Spokojnie, nie musisz nic uzasadniać tysiące razy, a w sumie na dobrą sprawę to chyba żaden problem po prostu skopiować tekst.Dadaista pisze:Nie odpowiadam na fragmenty, które ściśle nie dotyczą mojej dyskusji z Tobą, czyli nie mam zamiaru uzasadniać swojej wiary, bo robiłem to tysiące razy w innych miejscach (poza tym forum) i z doświadczenia wiem, że takie dysputy nie przynoszą żadnej ze stron korzyści. Napisałeś na forum biblijnym blisko 2 tysiące komentarzy, wciąż Ci się chce prowadzić te same jałowe dyskusje? Ty masz swoją pewność, ja mam swoją pewność. Kropka. Dyskusja tyczy się tego, co z tego wynika. Przyjmuję do wiadomości, że uważasz Boga za wymysł ludzi i patrzę, co z tego wynika. Ty przyjmij do wiadomości, że uważam Boga za stwórcę świata i ludzi i pokaż mi, co z tego wynika. Jakże trudno tu (i gdziekolwiek indziej) porozmawiać z kimś, kto by trzymał się przedmiotu debaty i nie zbaczał z głównego toru.
Jeśli mocno wierzysz to znaczy, że nie jest to nieszczere i niewiele mające wspólnego z prawdziwą wiarą.
Nie mam nic przeciw wierzącym o ile nie czynią nikomu krzywdy.
Lecz nie mówisz nic, coby przeczyło moim słowom. Teista zawsze widzi sens ogólny, ateista nie zawsze. Kiedy piszę: "dla ateisty życie może nie mieć sensu", nie musisz dopisywać: "lecz nie musi", bo wyraz "może", który postawiłem świadomie, zostawia taką ewentualność dla niewierzących. Najważniejsze jest tu, że ogół wierzących w osobowego Boga na pewno nie ma z tą kwestią kłopotu, a ateista najczęściej ma.[/quote]Dżej pisze:Lecz nie musi. Życie ogólnie ma za cel doskonalenie metod przetrwania no i trwanie.
Co nie znaczy, że każdy chciałby trwać.
Czemu ma?
I czy każdy widzi ten sam sens, nawet ogólny?
Czy na prawdę musi być Bóg by cokolwiek miało sens?
Wydaje mi się to bezzasadne.
Wcale nie.Dadaista pisze: Piszesz, że życia ma za cel trwanie, a czym jest trwanie, jeśli nie życiem samym? Błędne koło.
Góry też trwają a są martwe, planeta trwa i to taka jak gazowy Jowisz - wątpię by tam było jakiekolwiek życie.
Poza tym nawet gdyby odnieść do życia jakiekolwiek trwanie to...ludzkie życie ma limit, trwanie gatunku też ma limit a więc.
Trwanie to cel dla życia i proces, jednak nie dotyczy funkcji życiowych.
Gdyż jak już pisałem góry też trwają.
A przede wszystkim wszystko jest energią.
Tylko czy np. fotony żyją?
No ok. Tylko, że jeśli ja widzę sens swego życia a żyję bez Boga to chyba dobry przykład, że się tak da?Dadaista pisze: Co do fragmentu z mrówkami - z mojego punktu widzenia (Bóg jako stwórca świata) analogia nie istnieje, wytłumaczyłem dlaczego. Stąd też Twoje promowanie ateizmu jest nie na miejscu, gdyż zobowiązany byłeś podać analogię zgodną z moim światopoglądem i jednocześnie obalającą go. Nie zrobiłeś tego. Nie wykazałeś, że istnienie wyższej instancji będącej w relacji z istotami niższymi, tak jak to bywa w relacji Bóg-ludzie, nie zapewnia automatycznie istotom niższym poczucia sensu całego świata. Zamiast tego podałeś nietrafiony przykład z ludźmi i mrówkami. Gdy go zbiłem, zacząłeś promować ateizm. Pomieszały Ci się porządki. Nie jest bowiem istotne, co Ty twierdzisz o mojej wierze, jest istotne, co wynika z mojej wiary (która już jest i z tym faktem musisz się pogodzić). Stoję na stanowisku, że wynika z niej poczucie sensu całego życia, ów sens zapewnia istnienie nienaruszalnej wyższej instancji. Jeśli twierdzisz, że to nieprawda, musisz podać podobny przykład relacji między dwiema rzeczami (podobny do relacji Bóg-ludzie) i wykazać, że skoro w tym przypadku nie zapewnia to istotom niższym tego, co nazwałem sensem ogólnym, to może tak być także w przypadku mojej wiary.
Lecz jak nie chcesz przykładu bezpośrednio z życia to inaczej.
Czy sensem życia Żydów było istnienie Faraona?
W Egipcie on miał wyższą instancję.
To ludzie potrzebują celów by mieć motywację.Dadaista pisze:Funkcjonuje, lecz zmierza donikąd, a zatem jest bezcelowe. Czy nie taki jest Twój pogląd? W ostatecznym więc rachunku jest chaosem, czymś bezmyślnymi być może nawet niepotrzebnym. A zatem wciąż: nie widzisz sensu ogólnego. Dostrzegasz jedynie sens częściowy; trybiki w maszynie spełniają swoje funkcje, lecz praca całej maszyny jest bezcelowa, bezproduktywna i w ogóle po co ta maszyna pracuje? Czy to nie zgodne z Twoim postrzeganiem rzeczywistości?Dżej pisze:Harmonia na zasadzie, że mimo chaosu wszystko o jakoś funkcjonuje.
Skała nie musi mieć motywacji by wywołać lawinę.
Nie ma celu zasypać wszystkiego tam na dole.
Chyba nie po to miałaby być stworzona przez Boga.
Albo wytłumacz mi sens spadania meteorytów.
A jaki sens ogólny jest w tym, że Bóg zostawia cały kosmos odłogiem i zajmuje się tylko ludźmi?
No jak zostawia odłogiem to chaos być musi - nie zaprzeczysz.
Co nadal nie zmienia faktu, że sensem życia człowieka wcale nie musi być oddawanie komuś pokłonów.
Więc albo wszystko jest bezsensowne, albo sens jest taki - że...wszystko kwestią przypadku.
Ewentualnie nie jest znany, niemniej nadal nie widzę sensu w tym by Bóg miał się zajmować tylko ludźmi a oni mieli żyć tylko po to by miał tanią rozrywkę.
Chociaż stop! Jest sens - istnieje po to by go odkrywać i poznawać.
Po to istnieje świat dla człowieka.
Poznając go człowiek się rozwija.
O czym nie można powiedzieć w przypadku klaskania w dłonie(w sumie składanie dłoni do modlitwy przypomina odruch klaskania; choć wiem, że symbolizuje niewolnictwo) czy stukania głową o posadzkę.
Sens życia człowieka to nadal jest sens jednostkowy a nie ogólny.Dadaista pisze:Niech Ci będzie: patrzyłem na zbyt krótki dystans. I? I co z tego? Po co ta (niepotrzebna, ale mniejsza z tym) uwaga, skoro Twój wniosek jest dokładnie taki sam jak u mnie: w dłuższej perspektywie ateista najczęściej nie widzi sensu ludzkiej działalności (tym samym nie widzi sensu ogólnego). Piszę to, odkąd pojawiłem się w tym temacie i piszę to chociaż, jak twierdzisz, nie patrzyłem dalej w przyszłość (ciekawe więc skąd wiedziałem, jak się sprawy mają z ateistami?).Dżej pisze:Krótki okres, gdyż nie patrzyłeś dalej w przyszłość.
A prawda jest taka, że wszelkie monumentalne budowle wcześniej czy później zniszczy wielka kosmiczna katastrofa.
Jest sens budowania bo turyści bo duma i chwała architektom, lecz w dłuższej perspektywie czasu zwyczajnie ot nie przetrwa.
Widzę sens działań człowieka o ile zmądrzeje i zamiast walczyć ze sobą zastanowi się choć trochę nad tym czy w razie gdy słońce zacznie gasnąć dalsze pokolenia będą miały gdzie się ratować.
Myślę, że warto jak najwcześniej o tym pomyśleć, gdyż mimo miliardów lat do katastrofy jest to jednak przeogromne przedsięwzięcie mające uratować ludzki gatunek.
A nie na ostatnią chwilę - o za jakieś 100-200 lat nie będzie tu życia, uciekajmy!
Tylko jak?
Oczywiście to wszystko pod warunkiem, że się ludzkość nie powybija sama.
Nie prawda, że nie widzę sensu ogólnego.Dadaista pisze:Czyli znowu: potwierdzasz, że nie widzisz sensu ogólnego, a jest tak, bo nie dostrzegasz istnienia wyższej instancji. Jest po prostu świat i jesteśmy my, którzy wobec świata nic nie znaczymy. Nic innego, gdy charakteryzowałem poglądy ateistów, nie stwierdziłem, więc doprawdy nie rozumiem, skąd ta cała dyskusja, skoro w każdym fragmencie mi przytakujesz.Dżej pisze:Dlatego w ogólnym rozrachunku na tle świata nasze problemy nic nie znaczą, nie mają zatem sensu.
Tak jak powyżej - człowiek nie jest światem by jego życie miało sens ogólny.
Poza tym nie pisałem w tej części wypowiedzi o sensie życia a sensach problemów typu - straciłem majątek.
Czy ja wiem?Dadaista pisze: Wobec powyższych ustaleń mogę jedynie stwierdzić, że wybitnie smutny i horrendalnie koszmarny musi to być świat, w którym życie jednostki (w dłuższej perspektywie) jest pozbawione sensu.
Nigdy nie słyszałeś po Carpe Diem?
Żyć chwilą?
Tacy ludzie nie zastanawiają się nad sensem - po prostu żyją pełnią życia i każdą chwilą.
Bo to chwile dla niektórych są najważniejsze.
Swoją trochę to dziwne jak na kogoś o nicku Dadaista.
Dadaizm w końcu polega na braku celu przez co ta forma sztuki miała być wiecznie aktualna.
Skąd nagle ten bezosobowy świat?Dadaista pisze: Ale mniejsza z tym, bo wciąż rodzi się to samo pytanie co wcześniej: dlaczego bezosobowy świat miałby być czymś lepszym od człowieka?
Bo bez osobowego Boga?
Nie jest jednak bezosobowy, są ludzie a więc jakieś osoby.
Może powinieneś spytać raczej czemu świat bez Boga byłby lepszy.
Zero wojen religijnych(wiem, że znalazłyby się inne motywy, ale jeden mniej), może byłoby mniej brutalnie?
Niedawno czytałem o spaleniu i pobiciu 5 młodych osób tylko dlatego, że nie chciały wierzyć w Jezusa.
Nie byłoby też pewnie tragedii w WTC.
Ludzie są częścią świata, więc pisząc o nim piszę też o nich.Dadaista pisze: Bo jest fizycznie większy? Tylko nie przecz, że świata nie uważasz za lepszą rzecz od ludzi, bo w końcu to Ty piszesz o tym, jak wyglądają ludzie na tle świata.
Raczej mi chodziło o ich niewielką ilość i rozmiar w stosunku do wszystkiego w okół.
Czy lepszą rzecz?
Coś niszczy lub ginie i tworzy się nowe i tak non stop.
Dobre bo twórcze, złe bo destrukcja - zupełnie jak człowiek.
Powiedzmy, że mam mieszane uczucia.
Bez przesady - o mierniku wartości nic nie wspominałem.Dadaista pisze: To nie świat jest na tle ludzi, ale ludzi na tle świata. A zatem świat jest tu czymś lepszym, jest miernikiem ludzkich wartości.
Nie dodaję do świata żadnej ideologii czy filozofii, mam na myśli jedynie materialny świat, który w ogólnym funkcjonowaniu niewiele się różni od tego co czyni człowiek.
Ale jak już chcesz mierzyć wartość człowieka względem świata to nie jest on ani lepszy ani gorszy.
Jesteśmy podobni, dlatego, że jesteśmy częścią świata.
Najmniej błędów czyni ten co nic nie robi.Dadaista pisze: Dlaczego bezosobowy świat jest takim miernikiem? Skoro jest bezosobowy, to już przez sam ten fakt jest niżej od ludzi, bo nawet najpiękniejsze krzesło w hierarchii bytów będzie poniżej najpodlejszego pająka, gdyż nie posiada istnienia (a jedynie bycie).
Krzesło nic nie robi a człowiek wiele i popełnia wiele błędów.
Lepiej być krzesłem.
A zarówno krzesła jak i ludzie są wykorzystywani.
Należymy do tej przestrzeni.Dadaista pisze: Dziwna ta Twoja filozofia: ograbiać pyłek myślący (tu: ludzi) z sensu, a przyznawać go ogromnej bezosobowej czasoprzestrzeni.
Sens jest tylko nam potrzeby, my się go musimy doszukiwać.
Jakby człowiek wątpił, że jego życie jest cokolwiek warte.
A myślę, że jest warte zawsze - zwłaszcza gdy komuś okazuje miłość i życzliwość.
Także zawsze gdy coś tworzy.
Znaną przez człowieka i tylko jemu potrzebną jako odpowiedź na pytanie - co my tu robimy.Dadaista pisze: Ja bym powiedział (gdybym był na Twoim miejscu), że świat ma o tyle sens, o ile istnieje ktoś, kto jest w stanie ten świat świadomie przeżywać. Bez ludzi i Ziemi więc świat straci swoją całą znaną wartość.
Reszta świata(bo jesteśmy jego częścią) ma dla nas taką wartość, że dzięki niej istniejemy.
Co nie znaczy, że musimy tracić czas(wg mnie) na jakieś obrządki czy modlitwy.
Może właśnie powinniśmy się cieszyć życiem?
Jest zapis w dekalogu - Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.
I ludzie sobie bez sensu wymyślają święta.
A ja widzę to tak - życie jest święte a zatem każdy jego dzień jest święty.
Człowiek jako pępek świata - chyba było już to raz przerabiane.Dadaista pisze: Tak że gdybym był na Twoim miejscu, to świat porównywałbym do ludzi, a nie odwrotnie,
To Słońce miało krążyć w okół Ziemi gdzie żyją ludzie.
To dla ludzi jest świat a teraz wiele gatunków zwierząt i roślin jest bliskich wyginięciu.
Gdzie w dość wielu wypadkach mam wrażenie, że człowiek mimo tego co napisałeś poniżej mają w sobie więcej dobra i rozumu niż niejeden człowiek.
Zawsze?Dadaista pisze: bo myślenie zawsze postawię nad niemyśleniem,
Ja non stop niemal myślę i mam dosyć, chciałbym choć trochę wyluzować a mam z tym problemy.
Nawet jak mam pływać to jestem sztywny a to nie pomaga w utrzymaniu się na wodzie.
Moje myślenie mogłoby się więc przyczynić do utonięcia a więc mnie zabić.
Do niczego Boga nie potrzeba, to tylko kwestia czasu by rozum sam do tego doszedł.Dadaista pisze: niemniej masz rację w tym, że sens ogólny wciąż byłby (najprawdopodobniej) niedostrzegalny. Do tego potrzeba Boga, Boga nie dostrzegasz, nie dostrzegasz (najczęściej) sensu ogólnego. Informacje nawiasowe stawiam asekuracyjnie, bo być może któryś ateista kiedyś mnie zaskoczy i wskaże oraz uzasadni, dlaczego widzi sens ogólny, pomimo że nie wierzy w Boga. Do tej pory się z czymś takim nie spotkałem.
Odpowiedzi dawane na tacy nawet jeśli jakiś sens mają nie pomagają człowiekowi w rozwoju, bo nie musi on myśleć.
A przecież myślenie jest dla Ciebie ważne.
Bo to kocham?Dadaista pisze:I dlatego nie widzi sensu ogólnego, a jedynie sens częściowy (który dostrzega także teista). Piszesz o swoich pasjach, a ja spytam: po co?Dżej pisze:Różnica raczej polega na tym, że ateista nie uzależnia sensu swego życia od Boga.
Celem człowieka i ludzkości jest rozwój i doskonalenie się a nie jakiś tam Bóg.Dadaista pisze: Wyprzedziłem Cię o kilka dni, bo to samo pisałem w drugim komentarzu w tym temacie. Tak, każdy człowiek niezależnie od wyznawanego światopoglądu może znaleźć sobie doczesny cel. Nie jest to rewelacyjne odkrycie. Jednakże teista dostrzega także ogólny cel, którym jest Bóg, zaś ateista takiego celu nie dostrzega.
Wiara jeszcze nikomu nie zagwarantowała nagrody Nobla, nie uczyniła nikogo mistrzem(choć lepiej nigdy tak o sobie nie myśleć bo można spocząć na laurach a to byłoby złe).
Może teraz?Dadaista pisze: Napisałem to wcześniej, zacząłeś z tym polemizować, a teraz w każdym fragmencie potwierdzasz moje stanowisko. Dyskutujesz ze mną, bo mam etykietę teisty, czy po prostu nie złapałeś tego, co od początku twierdzę? Na razie jedyną kwestią, w której nie jesteś ze mną zgodny, jest sprawa istnienia Boga. To jednak nie jest sednem naszej rozmowy, ja na początku przyjąłem do wiadomości, że jesteś ateistą, i wykazałem, że wynika z tego, iż nie dostrzegasz (znowu asekuracja: najprawdopodobniej) sensu ogólnego. Jeśli się z tym nie zgadzasz, to użyj w końcu jakiegokolwiek kontrargumentu, bo dziwnie się czuję, gdy twierdzisz, iż nie zgadzasz się z moim stanowiskiem, i co rusz je potwierdzasz. Hm...
Moim zdaniem nie od spojrzenia na świat a nastawienia do niego.Dadaista pisze:Uwierz: tak samo mają teiści. Jednak (autocytat) "faktyczna energia do życia bierze się bowiem ze spojrzenia na świat, a jeśli owo spojrzenie na starcie wyklucza ogólny sens, a już na pewno sens istnienia człowieka, to zdecydowanie gorzej ktoś taki znosić będzie porażki".Dżej pisze:Muzyka dodaje mi właśnie takiej energii i pozwala wyjść z depresji.
Jak spoglądam na świat to co widzę? - piękno, ale i brzydotę.
Przede wszystkim brutalność i głupotę ludzką, choć widuję też wyjątki.
Widzę też beznadziejność mojej obecnej sytuacji - w sferze uczuć i finansowej.
Ale...mam dobry humor i wieje ode mnie optymizm.
Wiem, że swoją sytuację jestem w stanie sam zmienić(nie potrzebuję do tego Boga).
I wiem też, że o ile będę w stanie komuś pomóc to pomogę i chociaż tak zmienię choć odrobinę świata ludzkiego na lepsze.
To mi daje radość i energię.
Cóż, kiedyś też wierzyłem...a tylko krowa nie zmienia ponoć zdania.Dadaista pisze: Taka jest moja teza. Ktoś, kto naprawdę wierzy w Boga (wykluczyłem już wcześniej wiarę na pokaz i wiarę powierzchowną), jest nie do złamania, a już na pewno złamać go najtrudniej.
Lecz teraz jestem przekonany, że raczej nie wrócę.
No, ale próbuj.
Nie prawda.Dadaista pisze: Chcesz dowodów? Przeczytaj relację ateisty Jeana Amery'ego w książce "Poza winą i karą. Próby przełamania podjęte przez złamanego", gdzie dowodził, że wobec obozowego horroru (mowa o nazistowskich obozach zagłady) człowiek nauki jest zupełnie nagi, jedynie ci, którzy wierzą w Boga, mają swoją nadzieję i są nie do pokonania.
A to co tutaj piszesz to jedynie dowód, że był kiepskim ateistą i nie wiem po diabła tu mowa o nauce.
Nauka nie ma nic wspólnego z podejściem do zasad jakimi się człowiek kieruje w życiu.
Już prędzej wiara.
I serio mi obojętne czy bym zginął czy przeżył.
Jakbym zwątpił w przeżycie to pewnie bym się rzucił na gestapowca by mi strzelił w łeb - szybko i bezboleśnie - tak jak chcę.
Wszystko lepsze od śmierci głodowej.
Z drugiej zaś strony nie jestem typem osoby co się w ogóle poddaje, dla mnie to słowo nie istnieje.
Widocznie on miał inaczej.
Nie jest jednak to wynikiem ateizmu czy nauki.
Tak jak powyżej i zamiast tortur jak już wolałbym kulkę w łeb np. podczas ucieczki.Dadaista pisze: Jak chcesz, to podam Ci dokładny cytat, teraz mi się szukać nie chce, choć książkę mam na wyciągnięcie ręki. Facet był torturowany i zdał tylko relację z tego, co sam przeżył i widział. O taką energię życiową mi chodzi, o wieczną niegasnącą nadzieję (pomimo wszelkich przeciwieństw losu), której dostarcza wiara w Boga.
Tak, uciekałbym - albo by mi się udało albo bym zginął.
Ale bym się nie poddał a w najgorszym razie szybka śmierć a nie jakieś tortury.
Samuraje nie wierzyli w Twego Boga, lecz wychodzili z założenia, że niepotrzebni im ludzie małego ducha.
Jestem tego samego zdania.
No w ogólnym rozrachunku dzieje ludzkości niewielki mają wpływ na resztę świata.Dadaista pisze:To jest moim zdaniem hiperbzdura. W ogólnym sensie życie ludzi nie ma sensu, to jest Twoje stanowisko.Dżej pisze:Jeżeli nic niema sensu niema się czym przejmować.
W mikroskali wśród grupy to ich życie może mieć już sens - o wiele większy.
Lecz tylko w stosunku do innych ludzi.
Bo tylko ludzie potrzebują szukać sensu.
Abyś wiedział.Dadaista pisze: Faktycznie niczym się więc nie przejmujesz?
Mimo trudnej sytuacji jestem spokojny jakby było wręcz pewne, że wszystko się ułoży.
Wszystko kwestią czasu.
Tylko muszę zacząć działać.
Ok, przykro byłoby mi, że odszedł a z drugiej strony życie biegnie dalej i nie ma sensu żyć przeszłością.Dadaista pisze: A nawet gdybyś nie dostrzegał nawet sensu częściowego, nie miał żadnego doczesnego celu, nie przejmowałbyś się np. śmiercią kogoś bliskiego?
Ok, od czasu do czasu jakieś wspomnienia bo jednak lubiłem/kochałem tą osobę.
Lecz nie mogę całego swego życia uzależniać od czyjejś śmierci.
Poza tym zbyt wielkie przejęcie też nie zawsze jest dobre.
Powiedzmy jest katastrofa, ktoś bliski mi ginie a ja wpadam w panikę przez co też mogę zginąć a być może jeszcze ktoś inny komu mógłbym pomóc.
W rezultacie z powodu tego przejęcia wszyscy bylibyśmy martwi.
A życia tamtej osobie to nie wróci.
Tak wiec powiedzmy, że zachowałbym zimną krew.
Po śmierci dziadka dość szybko wróciłem do siebie mimo, że go mocno kochałem i czasami wspominam.
Pamiętaj - aby dzień święty święcić a każdy dzień życie jest takim, gdyż ono jest - święte.Dadaista pisze: Było wiele odmian hedonizmu, niektóre w niczym nie widziały sensu, więc zalecały życie przemienić w beztroską zabawę.
Zatem te odmiany hedonizmu w sam raz nawiązywały moim zdaniem do 3 przykazania.
I nawet temu przyklasnę - bo człowiek przynajmniej czuje, że żyje a nie niczym zmora jakaś pałęta się bezwiednie po ulicach.
Nie koniec zabawy, kaleka też może się bawić.Dadaista pisze: I nagle dochodzi do katastrofy - człowiek w wyniku wypadku zostaje kaleką. Koniec zabawy. Nic nie ma sensu, ale jakoś tak trudno nie przejmować się tym, że zdrowe ciało zostało zrujnowane, a zabawa przestała być osiągalna, czyż nie?
Może inaczej ale jednak.
Kolejna sprawa to taka, że nauka idzie do przodu i nawet teraz można mieć protezy nóg i rąk, mamy protezy serca...
Więc np. wcale nie jest powiedziane, że mój kumpel na wózku już nigdy nie zatańczy na nogach.
I jeden powód więcej by zrobić coś złego - on nie wierzy to musimy go zabić jak np. w Afryce to spalenie 5 młodych osób co nie chciały uznać Jezusa.Dadaista pisze:Wykład o moralności przyjąłem do wiadomości (fajne rymy, co? ;p), ale nie do końca mnie zrozumiałeś. Chodziło mi o to, że człowiek wierzący ma jeden powód więcej, aby nie zrobić czegoś złego.Dżej pisze:Co do moralności to z definicji jest dobra o tyle, że pozwala współegzystować różnym ludziom.
Za WTC też nie stali ateiści.
Co nie przeszkadzało krucjatom, WTC i spaleniu 5 młodych osób.Dadaista pisze: Taki człowiek bowiem wierzy, że z każdego czynu będzie (w taki czy inny sposób; jak pisałem wcześniej, nie interesują mnie eschatologiczne spekulacje) sądzony.
Zresztą wg niektórych chrześcijan katolicy robią błąd bo się spowiadają a co za tym idzie wchodzi bezkarność.
Popełnisz zło, wyspowiadasz się i masz znów czystą kartę.
Tak samo z interpretacją pism bywa.
Ubodzy niewykształceni ludzie słyszą, że Dżihad to walka z niewiernymi a jeszcze w nagrodę mają w niebie dostać kupę kasy i panien.
Wsiadają do samolotu i lecą w wieżowce.
Jest też inna interpretacja Dżihadu, lecz niekorzystna dla celów terrorystów, którzy bynajmniej nie zamierzają głosić pokoju.
Ateista się Bóg nie przerazi bo w niego nie wierzy(zresztą wielu deklarujących się jako wierzący nie miało problemy z zabijaniem, choćby ci od WTC).Dadaista pisze: Załóżmy, że mamy dwoje podobnych ludzi w takiej samej sytuacji: każdy może zrobić czyn niezgodny z prawem i moralnością i każdy ma pewność, że nie spotka go za to żadna kara. Obu mężczyzn może powstrzymać jeszcze zawsze jakieś niespodziewane wydarzenie, ale ateisty na pewno nie powstrzyma wiara w Boga, zaś teista może się przerazić, iż Bóg go w tym momencie obserwuje. Bóg go obserwuje i Bóg wie, że człowiek ten ma świadomość, iż źle robi, a i tak to robi.
Natomiast ateista może wyjść z założenia, że więcej może zdziałać w grupie a więc nie ma sensu nikogo zabijać - więcej rąk do pracy.
Uratować pozostałych może więc zwykły pragmatyzm.
No ja też mam gotową odpowiedź i nie muszę uzasadniać.Dadaista pisze: Ateista może uzasadniać swoje moralne postępowanie, jak chce, teista już ma gotową odpowiedź i - co bardzo ważne - owo rozwiązanie jest niezbywalne, nie można go zanegować, bo z ideą Boga nic już więcej nie można zrobić. Jeśli się wierzy w Boga, to jest koniec wszelkich dyskusji: trzeba postępować moralnie i jest w tym wyższy sens i cel (np. zbawienie).
Można zanegować bo nie ma dowodów istnienia.
Można to określić jako niewiadoma - może istnieje a może nie.
A to, że ktoś wierzy nie oznacza, że istnieje tak samo jak dowodem nie może być książka o nim, bo książki bywają tez i o postaciach z bajek dla dzieci a nikt przecież nie wierzy w ich istnienie.
Nie można natomiast zanegować argumentu, że więcej rąk do pracy to lżejsza praca.
Gdyż to jest aż nazbyt oczywiste.
ps. Zbawienie jako cel to miłość interesowna.
W sumie to nie miłość, to biznes.
Moralnie czyli jak?
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo.php?id=4009227moralność [fr. moral < łac. moralis ‘dotyczący obyczajów’], ogół dominujących w danej epoce lub w danym środowisku ocen, norm, zasad i ideałów określających poglądy i zachowania uważane za właściwe;
także całokształt zachowań i postaw jednostki lub grupy, oceniany według jakiegoś społecznie funkcjonującego systemu ocen i norm moralnych.
Normy, obyczajowość - to wszystko się zmienia i może nie chcę się sugerować środowiskiem?
Jako, że mam własny rozum.
Wtedy np. nie zabiję człowieka choć taka jest norma w tym czy tamtym środowisku.
Może więc czasem lepiej być niemoralnym?