J.Jaroslavsky pisze:Z tym psem to nie dokońca było tak, rzeczywiście mialem psa, lecz to nie ja go 'załatwiłem',
zrobił to "milujący Boga" sąsiad /*swoją drogą nie życzyłbym nikomu takiej śmierci*/
no i żeby było zabawnie, zrobił to bez powodu.
Uważacie się za lepszych ode mnie, prawda...a ja myśle , że wielu z was - żeby nie powiedzieć, wszyscy - moglibyście
się podpisać pod moim 1-ym postem, jak pod własnym. :))
Obrazek
Nie uważam się za lepszego, ale na pewno ostatnia rzecz jaką bym chciał to skrzywdzić celowo zwierzę. Psy mi zalazły za skórę, ale mimo to nie bylbym w stanie ich bezmyślnie zabijać.
Mylisz komunizm z ateizmem. Jak do tej pory nikogo nie zamordowałem mimo bycia ateistą i to głębokim. A może pokazać do czego prowadzi religia i zliczyć pomordowanych podczas krucjat, świętych wojen, czasów inkwizycji i ofiar ataków terrorystycznych?
Piszesz 60 mln?
Inkwizycja: XIII - XVIII wiek. 1 do 10 milionów zabitych, torturowanych, maltretowanych i sterroryzowanych ("Der Spiegel" 1.6.1998r.)
Wyprawy krzyżowe: XI - XIII wiek. Około 22 milionów zabitych, tysiące niemieckich Żydów (Hans Wollschläger "Die bewaffneten Wallfahrten nach Jerusalem" - "Zbrojne pielgrzymki do Jerozolimy")
"Poganie": IX - XII wiek. W średniowieczu niemieccy królowie i książęta nawracali siłą na wiarę "chrześcijańską" dziesiątki tysięcy germańskich i słowiańskich "pogan" lub okrutnie ich mordowali. Kościół dawał na to swoje błogosławieństwo lub wzywał do "wypraw krzyżowych" przeciwko Słowianom. (Karlheinz Deschner, "Kriminalgeschichte des Christentums" - "Kryminalna Historia Chrześcijaństwa", t. IV, V, VI).
Żydzi: W średniowieczu ciągle miały miejsce krwawe rzezie z tysiącami zabitych, inicjowane przez kościelnych podjudzaczy. Julius Streicher w Procesach Norymberskich odnośnie Holacaustu wyraźnie powołał się na mowy podburzające Marcina Lutra przeciw Żydom (Friedrich Heer, "Gottes erste Liebe" - "Pierwsza miłość Boga")
Zdobycie Ameryki: W ciągu pierwszych 150 lat po podboju Ameryki przez Hiszpanów "w imię Boga" ginie 100 mln ludzi - "największe ludobójstwo wszech czasów" (teolog Boff, "Publik-Forum", 31.5.1991r.)
Katarowie, Waldensi, Husyci, Chrzciciele: Z polecenia Kościoła (również i ewangelickiego) giną tysiące innowierców
"Czarownice": XVI - XVIII wiek. Setki tysięcy ludzi, przede wszystkim kobiet, ginie w okrutny sposób, mniej więcej połowa z tego w Niemczech. Także Luter posyła czarownice na stos. Instrukcje do tej działalności pochodziły od dwóch niemieckich dominikanów opatrzone tytułem "Młot na czarownice" (Hubertus Mynarek, "Die neue Inquisition" - "Nowa Inkwizycja")
Ludobójstwo w Chorwacji: Jeszcze w połowie XX wieku, w latach 1941-1943 w Chorwacji wymordowano około 3/4 miliona ortodoksyjnych Serbów przy dominującym udziale katolickich duchownych i za aprobatą Watykanu [...]. Watykan jest o wszystkim, poinformowany jednak ten krwawy reżim traktuje najwyraźniej w sposób przychylny. Hierarchia katolicka, a w pierwszym rzędzie kapelan wojskowy i zarazem arcybiskup Stepinac (beatyfikowany w 1998 r. przez papieża) wspiera moralnie faszystowski reżim do samego końca (Vladimir Dedijer "Jasenovac - jugosłowiański Oświęcim a Watykan", 1988r.)
Ok. 133,85 mln ludzi. Czyli ponad dwa razy tyle.
BLyy pisze:Patrz czym jest ateizm i do czego prowadzą te "dobre życzenia" /*film co prawda ruski ale napisy PL. */
http://www.youtube.com/watch?v=goiiDSRl1ss
60 mln! pomordowanych w samej Rosjii. hektary pokryte ludzkimi szczątkami /nie było czasu grzebać/ dochodziło często do tego , że dzieci do zabawy używały ludzkich czaszek i piszczeli.
przyznasz - radosna atmosfera.
To samo można napisać o wierzących i też podać konkretne przykłady masowej śmierci z drugiej strony. To nie wiara czy niewiara zmienia człowieka; tylko wpływ społeczeństwa i wiele złych rzeczy z tym związane.
Zgadzam się, ale chciałem temu Panu pokazać, że ateizm niekoniecznie jest złą drogą. Nie ma sensu się licytować na liczbę zabitych, niemniej historia jest okrutna odnośnie analizy porównawczej i nie zostawia na religii suchej nitki. Fajnie by było jakby w nowych czasach wierni udowodnili, że ich ideologia potrafi być interpretowana w na prawdę pokojowy sposób i z szacunkiem dla życia.
Analiza porównawcza mnie i tegoż jegomościa:
J.Jaroslavsky pisze:
1.Nie kocham Boga, bo przecież gdybym Go kochał, to wciąż bym o Nim myślał ku radości mego serca, a każda myśl o Bogu przynosiłaby mi radosną słodycz. Przeciwnie, znacznie częściej i chętniej rozmyślam o sprawach zwyczajnych, codziennych, a rozmyślanie o Bogu przynosi mi utrudzenie i oschłość. Jeślibym Boga kochał, to rozmowa z Nim poprzez modlitwę ożywiałaby mnie, napełniała słodyczą i pociągała ku stałemu z Nim obcowaniu,
Do tego momentu się zgadzam.
J.Jaroslavsky pisze:
ale jest przeciwnie: nie tylko nie rozkoszuję się modlitwą, ale zajmując się nią odczuwam utrudzenie, zmagam się z niechęcią, osłabiam się poprzez oddawanie się lenistwu i gotów jestem z chęcią zająć się czymkolwiek błahym, byle tylko modlitwę przerwać lub całkiem jej zaprzestać.
Bez przesady, zmówienie pacierza nie jest dla mnie problemem, tylko nie widzę w niej sensu.
J.Jaroslavsky pisze:
Podczas pustych zajęć czas mija mi niezauważenie, a gdy zajmuję się Bogiem, stając w Jego obecności, czuję, że każda godzina jest długa jak rok.
Ok, jako ateista mogę się pod tym podpisać.
J.Jaroslavsky pisze:
Jeśli kochasz kogoś, to w
ciągu dnia myślisz o nim nieustannie, wyobrażasz go sobie, troskasz się o niego, a podczas wszystkich zajęć umiłowany przyjaciel twój nie znika ci z myśli. A ja w ciągu dnia przecież ledwie godzinkę znajdę na to, by głęboko rozmyślać o Bogu, rozpalać się Jego miłością, a przez dwadzieścia trzy godziny ochoczo, gorliwie, składam ofiary idolom moich namiętności… Podczas rozmów o rzeczach marnych, dalekich od spraw ducha, jestem rześki, czuję zadowolenie, a podczas rozmyślania o Bogu czuję oschłość, nudę i rozleniwienie.
W sprawie miłości się zgadzam. Przyziemne sprawy nie a bardzo mnie interesują. Niemniej lubię polemikę i stąd pomysł by porozmawiać o Bogu.
J.Jaroslavsky pisze:
Nawet jeśli mimo woli ktoś pociągnie mnie ku pobożnej rozmowie, to zaraz staram się zmienić ją na rozmowę schlebiającą moim namiętnościom.
Wszystko marność, marność. Ani pobożność mi w głowie ani przyziemność.
J.Jaroslavsky pisze:
Niestrudzenie ciekaw jestem nowości, rozporządzeń władz, wydarzeń politycznych, chciwie poszukuję sposobów zaspokojenia mojej ciekawości w zakresie światowej nauki, sztuki, wynalazków, a pouczenia o Prawie Pańskim, poznawaniu Boga, o religii nie robią na mnie wrażenia, nie sycą mej duszy i uważam to nie tylko za mało istotne zajęcie dla chrześcijanina, ale jakby za sprawę uboczną, nieważną, którą winienem się zajmować przecież tylko w wolnym czasie, przy okazji odpoczynku.
Ok, pod tym mogę się podpisać. Choć wolę wypoczywać raczej aktywnie, więc dla mnie nie do końca wolny ten czas.
J.Jaroslavsky pisze:
Krótko mówiąc: jeśli miłość ku Bogu rozpoznać można po wypełnieniu Jego przykazania – Jezus mówi przecież: “Jeśli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” (J 14,15) – a ja przykazań Jego nie tylko nie przestrzegam, ale nawet mało się o nie troszczę, to istotnie należy wnioskować, że Boga nie kocham…
Logiczne. Aczkolwiek parę z nich uznaję.
J.Jaroslavsky pisze:
2. Nie ma we mnie miłości do bliźniego
Krótka piłka, nie jesteśmy tu do siebie podobni. Zwykle miłuję ludzi.
J.Jaroslavsky pisze:
, ponieważ nie tylko nie mogę zdecydować się na oddanie życia za bliźniego (według Ewangelii), ale dla dobra bliźniego nie poniosę uszczerbku na moim dobrym imieniu, nie poświęcę mych dóbr i spokoju.
A ja mógłbym.
J.Jaroslavsky pisze:
Jeśli kochałbym go stosownie do nakazu Ewangelii, jak siebie samego, to jego nieszczęście dotykałoby i mnie, a jego pomyślność wprawiałaby mnie w zachwyt.
No może nie każdego jak siebie samego, ale nieszczęście czyjeś przeżywam A pomyślność to nieco zależy. Na przykład czy faktycznie ta osoba zasłużyła na nią.
J.Jaroslavsky pisze:
A jest inaczej: z ciekawością słucham opowieści o nieszczęściach bliźnich, nie smucę się, a bywam obojętnym, lub, co gorsza, znajduję w tym jakby zadowolenie i złe postępki mego brata rozgłaszam, potępiając je, miast spuszczać na nie zasłonę miłości. Dobrobyt, sława i szczęście mego brata nie zachwycają mnie tak jak moje, przeciwnie, jak wszystko, co mi obce, nie wywołują we mnie uczucia radości, a delikatnie pobudzają ku zawiści czy pogardzie.
To mój antagonizm do kwadratu. Może z wyjątkiem złych występków, które również potępiam. Ciekawość to jeszcze nie lubowanie się w czymś. Czasami przebaczam.
J.Jaroslavsky pisze:
3. Nie wierzę w nic z dziedziny religii, ani w nieśmiertelność, ani w Ewangelię.
Tu się zgadzamy. Też nie wierzę.
J.Jaroslavsky pisze:
Jeśli wierzyłbym mocno i byłbym przekonany, że po śmierci czeka mnie życie wieczne i odpłata za ziemskie czyny, to wciąż bym o tym myślał, a sama myśl o nieśmiertelności napełniałaby mnie przerażeniem i prowadziłbym życie przybysza gotującego się wkroczyć do swej ojczyzny. Przeciwnie, nawet nie pomyślę o wieczności, a kres ziemskiego życia traktuję jako granicę mego istnienia. Skrycie tkwi we mnie myśl: kto wie, co będzie po śmierci? Jeśli nawet mówię, że wierzę w nieśmiertelność, to mówię to tylko rozumem, bo serce moje
dalekie jest od pewności, o czym wyraźnie świadczą moje czyny i stała stroska o dobre urządzenie się w życiu zmysłowym. Jeśli też święta Ewangelia byłaby z wiarą przyjęta do mego serca jako Słowo Boże, to bezustannie bym się nią zajmował, zgłębiał ją, rozkoszował się i nawet spoglądałbym na nią ze czcią. Niezmierzona mądrość, dobroć i miłość, ukryte w niej wprawiałyby mnie w zachwyt, i dniem, i nocą rozkoszowałbym się zgłębianiem Prawa Bożego, syciłbym się nim jak codziennym pokarmem i sercem przykładałbym się do pełnienia jego zasad. Nic ziemskiego nie byłoby w stanie powstrzymać mnie od tego. Jest przeciwnie: jeśli z rzadka czytam lub słucham Słowa Bożego, to albo z konieczności, albo z ciekawości, a i to bez głębokiej uwagi, czując oschłość i brak zainteresowania, jakby to była zwykła lektura. Zostaję bez żadnych owoców i chętnie zamieniłbym ją na lekturę światową, w niej znajduję bowiem więcej zadowolenia, więcej nowych zajmujących mnie spraw.
No niektóre przykazania nie są wcale głupie..
J.Jaroslavsky pisze:
4. Przepełniony jestem pychą i zmysłową miłością własną. Potwierdzają to wszystkie moje czyny: widząc w sobie dobro, zaraz pragnę je uwidocznić albo obnoszę się z nim przed innymi, albo w mym wnętrzu zachwycam się sobą. Chociaż na zewnątrz okazuję pokorę, to jednak wszystko przypisuję swoim siłom, uważam siebie za lepszego od innych, albo przynajmniej, że nie jestem od innych gorszy. Jeśli zauważam w sobie jakąś wadę, zaraz staram się ją usprawiedliwić, ukryć ją za maską konieczności albo niewinności. Złoszczę się na tych, którzy mnie nie szanują, uważam, że nie potrafią ocenić ludzi. Chwalę się, gdy kogoś obdarzę, nieudane przedsięwzięcia uważam za obraźliwe dla mnie, szemrzę, cieszę się z nieszczęść mych wrogów, a jeśli już dążę do czegoś dobrego, to mam w tym jakiś cel: pochwałę lub duchowe wyrachowanie, albo światową pociechę. Jednym słowem wciąż czynię z siebie idola, którego nieustannie otaczam czcią, szukając we wszystkim zmysłowych rozkoszy i pożywki dla mych namiętności i zachcianek, które przepełnia pożądliwość.
Na podstawie tego, co przedstawiłem, uważam się za człowieka pysznego, zmysłowego, bez wiary, nie kochającego Boga i nienawidzącego swego bliźniego. Jaki stan może być jeszcze bardziej grzeszny? Stan duchów ciemności lepszy jest od mojej sytuacji: chociaż nie kochają one Boga, człowieka nienawidzą, żyją sycąc się pychą, ale przynajmniej wierzą, wierzą i drżą. A ja? Czy może być los gorszy od tego, który jest moim udziałem? I za co
może być wyrok sądu sroższy i bardziej karzący, niż za taką obojętność i lekkomyślne życie, które sobie uświadamiam!
Reszta to antagonizm do kwadratu choć jakie jest życie też sobie uświadamiam.
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.