby nawadniały... no właśnie, co? Przecież polne trawy i krzewy doskonale sobie radzą bez człowieka. A tu proszę, Bóg nie umie sam sobie nawodnić ogrodu, więc wtedy to stwierdza, że stworzy sobie człowieka.

Wynika to z fakty, że Księga Rodzaju opiera się na wcześniej istniejących mitach sumeryjskich, które opisują "bogów" jako najeźdźców, którzy potrzebowali ludzi jako taniej siły roboczej.

Takie jest więc uzasadnienie powstania człowieka w religiach sumeryjskich i semickich. Mało wzniosłe niestety.

EMET:
Taka tyrada słowna i taki wywód, lecz... :-/

Oto oddanie takie np.:
"5 A na ziemi nie było jeszcze żadnego krzewu polnego ani jeszcze nie wschodziła żadna roślinność polna, gdyż Jehowa Bóg nie spuścił na ziemię deszczu, ani nie było człowieka, by uprawiał rolę. 6 Ale opar unosił się z ziemi i nawilżał całą powierzchnię gruntu. 7 I Jehowa Bóg przystąpił do kształtowania człowieka z prochu ziemi, i tchnął w jego nozdrza dech życia, i człowiek stał się duszą żyjącą." -- Ks. Rodzaju 2:5 - 7, PNŚ.

w. 6, jeszcze raz -- "6 Ale opar unosił się z ziemi i nawilżał całą powierzchnię gruntu.".

Zatem: wyjściowym -- do ew. dalszych rozważań -- jest zbadanie jakiejś translacji na bazie zapisu w języku/ach/ oryginału. :->

Stephanos, ps. EMET
„Wielu będzie biegać tu i tam [po hebrajsku: < jᵊszōṭᵊṭû >], i nastanie obfitość prawdziwej wiedzy” -- Daniela 12:4b; ‘PNŚ-2018’, Przypis.

Awatar użytkownika
ShadowLady86
Posty: 4435
Rejestracja: 14 sty 2012, 10:11

Post autor: ShadowLady86 »

Nie istniała roślinność polna (roślinność polna nie jest tożsama z roślinnością uprawną) bo nie było człowieka, który by uprawiał rolę?

Krzewy i ziela polne radzą sobie bez człowieka. Nie mniej jak widać wers poprzedzający sugeruje, że człowiek miał robić na roli.

Dziękuję jednak za zwrócenie uwagi, że tłumaczenie Biblii Tysiąclecia jest dziwne.

Awatar użytkownika
Dadaista
Posty: 48
Rejestracja: 26 sie 2013, 15:51

Post autor: Dadaista »

Dżej pisze:I tak dla mnie sensem nie jest złączenie się z bytem wymyślonym przez ludzi, wyimaginowanym.
Jako niewierzący nie możesz napisać inaczej, ale musisz przyjąć do wiadomości, że tam, gdzie Ty widzisz fantom, inni dostrzegają realny byt.
Dżej pisze:Nie ma nawet pewności, że Bóg istnieje.
A jest pewność, że nie istnieje? Poza tym ja mam pewność, ktoś inny jej nie ma. Nie tego dotyczy dyskusja, ale tego, co daje wiara, która już w człowieku jest i dlaczego istnienie owej wiary jest lepsze, niż gdy jej nie ma.
Dżej pisze:A sensów jest wiele - w zależności od perspektywy.
O tym to i ja pisałem, zaznaczając, że owa wielość sensów nie jest obca także wierzącym. Każdy coś robi na Ziemi, każdy ma swoje pasje, rodzinę itd. Doczesny sens człowiek sobie zawsze może znaleźć, niezależnie od wyznawanego światopoglądu. Jednak wierzący znajdzie także ZAWSZE sens ogólny, sens życia w ogóle, natomiast ateista nie zawsze. Jesteś tego najlepszym przykładem, gdyż sam stwierdziłeś, że nie ma uniwersalnego sensu. A zgodnie z pouczeniem, które napisałeś chwilę później, możesz mówić tylko za siebie. A zatem ustalmy: dla teisty życie zawsze ma sens, a ów sens nadaje samo istnienie wyższej nienaruszalnej instancji (w moim przypadku jest to osobowy Bóg), dla ateisty życie (nie tylko Twoje, ale ogólnie) może nie mieć sensu.
Dżej pisze:Mrowisko niema sensu, z powodu istnienia człowieka.
Bo mrowisko ma sens z powodu istnienia Boga. Podałeś zadziwiająco nietrafną analogię, ponieważ relacja między mrówkami a ludźmi może wcale nie istnieć, zaś między Bogiem a ludźmi istnieje. Ludzie też nie są twórcami mrówek, tak jak Bóg jest stwórcą ludzi. Ludzie więc nie istnieli przed Bogiem, tak jak mrówki przed ludźmi. A zatem moje słowa z poprzedniego komentarza pozostają aktualne.
Dżej pisze:Wiele rzeczy jest ze sobą powiązanych.
Głównym sensem jest więc harmonia oddziaływań.
Niemniej dla każdego człowieka to będzie chaos - niczego nie da się przewidzieć, choćby pogody.
Zacząłeś jak nigdy, skończyłeś jak zawsze. Chaos wyklucza jakikolwiek sens, a zatem nie widzisz sensu, a owa "harmonia oddziaływań" jest niczym więcej jak piękną metaforą (jeszcze nie ustaliłem czego dotyczy ;p).
Dżej pisze:Patrzyłeś na zbyt krótki dystans a nie na to co dalej.
To co dla nas ma sens dla świata z kolei niewielki, dlatego, że jesteśmy na jego tle jedynie pyłkiem.
Kompletnie nie rozumiem, w jakim sensie patrzyłem na zbyt krótki dystans, skoro właśnie dowiodłeś, że owa dłuższa perspektywa (perspektywa świata, nie człowieka) tym gorzej świadczy o naszym tutejszym życiu i nadawaniu małym rzeczom większego znaczenia. Doprawdy trudno zrozumieć Twoją argumentację, tym bardziej że potwierdziłeś tylko moje stanowisko: ateista, który sięga myślą poza swoje bycie, a może nawet bycie całej ludzkości, nie widzi żadnego sensu w naszych małych namiętnościach, które targają nami w doczesnym życiu. Potwierdzasz mój pogląd: ateista nie widzi tego, co nazwałem we wcześniejszym poście sensem ogólnym.

Nie mam też bladego pojęcia, cóż to znaczy w ustach ateisty stwierdzenie, że to, co dla ludzi ma sens, dla świata ma sens niewielki? To ten świat czuje? Konkretnie o czym (a w zasadzie: o kim) mówisz? Świat razem wzięty jest czymś osobowym czy bezosobowym? Jeśli bezosobowym, to Twoje twierdzenie jest istnym absurdem. Jeśli osobowym, to... bardzo interesujące rzeczy prawisz, nie omieszkam następnym razem o parę spraw podpytać.

I jeszcze dodam, że teiści (na tle Boga) także uważają się tylko za pyłek, zasadnicza różnica między nimi a ateistami będzie jednak wciąż taka, że wierzący nie nazwą swego jestestwa bezwartościowym i nic nie znaczącym, bo jeśli istnieje Bóg, Stwórca świata, to wszystko ma sens. Ateista zaś nie tylko nie widzi sensu (to jeszcze nic nie znaczy), ale jest także przekonany, że ten sens faktycznie nie istnieje. Teista też może nie dostrzegać w czymś sensu, ale podskórnie czuje, że sens istnieje. A z tego pochodzi energia życiowa, o której więcej w następnym punkcie.
Dżej pisze:Ja czerpię energię z jedzenia i muzyki.
Albo nie zrozumiałeś, albo celowo spłaszczasz moje słowa. Chodzi o energię do życia, której potrzebuje np. osoba w depresji przekonana, że nic nie może się udać, bo nic nie ma sensu. Obżarstwo ani melomania sprawi nie załatwi. Faktyczna energia do życia bierze się bowiem ze spojrzenia na świat, a jeśli owo spojrzenie na starcie wyklucza ogólny sens, a już na pewno sens istnienia człowieka, to zdecydowanie gorzej ktoś taki znosić będzie porażki. Wiara w Boga (mówię o prawdziwej wierze, nie o pokazówce, chodzeniu do Kościoła, bo taki nawyk i obchodzeniu świąt, bo taka tradycja) nadaje sens całemu wszechświatowi, a to pociąga za sobą dalsze konsekwencje: życie ludzi i - co superistotne - moje życie ma wartość i sens. Więc warto żyć i warto żyć moralnie, nawet wtedy gdy nikt nie patrzy (bo Bóg patrzy).

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Dadaista pisze: Jako niewierzący nie możesz napisać inaczej, ale musisz przyjąć do wiadomości, że tam, gdzie Ty widzisz fantom, inni dostrzegają realny byt.
Każdy widzi to co chce. Tylko nie zawsze to co chce jest prawdą a w Biblii jest napisane, że prawda ma nas wyzwolić.
Dadaista pisze: A jest pewność, że nie istnieje? Poza tym ja mam pewność, ktoś inny jej nie ma. Nie tego dotyczy dyskusja, ale tego, co daje wiara, która już w człowieku jest i dlaczego istnienie owej wiary jest lepsze, niż gdy jej nie ma.
Biblijny? No mam pewność a to dlatego, że Biblię spisali ludzie i jak na przekaz do ludzi z wszystkich epok zbyt niejasny.
Doskonała istota raczej chciałaby by to co mówi było zrozumiałe, inaczej nie ma sensu przemawiać.
A nie jest, gdyż od ok. 2000 lat ludzie nadal się spierają o treść.
Poza wymysłami ludzi - tak to odbieram - mogłaby istnieć doskonała istota, tylko nie widzę tu żadnej logiki czemu miałaby istnieć i zajmować się akurat ludźmi - nic nie znaczącym pyłkiem na tle wszechświata.
Dadaista pisze:
Dżej pisze:A sensów jest wiele - w zależności od perspektywy.
O tym to i ja pisałem, zaznaczając, że owa wielość sensów nie jest obca także wierzącym. Każdy coś robi na Ziemi, każdy ma swoje pasje, rodzinę itd. Doczesny sens człowiek sobie zawsze może znaleźć, niezależnie od wyznawanego światopoglądu. Jednak wierzący znajdzie także ZAWSZE sens ogólny, sens życia w ogóle, natomiast ateista nie zawsze. Jesteś tego najlepszym przykładem, gdyż sam stwierdziłeś, że nie ma uniwersalnego sensu. A zgodnie z pouczeniem, które napisałeś chwilę później, możesz mówić tylko za siebie. A zatem ustalmy: dla teisty życie zawsze ma sens, a ów sens nadaje samo istnienie wyższej nienaruszalnej instancji (w moim przypadku jest to osobowy Bóg), dla ateisty życie (nie tylko Twoje, ale ogólnie) może nie mieć sensu.
Lecz nie musi. Życie ogólnie ma za cel doskonalenie metod przetrwania no i trwanie.
Co nie znaczy, że każdy chciałby trwać.
Dadaista pisze: Bo mrowisko ma sens z powodu istnienia Boga.
Raczej ma sens, gdyż mrówki mają gdzie mieszkać.
Dadaista pisze: Podałeś zadziwiająco nietrafną analogię, ponieważ relacja między mrówkami a ludźmi może wcale nie istnieć, zaś między Bogiem a ludźmi istnieje.
Tylko z mego punktu widzenia jest to relacja bardzo jednostronna.
I myślę jednak, że trafna analogia.
Mrówka może mieć człowieka za Boga jak go zobaczy a człowiek może mieć ją w nosie.
Dadaista pisze: Ludzie też nie są twórcami mrówek, tak jak Bóg jest stwórcą ludzi.
O ile jest.
Dadaista pisze: Ludzie więc nie istnieli przed Bogiem, tak jak mrówki przed ludźmi. A zatem moje słowa z poprzedniego komentarza pozostają aktualne.
Wychodząc z założenia, że wymyślili Boga raczej istnieli przed.
Dadaista pisze: Zacząłeś jak nigdy, skończyłeś jak zawsze. Chaos wyklucza jakikolwiek sens, a zatem nie widzisz sensu, a owa "harmonia oddziaływań" jest niczym więcej jak piękną metaforą (jeszcze nie ustaliłem czego dotyczy ;p).
Harmonia na zasadzie, że mimo chaosu wszystko o jakoś funkcjonuje.
Jak robię kotlety mielone to przecież nie wyznaczam konkretnych miejsc przyprawom, tylko je sypię.
Kwestia tylko odpowiedniej ich ilości by były smaczne.
Jako jedzenie świetnie funkcjonują mimo chaosu podczas mieszania, które w miarę równomiernie rozprowadza przyprawy.
Tak więc to co postrzegamy jako chaos nie musi być nim do końca.
Z drugiej strony jeśli wszystko musi mieć plan to kto planował powstanie Stwórcy?
Dadaista pisze: Kompletnie nie rozumiem, w jakim sensie patrzyłem na zbyt krótki dystans, skoro właśnie dowiodłeś, że owa dłuższa perspektywa (perspektywa świata, nie człowieka) tym gorzej świadczy o naszym tutejszym życiu i nadawaniu małym rzeczom większego znaczenia. Doprawdy trudno zrozumieć Twoją argumentację, tym bardziej że potwierdziłeś tylko moje stanowisko: ateista, który sięga myślą poza swoje bycie, a może nawet bycie całej ludzkości, nie widzi żadnego sensu w naszych małych namiętnościach, które targają nami w doczesnym życiu. Potwierdzasz mój pogląd: ateista nie widzi tego, co nazwałem we wcześniejszym poście sensem ogólnym.
Sens widzę gdy są jakieś wartości.
Namiętność może skończyć się zdradą.
;-)
Krótki okres, gdyż nie patrzyłeś dalej w przyszłość.
A prawda jest taka, że wszelkie monumentalne budowle wcześniej czy później zniszczy wielka kosmiczna katastrofa.
Jest sens budowania bo turyści bo duma i chwała architektom, lecz w dłuższej perspektywie czasu zwyczajnie ot nie przetrwa.
Nawet Wielki Mur Chiński niszczeje i ponoszą ogromne koszta by go odbudowywać/naprawiać.
W tym względzie jaki jest sens?
No potrafili, kiedyś budowniczowie byli niesamowici, lecz nawet UNESCO nie ochroni przez np. zmianą słońca i późniejszym jego zgaśnięciem.
Jeśli człowiek nie zmądrzeje to nawet nie będzie kto miał oglądać zdjęć tegoż muru.
Dadaista pisze: Nie mam też bladego pojęcia, cóż to znaczy w ustach ateisty stwierdzenie, że to, co dla ludzi ma sens, dla świata ma sens niewielki? To ten świat czuje? Konkretnie o czym (a w zasadzie: o kim) mówisz? Świat razem wzięty jest czymś osobowym czy bezosobowym? Jeśli bezosobowym, to Twoje twierdzenie jest istnym absurdem. Jeśli osobowym, to... bardzo interesujące rzeczy prawisz, nie omieszkam następnym razem o parę spraw podpytać.
Nie musi być wcale świat czymś osobowym by dla niego był jakiś sens lub jego brak.
Ogólnie chodzi o to, że nie ma znaczenia- w sensie w żaden specjalny sposób na świat nie wpłynie - to co dla nas ludzi ma sens.
Nasze losy niewiele w świecie zmienią, prawie nic.
Dlatego w ogólnym rozrachunku na tle świata nasze problemy nic nie znaczą, nie mają zatem sensu.
Dadaista pisze: I jeszcze dodam, że teiści (na tle Boga) także uważają się tylko za pyłek, zasadnicza różnica między nimi a ateistami będzie jednak wciąż taka, że wierzący nie nazwą swego jestestwa bezwartościowym i nic nie znaczącym, bo jeśli istnieje Bóg, Stwórca świata, to wszystko ma sens. Ateista zaś nie tylko nie widzi sensu (to jeszcze nic nie znaczy), ale jest także przekonany, że ten sens faktycznie nie istnieje. Teista też może nie dostrzegać w czymś sensu, ale podskórnie czuje, że sens istnieje. A z tego pochodzi energia życiowa, o której więcej w następnym punkcie.
Różnica raczej polega na tym, że ateista nie uzależnia sensu swego życia od Boga.
Moje życie ma sens z paru względów - mogę wielu osobom pomóc i im dłużej żyję tym więcej mogę pomóc.
Ma też sens ze względu na moją pasję - tworząc upiększam i urozmaicam komuś przestrzeń życiową.
Te dwie sprawy rzutują na to, że widzę sens swego życia i Bóg mi do tego zbędny.
Co do energii życiowej, mam nadzieję, że nie rzucisz jakimś tekstem o bioenergoterapeutyce i jakiś energiach we wszechświecie.
Wszystko jest energią, jednak w żadne nieudokumentowane wydumki nie uwierzę.
Dadaista pisze: Albo nie zrozumiałeś, albo celowo spłaszczasz moje słowa. Chodzi o energię do życia, której potrzebuje np. osoba w depresji przekonana, że nic nie może się udać, bo nic nie ma sensu.
Nie spłaszczam.
Muzyka dodaje mi właśnie takiej energii i pozwala wyjść z depresji.
Co do reszty też nie potrzebuję Boga, wystarczy zasada - nigdy się nie poddawać i to w zupełności starczy by nie wychodzić z założenia, że coś się nie uda.
Co nie znaczy też, że trzeba w każde przedsięwzięcie ślepo wierzyć ignorując wszelkie informacje na dany temat.
Jeżeli są jakieś przesłanki, dlaczego coś nie może się udać to albo przeskakuję przeszkodę albo jak to nie jest wykonalne ze względów chociażby finansowych szukam coś innego a podobnego.
Może na przykład na mniejszą skalę na początek?
Dadaista pisze: Obżarstwo ani melomania sprawi nie załatwi. Faktyczna energia do życia bierze się bowiem ze spojrzenia na świat, a jeśli owo spojrzenie na starcie wyklucza ogólny sens, a już na pewno sens istnienia człowieka, to zdecydowanie gorzej ktoś taki znosić będzie porażki.
Niekoniecznie.
Jeżeli nic niema sensu niema się czym przejmować.
Dadaista pisze: Wiara w Boga (mówię o prawdziwej wierze, nie o pokazówce, chodzeniu do Kościoła, bo taki nawyk i obchodzeniu świąt, bo taka tradycja) nadaje sens całemu wszechświatowi, a to pociąga za sobą dalsze konsekwencje: życie ludzi i - co superistotne - moje życie ma wartość i sens. Więc warto żyć i warto żyć moralnie, nawet wtedy gdy nikt nie patrzy (bo Bóg patrzy).
Tylko jak pisałem Bóg mi do tego nie potrzebny by widzieć sens.
Raczej sens jest w tym, że to ja jestem potrzebny ludziom.
Co do moralności to z definicji jest dobra o tyle, że pozwala współegzystować różnym ludziom.
Z drugiej strony moralność rozumiana jako norma społeczna może być archaiczna i tak na prawdę świadczyć jedynie o złej kondycji psychicznej społeczeństwa.
Weźmy np. takie ubranie.
Latem jest niesamowity upał i wszyscy ubrani.
Załóżmy, że ci ludzie nie opalają się specjalnie ani długo na słońcu nie stoją.
Po co te ubranie?
Z szacunku do siebie wstydzą się pokazać swoich ciał bo mogliby się ośmieszyć.
Człowiek zadbany nie powinien mieć powodów do wstydu.
Oczywiście dobre by to było gdyby nie choroby a na nie człowiek nie ma wpływu.
Niemniej nie oszukujmy się, że większość ludzi zwyczajnie nie dba o swoje zdrowie.
Z szacunku do siebie się zakrywają, ale jakoś brak go(szacunku) by zadbać o siebie.
Szanować swoje ciało, które pewnie nazwałbyś dziełem bożym.
;-)
A zwykle ludzie w depresji nie dbają o siebie.
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

Awatar użytkownika
Dadaista
Posty: 48
Rejestracja: 26 sie 2013, 15:51

Post autor: Dadaista »

Nie odpowiadam na fragmenty, które ściśle nie dotyczą mojej dyskusji z Tobą, czyli nie mam zamiaru uzasadniać swojej wiary, bo robiłem to tysiące razy w innych miejscach (poza tym forum) i z doświadczenia wiem, że takie dysputy nie przynoszą żadnej ze stron korzyści. Napisałeś na forum biblijnym blisko 2 tysiące komentarzy, wciąż Ci się chce prowadzić te same jałowe dyskusje? Ty masz swoją pewność, ja mam swoją pewność. Kropka. Dyskusja tyczy się tego, co z tego wynika. Przyjmuję do wiadomości, że uważasz Boga za wymysł ludzi i patrzę, co z tego wynika. Ty przyjmij do wiadomości, że uważam Boga za stwórcę świata i ludzi i pokaż mi, co z tego wynika. Jakże trudno tu (i gdziekolwiek indziej) porozmawiać z kimś, kto by trzymał się przedmiotu debaty i nie zbaczał z głównego toru.
Dżej pisze:Lecz nie musi. Życie ogólnie ma za cel doskonalenie metod przetrwania no i trwanie.
Co nie znaczy, że każdy chciałby trwać.
Lecz nie mówisz nic, coby przeczyło moim słowom. Teista zawsze widzi sens ogólny, ateista nie zawsze. Kiedy piszę: "dla ateisty życie może nie mieć sensu", nie musisz dopisywać: "lecz nie musi", bo wyraz "może", który postawiłem świadomie, zostawia taką ewentualność dla niewierzących. Najważniejsze jest tu, że ogół wierzących w osobowego Boga na pewno nie ma z tą kwestią kłopotu, a ateista najczęściej ma.

Piszesz, że życia ma za cel trwanie, a czym jest trwanie, jeśli nie życiem samym? Błędne koło.

Co do fragmentu z mrówkami - z mojego punktu widzenia (Bóg jako stwórca świata) analogia nie istnieje, wytłumaczyłem dlaczego. Stąd też Twoje promowanie ateizmu jest nie na miejscu, gdyż zobowiązany byłeś podać analogię zgodną z moim światopoglądem i jednocześnie obalającą go. Nie zrobiłeś tego. Nie wykazałeś, że istnienie wyższej instancji będącej w relacji z istotami niższymi, tak jak to bywa w relacji Bóg-ludzie, nie zapewnia automatycznie istotom niższym poczucia sensu całego świata. Zamiast tego podałeś nietrafiony przykład z ludźmi i mrówkami. Gdy go zbiłem, zacząłeś promować ateizm. Pomieszały Ci się porządki. Nie jest bowiem istotne, co Ty twierdzisz o mojej wierze, jest istotne, co wynika z mojej wiary (która już jest i z tym faktem musisz się pogodzić). Stoję na stanowisku, że wynika z niej poczucie sensu całego życia, ów sens zapewnia istnienie nienaruszalnej wyższej instancji. Jeśli twierdzisz, że to nieprawda, musisz podać podobny przykład relacji między dwiema rzeczami (podobny do relacji Bóg-ludzie) i wykazać, że skoro w tym przypadku nie zapewnia to istotom niższym tego, co nazwałem sensem ogólnym, to może tak być także w przypadku mojej wiary.
Dżej pisze:Harmonia na zasadzie, że mimo chaosu wszystko o jakoś funkcjonuje.
Funkcjonuje, lecz zmierza donikąd, a zatem jest bezcelowe. Czy nie taki jest Twój pogląd? W ostatecznym więc rachunku jest chaosem, czymś bezmyślnymi być może nawet niepotrzebnym. A zatem wciąż: nie widzisz sensu ogólnego. Dostrzegasz jedynie sens częściowy; trybiki w maszynie spełniają swoje funkcje, lecz praca całej maszyny jest bezcelowa, bezproduktywna i w ogóle po co ta maszyna pracuje? Czy to nie zgodne z Twoim postrzeganiem rzeczywistości?
Dżej pisze:Krótki okres, gdyż nie patrzyłeś dalej w przyszłość.
A prawda jest taka, że wszelkie monumentalne budowle wcześniej czy później zniszczy wielka kosmiczna katastrofa.
Jest sens budowania bo turyści bo duma i chwała architektom, lecz w dłuższej perspektywie czasu zwyczajnie ot nie przetrwa.
Niech Ci będzie: patrzyłem na zbyt krótki dystans. I? I co z tego? Po co ta (niepotrzebna, ale mniejsza z tym) uwaga, skoro Twój wniosek jest dokładnie taki sam jak u mnie: w dłuższej perspektywie ateista najczęściej nie widzi sensu ludzkiej działalności (tym samym nie widzi sensu ogólnego). Piszę to, odkąd pojawiłem się w tym temacie i piszę to chociaż, jak twierdzisz, nie patrzyłem dalej w przyszłość (ciekawe więc skąd wiedziałem, jak się sprawy mają z ateistami?).
Dżej pisze:Dlatego w ogólnym rozrachunku na tle świata nasze problemy nic nie znaczą, nie mają zatem sensu.
Czyli znowu: potwierdzasz, że nie widzisz sensu ogólnego, a jest tak, bo nie dostrzegasz istnienia wyższej instancji. Jest po prostu świat i jesteśmy my, którzy wobec świata nic nie znaczymy. Nic innego, gdy charakteryzowałem poglądy ateistów, nie stwierdziłem, więc doprawdy nie rozumiem, skąd ta cała dyskusja, skoro w każdym fragmencie mi przytakujesz.

Wobec powyższych ustaleń mogę jedynie stwierdzić, że wybitnie smutny i horrendalnie koszmarny musi to być świat, w którym życie jednostki (w dłuższej perspektywie) jest pozbawione sensu. Ale mniejsza z tym, bo wciąż rodzi się to samo pytanie co wcześniej: dlaczego bezosobowy świat miałby być czymś lepszym od człowieka? Bo jest fizycznie większy? Tylko nie przecz, że świata nie uważasz za lepszą rzecz od ludzi, bo w końcu to Ty piszesz o tym, jak wyglądają ludzie na tle świata. To nie świat jest na tle ludzi, ale ludzi na tle świata. A zatem świat jest tu czymś lepszym, jest miernikiem ludzkich wartości. Dlaczego bezosobowy świat jest takim miernikiem? Skoro jest bezosobowy, to już przez sam ten fakt jest niżej od ludzi, bo nawet najpiękniejsze krzesło w hierarchii bytów będzie poniżej najpodlejszego pająka, gdyż nie posiada istnienia (a jedynie bycie). Dziwna ta Twoja filozofia: ograbiać pyłek myślący (tu: ludzi) z sensu, a przyznawać go ogromnej bezosobowej czasoprzestrzeni. Ja bym powiedział (gdybym był na Twoim miejscu), że świat ma o tyle sens, o ile istnieje ktoś, kto jest w stanie ten świat świadomie przeżywać. Bez ludzi i Ziemi więc świat straci swoją całą znaną wartość.

Tak że gdybym był na Twoim miejscu, to świat porównywałbym do ludzi, a nie odwrotnie, bo myślenie zawsze postawię nad niemyśleniem, niemniej masz rację w tym, że sens ogólny wciąż byłby (najprawdopodobniej) niedostrzegalny. Do tego potrzeba Boga, Boga nie dostrzegasz, nie dostrzegasz (najczęściej) sensu ogólnego. Informacje nawiasowe stawiam asekuracyjnie, bo być może któryś ateista kiedyś mnie zaskoczy i wskaże oraz uzasadni, dlaczego widzi sens ogólny, pomimo że nie wierzy w Boga. Do tej pory się z czymś takim nie spotkałem.
Dżej pisze:Różnica raczej polega na tym, że ateista nie uzależnia sensu swego życia od Boga.
I dlatego nie widzi sensu ogólnego, a jedynie sens częściowy (który dostrzega także teista). Piszesz o swoich pasjach, a ja spytam: po co? Wyprzedziłem Cię o kilka dni, bo to samo pisałem w drugim komentarzu w tym temacie. Tak, każdy człowiek niezależnie od wyznawanego światopoglądu może znaleźć sobie doczesny cel. Nie jest to rewelacyjne odkrycie. Jednakże teista dostrzega także ogólny cel, którym jest Bóg, zaś ateista takiego celu nie dostrzega. Napisałem to wcześniej, zacząłeś z tym polemizować, a teraz w każdym fragmencie potwierdzasz moje stanowisko. Dyskutujesz ze mną, bo mam etykietę teisty, czy po prostu nie złapałeś tego, co od początku twierdzę? Na razie jedyną kwestią, w której nie jesteś ze mną zgodny, jest sprawa istnienia Boga. To jednak nie jest sednem naszej rozmowy, ja na początku przyjąłem do wiadomości, że jesteś ateistą, i wykazałem, że wynika z tego, iż nie dostrzegasz (znowu asekuracja: najprawdopodobniej) sensu ogólnego. Jeśli się z tym nie zgadzasz, to użyj w końcu jakiegokolwiek kontrargumentu, bo dziwnie się czuję, gdy twierdzisz, iż nie zgadzasz się z moim stanowiskiem, i co rusz je potwierdzasz. Hm...
Dżej pisze:Muzyka dodaje mi właśnie takiej energii i pozwala wyjść z depresji.
Uwierz: tak samo mają teiści. Jednak (autocytat) "faktyczna energia do życia bierze się bowiem ze spojrzenia na świat, a jeśli owo spojrzenie na starcie wyklucza ogólny sens, a już na pewno sens istnienia człowieka, to zdecydowanie gorzej ktoś taki znosić będzie porażki". Taka jest moja teza. Ktoś, kto naprawdę wierzy w Boga (wykluczyłem już wcześniej wiarę na pokaz i wiarę powierzchowną), jest nie do złamania, a już na pewno złamać go najtrudniej. Chcesz dowodów? Przeczytaj relację ateisty Jeana Amery'ego w książce "Poza winą i karą. Próby przełamania podjęte przez złamanego", gdzie dowodził, że wobec obozowego horroru (mowa o nazistowskich obozach zagłady) człowiek nauki jest zupełnie nagi, jedynie ci, którzy wierzą w Boga, mają swoją nadzieję i są nie do pokonania. Jak chcesz, to podam Ci dokładny cytat, teraz mi się szukać nie chce, choć książkę mam na wyciągnięcie ręki. Facet był torturowany i zdał tylko relację z tego, co sam przeżył i widział. O taką energię życiową mi chodzi, o wieczną niegasnącą nadzieję (pomimo wszelkich przeciwieństw losu), której dostarcza wiara w Boga.
Dżej pisze:Jeżeli nic niema sensu niema się czym przejmować.
To jest moim zdaniem hiperbzdura. W ogólnym sensie życie ludzi nie ma sensu, to jest Twoje stanowisko. Faktycznie niczym się więc nie przejmujesz? A nawet gdybyś nie dostrzegał nawet sensu częściowego, nie miał żadnego doczesnego celu, nie przejmowałbyś się np. śmiercią kogoś bliskiego? Było wiele odmian hedonizmu, niektóre w niczym nie widziały sensu, więc zalecały życie przemienić w beztroską zabawę. I nagle dochodzi do katastrofy - człowiek w wyniku wypadku zostaje kaleką. Koniec zabawy. Nic nie ma sensu, ale jakoś tak trudno nie przejmować się tym, że zdrowe ciało zostało zrujnowane, a zabawa przestała być osiągalna, czyż nie?
Dżej pisze:Co do moralności to z definicji jest dobra o tyle, że pozwala współegzystować różnym ludziom.
Wykład o moralności przyjąłem do wiadomości (fajne rymy, co? ;p), ale nie do końca mnie zrozumiałeś. Chodziło mi o to, że człowiek wierzący ma jeden powód więcej, aby nie zrobić czegoś złego. Taki człowiek bowiem wierzy, że z każdego czynu będzie (w taki czy inny sposób; jak pisałem wcześniej, nie interesują mnie eschatologiczne spekulacje) sądzony. Załóżmy, że mamy dwoje podobnych ludzi w takiej samej sytuacji: każdy może zrobić czyn niezgodny z prawem i moralnością i każdy ma pewność, że nie spotka go za to żadna kara. Obu mężczyzn może powstrzymać jeszcze zawsze jakieś niespodziewane wydarzenie, ale ateisty na pewno nie powstrzyma wiara w Boga, zaś teista może się przerazić, iż Bóg go w tym momencie obserwuje. Bóg go obserwuje i Bóg wie, że człowiek ten ma świadomość, iż źle robi, a i tak to robi.

Ateista może uzasadniać swoje moralne postępowanie, jak chce, teista już ma gotową odpowiedź i - co bardzo ważne - owo rozwiązanie jest niezbywalne, nie można go zanegować, bo z ideą Boga nic już więcej nie można zrobić. Jeśli się wierzy w Boga, to jest koniec wszelkich dyskusji: trzeba postępować moralnie i jest w tym wyższy sens i cel (np. zbawienie).

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateiści i agnostycy”