Co odgradza człowieka od Boga że staje się niewierzącym?

Moderatorzy: kansyheniek, Bobo, booris, Junior Admin, Moderatorzy

czytelnik_1
Posty: 10
Rejestracja: 28 cze 2011, 19:20

Co odgradza człowieka od Boga że staje się niewierzącym?

Post autor: czytelnik_1 »

Problemem ateisty jest to że kręci się w błędnym kółku zamiast w końcu zrobić ósemkę!

Jest niedoinformowany i jako mur odgradzający Boga od człowieka stawia kościół katolicki i jego fałszywe cuda, a wiedz że nikomu na ziemi nie dano prawa nadawać statusu "świętego" O tym kto jest świętym wie Bóg bo tylko on to ocenia tak więc cuda są tylko fałszywymi aktami. Co innego cuda czynione 2000 lat temu przez wybrańców samego Boga m.in Mojżesz (a nie przez konklawe ludzkich istot) a co innego obecny kościół katolicki który powstał na zgliszczach Rzymskich, tradycjach pogańskich i innych obrządków różnego pochodzenia (różne święta i tradycje) i wiele innych religii prowadzonych przez samego Lucyfera, mówiąc o chrześcijaństwie nie mówisz tylko o fałszywych religiach które sprowadzają na manowce czyniąc fałszywe cuda ale także o prawdziwym chrześcijaństwie czyli wierze w Jezura Chrystusa, wierze w Boga Abrahama, Izaka i Jakuba i to że syn Boga umarł by grzesznikom było odpuszczone ich przewinienia.

Gdy naprawdę uwierzysz, wtedy Bóg cię poprowadzi i zrozumiesz wiele rzeczy dziś tobie niezrozumialych (nie tylko napisanych w Biblii), a rzeczy te pojmują ludzie naprawdę i uczciwie wierzący w Boga i wykonujący jego wolę, dostrzeżesz też wiele cudów w otaczającym cię świecie już teraz na tym świecie, uwierz bo i ja i wielu innych zawierzyłem i wiemy co to znaczy. ;-)

Grzegorz
Posty: 146
Rejestracja: 06 cze 2006, 16:49
Lokalizacja: z Częstochowy

Post autor: Grzegorz »

Kościół katolicki jest tylko kroplą w morzu powodów, dla których odrzuca się wiarę w bogów.

Awatar użytkownika
Jasior
Posty: 735
Rejestracja: 27 lut 2011, 14:14
Lokalizacja: Okolice
Kontakt:

Post autor: Jasior »

Grzegorz pisze:Kościół katolicki jest tylko kroplą w morzu powodów, dla których odrzuca się wiarę
Dla mnie jest wiadrem nie kroplą. Tak wypaczyli nauki Chrystusa, że i sam Chrystus już im do niczego potrzebny nie jest.
Nie wiem, co się na świecie zrobiło! Zaczynają teraz umierać tacy ludzie, którzy dawniej nigdy nie umierali.
Julian Tuwim

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Aby coś odgradzało mnie od Boga, wpierw on musi istnieć. Jestem pewien, że Bóg wg religii nie istnieje poza umysłami wiernych. Nie widzę też powodu by w ogóle jakiś istniał realnie(czyli poza umysłami).
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

Awatar użytkownika
Parmenides
Posty: 2011
Rejestracja: 10 sie 2011, 14:53
Kontakt:

Post autor: Parmenides »

Dżej pisze:Nie widzę też powodu by w ogóle jakiś istniał realnie(czyli poza umysłami).
W tym momencie popełniasz błąd logiczny. Twoja ocena wynika z działania Twojego umysłu, nie możesz więc stwierdzić, że istnieje On (bądź nie istnieje) poza tym umysłem.

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Planety też są poza naszym umysłem a jednak nim je ogarniamy. Notabene mógłbym napisać vice versa.
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

Awatar użytkownika
Parmenides
Posty: 2011
Rejestracja: 10 sie 2011, 14:53
Kontakt:

Post autor: Parmenides »

Dżej pisze:Planety też są poza naszym umysłem a jednak nim je ogarniamy.
Ależ nic podobnego. Planety (łącznie ze wszystkimi gwiazdami, galaktykami i całym materialnym Wszechświatem) są poznawalne, podlegające poznaniu przez nasz umysł.
A Bóg nie.
Dżej pisze:Notabene mógłbym napisać vice versa.
W tym kontekście nie mógłbyś tak napisać. Odnoszę wrażenie, że przypisujesz Bogu tylko materialny byt w świecie postrzeganym ludzkimi zmysłami i na poziomie jego aktualnego stanu wiedzy.
Nawet z czysto racjonalnego i materialistycznego punktu widzenia, jedno i drugie jest co najmniej zwodnicze. :->

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Podlegające poznaniu, ale nie wytworem naszego umysłu. Bóg niepoznawalny, opisany w Biblii, którą ludzie analizują by lepiej go zrozumieć czyli poznać. Bóg jako wytwór umysłu nie istniejący tak jak planety niezależne od ludzi. Dlatego ludzie są dla Niego tacy istotni. Bez nich nie byłoby Jego. Skoro nie można ogarnąć Boga zmysłami nie można pojąć to co mówi bo wykracza to poza rozumowanie. Równie dobrze człowiek mógłby mówić do myszy. Nie można wiedzieć o co mu chodzi, nie znając Jego myśli, które wykraczają poza nasze poznanie. To tak jakby profesor używał słownictwa naukowego i mówił jak do studenta wykładając temat niemowlakowi. Zamiast używać słów, których niemowlę zapewne nie zapamięta lepiej ograniczyć się do czegoś prostszego. to dlatego, niemowlęta nie kończą matury i nie zdają na studia...bo wszystko w swoim czasie. A nie od razu dawać niemowlakowi książkę Zygmunta Freuda. Logicznie taki Bóg w ten sposób działa bez sensu. W świecie gdzie wszystko ma sens taki bóg nie istnieje.
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

Awatar użytkownika
Parmenides
Posty: 2011
Rejestracja: 10 sie 2011, 14:53
Kontakt:

Post autor: Parmenides »

Dżej pisze:Podlegające poznaniu, ale nie wytworem naszego umysłu.
No tak do końca to nie wiadomo...
Dżej pisze:nie można pojąć to co mówi bo wykracza to poza rozumowanie.
W pewnym zakresie można; bo takie bylo załozenie Wypowiadającego. Biblia jest napisana dla ludzi.
Dżej pisze:Równie dobrze człowiek mógłby mówić do myszy.
W laboratoriach przy pomocy okreslonych bodźców (które są odpowiednikiem mowy) z pełnym powodzeniem uczy się myszy pewnych reakcji. Jeśli zamiast myszy weźmiesz psa albo konia, to te już rozumieją pewien zakres słów człowieka i zachowują się zgodnie z oczekiwaniem, według otrzymanej informacji.
Dżej pisze: niemowlęta nie kończą matury i nie zdają na studia...bo wszystko w swoim czasie.
Oczywiście, że nie rozumieją pewnych rzeczy, ale jak sam słusznie zauważasz "wszystko w swoim czasie" - niemowlaki rosną i (czasem) zdają jednak maturę za kilkanaście lat.
Dżej pisze:A nie od razu dawać niemowlakowi książkę Zygmunta Freuda.
Czemu nie? Może dowie sie czegoś jak spadają różne przedmioty albo jaka jest reakcja wkurzonego rodzica jak mu nią radośnie przywali. :-D
Dżej pisze:Logicznie taki Bóg w ten sposób działa bez sensu.
Nie oceniaj tak pochopnie Boga. Niemowlak też Cię pewnie krytycznie ocenia. Zwłaszcza Twoje działania bez sensu. Zamiast się z nim ciągle bawić to odchodzisz od niego i wykonujesz multum różnych bezsensownych czynności.
Dżej pisze:W świecie gdzie wszystko ma sens taki bóg nie istnieje.
A gdzie Ty masz taki świat? :shock:

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Oceniam jedynie wyobrażenie boga..sam Bóg może równie dobrze nie istnieć. Niemowlę prędzej zrozumie czasowo niż człowiek Boga(lata a wieki).
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

judejahu
Posty: 309
Rejestracja: 24 cze 2012, 15:54
Lokalizacja: wszechświat
Kontakt:

Post autor: judejahu »

pomieszanie wiar.. 36 tysiecy wyznań skłania do zrobienia mentliku w głowie i działalność KRK na przestrzeni 17 wieków.. to są owoce MATKI - Kościoła . jedynego, prawdziwego, nieomylnego, świętego, bożego Kościoła.. . poza którym nie ma opcji zbawienia
Wszyscy jesteśmy współtwórcami każdego napotkanego życia.

----------------------------------------------------
religia to biznes. kościół to firma. "duchowni" to zarząd. wyznawcy to klientela.

J.Jaroslavsky
Posty: 28
Rejestracja: 17 sie 2012, 23:51

Post autor: J.Jaroslavsky »

Witam wszystkich! A że jestem człowiekiem pragmatycznym to spróbuje się przedstawić i zarazem odpowiedzieć na temat art-a :))
-----------

Uważnie przyglądając się sobie i obserwując bieg mojego życia wewnętrznego, przekonałem się pośród doświadczeń, że Boga nie kocham, brak we mnie miłości do bliźniego, nie wierzę niczemu z dziedziny religii, a przepełniony jestem pychą i ambicją.
Wszystko to rzeczywiście w sobie znajduję rozważając, jakie są moje uczucia i czyny:


1.Nie kocham Boga,
bo przecież gdybym Go kochał, to wciąż bym o Nim myślał ku radości mego serca, a każda myśl o Bogu przynosiłaby mi radosną słodycz. Przeciwnie, znacznie częściej i chętniej rozmyślam o sprawach zwyczajnych, codziennych, a rozmyślanie o Bogu przynosi mi utrudzenie i oschłość. Jeślibym Boga kochał, to rozmowa z Nim poprzez modlitwę ożywiałaby mnie, napełniała słodyczą i pociągała ku stałemu z Nim obcowaniu, ale jest przeciwnie: nie tylko nie rozkoszuję się modlitwą, ale zajmując się nią odczuwam utrudzenie, zmagam się z niechęcią, osłabiam się poprzez oddawanie się lenistwu i gotów jestem z chęcią zająć się czymkolwiek błahym, byle tylko modlitwę przerwać lub całkiem jej zaprzestać. Podczas pustych zajęć czas mija mi niezauważenie, a gdy zajmuję się Bogiem, stając w Jego obecności, czuję, że każda godzina jest długa jak rok. Jeśli kochasz kogoś, to w
ciągu dnia myślisz o nim nieustannie, wyobrażasz go sobie, troskasz się o niego, a podczas wszystkich zajęć umiłowany przyjaciel twój nie znika ci z myśli. A ja w ciągu dnia przecież ledwie godzinkę znajdę na to, by głęboko rozmyślać o Bogu, rozpalać się Jego miłością, a przez dwadzieścia trzy godziny ochoczo, gorliwie, składam ofiary idolom moich namiętności… Podczas rozmów o rzeczach marnych, dalekich od spraw ducha, jestem rześki, czuję zadowolenie, a podczas rozmyślania o Bogu czuję oschłość, nudę i rozleniwienie.
Nawet jeśli mimo woli ktoś pociągnie mnie ku pobożnej rozmowie, to zaraz staram się zmienić ją na rozmowę schlebiającą moim namiętnościom. Niestrudzenie ciekaw jestem nowości, rozporządzeń władz, wydarzeń politycznych, chciwie poszukuję sposobów zaspokojenia mojej ciekawości w zakresie światowej nauki, sztuki, wynalazków, a pouczenia o Prawie Pańskim, poznawaniu Boga, o religii nie robią na mnie wrażenia, nie sycą mej duszy i uważam to nie tylko za mało istotne zajęcie dla chrześcijanina, ale jakby za sprawę uboczną, nieważną, którą winienem się zajmować przecież tylko w wolnym czasie, przy okazji odpoczynku. Krótko mówiąc: jeśli miłość ku Bogu rozpoznać można po wypełnieniu Jego przykazania – Jezus mówi przecież: “Jeśli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” (J 14,15) – a ja przykazań Jego nie tylko nie przestrzegam, ale nawet mało się o nie troszczę, to istotnie należy wnioskować, że Boga nie kocham…


2. Nie ma we mnie miłości do bliźniego
, ponieważ nie tylko nie mogę zdecydować się na oddanie życia za bliźniego (według Ewangelii), ale dla dobra bliźniego nie poniosę uszczerbku na moim dobrym imieniu, nie poświęcę mych dóbr i spokoju. Jeśli kochałbym go stosownie do nakazu Ewangelii, jak siebie samego, to jego nieszczęście dotykałoby i mnie, a jego pomyślność wprawiałaby mnie w zachwyt. A jest inaczej: z ciekawością słucham opowieści o nieszczęściach bliźnich, nie smucę się, a bywam obojętnym, lub, co gorsza, znajduję w tym jakby zadowolenie i złe postępki mego brata rozgłaszam, potępiając je, miast spuszczać na nie zasłonę miłości. Dobrobyt, sława i szczęście mego brata nie zachwycają mnie tak jak moje, przeciwnie, jak wszystko, co mi obce, nie wywołują we mnie uczucia radości, a delikatnie pobudzają ku zawiści czy pogardzie.

3. Nie wierzę w nic z dziedziny religii, ani w nieśmiertelność, ani w Ewangelię.
Jeśli wierzyłbym mocno i byłbym przekonany, że po śmierci czeka mnie życie wieczne i odpłata za ziemskie czyny, to wciąż bym o tym myślał, a sama myśl o nieśmiertelności napełniałaby mnie przerażeniem i prowadziłbym życie przybysza gotującego się wkroczyć do swej ojczyzny. Przeciwnie, nawet nie pomyślę o wieczności, a kres ziemskiego życia traktuję jako granicę mego istnienia. Skrycie tkwi we mnie myśl: kto wie, co będzie po śmierci? Jeśli nawet mówię, że wierzę w nieśmiertelność, to mówię to tylko rozumem, bo serce moje
dalekie jest od pewności, o czym wyraźnie świadczą moje czyny i stała stroska o dobre urządzenie się w życiu zmysłowym. Jeśli też święta Ewangelia byłaby z wiarą przyjęta do mego serca jako Słowo Boże, to bezustannie bym się nią zajmował, zgłębiał ją, rozkoszował się i nawet spoglądałbym na nią ze czcią. Niezmierzona mądrość, dobroć i miłość, ukryte w niej wprawiałyby mnie w zachwyt, i dniem, i nocą rozkoszowałbym się zgłębianiem Prawa Bożego, syciłbym się nim jak codziennym pokarmem i sercem przykładałbym się do pełnienia jego zasad. Nic ziemskiego nie byłoby w stanie powstrzymać mnie od tego. Jest przeciwnie: jeśli z rzadka czytam lub słucham Słowa Bożego, to albo z konieczności, albo z ciekawości, a i to bez głębokiej uwagi, czując oschłość i brak zainteresowania, jakby to była zwykła lektura. Zostaję bez żadnych owoców i chętnie zamieniłbym ją na lekturę światową, w niej znajduję bowiem więcej zadowolenia, więcej nowych zajmujących mnie spraw.


4. Przepełniony jestem pychą i zmysłową miłością własną.
Potwierdzają to wszystkie moje czyny: widząc w sobie dobro, zaraz pragnę je uwidocznić albo obnoszę się z nim przed innymi, albo w mym wnętrzu zachwycam się sobą. Chociaż na zewnątrz okazuję pokorę, to jednak wszystko przypisuję swoim siłom, uważam siebie za lepszego od innych, albo przynajmniej, że nie jestem od innych gorszy. Jeśli zauważam w sobie jakąś wadę, zaraz staram się ją usprawiedliwić, ukryć ją za maską konieczności albo niewinności. Złoszczę się na tych, którzy mnie nie szanują, uważam, że nie potrafią ocenić ludzi. Chwalę się, gdy kogoś obdarzę, nieudane przedsięwzięcia uważam za obraźliwe dla mnie, szemrzę, cieszę się z nieszczęść mych wrogów, a jeśli już dążę do czegoś dobrego, to mam w tym jakiś cel: pochwałę lub duchowe wyrachowanie, albo światową pociechę. Jednym słowem wciąż czynię z siebie idola, którego nieustannie otaczam czcią, szukając we wszystkim zmysłowych rozkoszy i pożywki dla mych namiętności i zachcianek, które przepełnia pożądliwość.

Na podstawie tego, co przedstawiłem, uważam się za człowieka pysznego, zmysłowego, bez wiary, nie kochającego Boga i nienawidzącego swego bliźniego. Jaki stan może być jeszcze bardziej grzeszny? Stan duchów ciemności lepszy jest od mojej sytuacji: chociaż nie kochają one Boga, człowieka nienawidzą, żyją sycąc się pychą, ale przynajmniej wierzą, wierzą i drżą. A ja? Czy może być los gorszy od tego, który jest moim udziałem? I za co
może być wyrok sądu sroższy i bardziej karzący, niż za taką obojętność i lekkomyślne życie, które sobie uświadamiam!

Awatar użytkownika
Dżej
Posty: 2135
Rejestracja: 28 lip 2012, 0:20
Lokalizacja: Warszawa a potem tu i tam.

Post autor: Dżej »

Ekhm, witam. Też nie wierzę w nic z dziedziny religii..ale...bliźnich zazwyczaj kocham jak siebie samego. Chyba, że dają mi powody do obojętności czy pogardy. Może jednak zacznij kochać ludzi a życie będzie lżejsze? Do tego nie potrzebna jest wiara, przynajmniej nie mi. Gorszy jest los tych, których nienawidzisz i z których nieszczęść się cieszysz. Postaw się choć raz w czyjejś sytuacji. Co byś czul tracąc dobytek, bliskich(jeśli masz) i gdyby całe twoje życie wywróciło się o 180 stopni. Zadaj też sobie pytanie czy cokolwiek z tego co pożądasz zabierzesz do grobu i jaki wtedy będziesz miał z tego pożytek. I na ile obstawiony i zagracony dom zastąpi Ci ludzi. Jeśli cierpisz bo właśnie sobie uświadomiłeś to zacznij być lepszym człowiekiem. A będziesz mógł spojrzeć sobie w oczy.
Biblia...czemu słowem a nie wykładem bożym? Wszak zawiera więcej niż jedno słowo i nie jest tak klarowna.

J.Jaroslavsky
Posty: 28
Rejestracja: 17 sie 2012, 23:51

Post autor: J.Jaroslavsky »

Witaj dżej, mówisz...sprubuj się zmienić... myślisz, że to takie proste, miliony polaków kładzie się do łożka w nadziei, że się rano obudzą cudownie przemienieni... pamiętam miałem kiedyś prawdziwego przyjaciela, ale z niewiadomych powodów zabiłem go szpadlem - psa oczywiście - do dziś się zastanawiam, dlaczego
...

Axanna

Post autor: Axanna »

a moze to dlatego ze Tobie nigdy nikt nie przywalil szpadlem, a potrzebujesz? :roll:

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateiści i agnostycy”