HarryPotter pisze:Słyszałem historię o człowieku, który już prawie wyrwał się z koła samsary, ale miał jelonka, do którego się przywiązał i reinkarnował, jako jelonek. W tym wypadku reinkarnacja działała bardziej na zasadzie "zapatrzenia"
Ja słyszałem, jak Władek (ten spod szóstki) po obaleniu berbeluchy wykonał skok z ziemi na dach 4-piętrowego bloku. True story.
HarryPotter pisze:Dadaista pisze:Dusza wcielona w ciało nie pamięta swoich wcześniejszych inkarnacji. Jest to fakt, który obserwujemy na co dzień. A może pamiętacie, kim byliście wcześniej? Nie? To macie tak samo jak ja. Jest wprawdzie wiele świadectw osób rozsianych po całym świecie, często są to dzieci, ale na około 7 miliardów ludzi te nawet kilkaset czy kilka tysięcy relacji nadal nie zmienia faktu, że większość ludzi nic nie pamięta.
Większość ludzi nie jest też fizykami atomowymi.
Otóż to. Większość ludzi nie jest fizykami atomowymi i większość ludzi nie pamięta swoich wcześniejszych wcieleń. Aczkolwiek nie mam pojęcia, po co ta Twoja wzmianka o fizykach atomowych, kiedy rozmowa dotyczy czego innego.
HarryPotter pisze:Reinkarnacja więc też jest nawykiem duszy, która robi to z przyzwyczajenia, bo ciągnie ją do tego.
Ilu ludzi, tyle poglądów. U Kardeca w "Księdze Duchów" znowu napisane jest, że inkarnacja dzieje się samoistnie, dusza przebywając w zaświatach czuje zbliżające się nowe wcielenie, tak jak niewidomy czuje zbliżanie się do ognia (to przykład z tej książki). Z drugiej strony Kardec nie pisał z pozycji hinduisty, więc mniejsza o niego.
Piszesz, że dusza powraca do ziemskiego ciała z przyzwyczajenia. Nawet ta dusza, która jest na "początku drogi" i która wie, że czeka ją żywot pełen cierpienia? I czy wszystkie dusze robią to z przyzwyczajenia? Dziwna by to była nieurodzajność "charakterów". Bardziej to wygląda jak "zaprogramowanie do przyzwyczajenia się do inkarnacji". I czy przyzwyczajenie jest główną motywacją? Jeśli tak, niezbyt to chyba szlachetne, ja myślałem, że chodzi o wyższe cele, a tu dup - zwykłe przyzwyczajenie.
HarryPotter pisze:A w jaki sposób szczury laboratoryjne, którym wszczepiono RNA innych szczurów, które znały wyjście z labiryntu, znajdują wyjście z labiryntu, skoro nie jest zachowana ciągłość "wiedzy"? Pamiętaj, że pod słowem "wiedza", ukrywa się słowo "pamięć". Pamięć może być uświadomiona i nieuświadomiona. Pamiętana i zapomniana. Dlatego dzieci, które pamiętają rzeczy z poprzednich wcieleń, zapominają je potem.
Czy ktoś kiedykolwiek siedział w głowie szczura ze wszczepionym RNA innego szczura? Nie. A zatem skąd wniosek, że nie została tu zachowana ciągłość wiedzy?! Nie wiemy przecież, w jaki sposób owe informacje przekazane przez obce RNA zostały odczytane przez szczura. Znamy tylko efekt tego "odczytu". Chyba że wiemy wszystko co i jak. Niestety, nie podajesz źródeł, na które się powołujesz, więc nie mam na czym bazować.
Ogólnie przykład z RNA jest przykładem tylko na to, że RNA przenosi informacje. W każdym szczurze drzemie czyjaś dusza, czy tak? No i zobacz, jak łatwo nią manipulować za pomocą obcego RNA. Niby posiadasz swoją wiedzę, ale można ci przekopiować cudzą wiedzę za pomocą fizycznych nośników. I to prowadzi do zmiany zachowania. Podobnie jak do zmiany zachowania prowadzi wychowanie (bądź jego brak). Wszystko daje się wytłumaczyć za pomocą fizyki, więc po co to bajanie o duszy?
HarryPotter pisze:Dadaista pisze:Jeśli dusza nie pamięta swoich wcześniejszych wcieleń, każda kolejna inkarnacja jest de facto startem od zera.
"Jeśli".
Ja nie pamiętam swoich wcześniejszych wcieleń i nie pamięta ich, powiedzmy, 99% ludzi. To czysty strzał, ale możesz przeprowadzić ankietę i popytać ludzi na ulicy. Zatem to "jeśli" odnosi się do miażdżącej większości, nie jest więc czymś co można zbagatelizować.
HarryPotter pisze:Dadaista pisze:Wędrówka duszy odbywa się na Ziemi, a zatem to na Ziemi, w cielesnym przebraniu, można osiągnąć oświecenie.
A co ma piernik do wiatraka? Czy na Księżycu reinkarnacja przestała obowiązywać?
Czytanie ze zrozumieniem się kłania. Przeczytaj cały fragment jeszcze raz. "Ziemia" jako synonim życia doczesnego. Akurat żyjemy na Ziemi, więc pisałem o Ziemi. Gdybyśmy żyli na Księżycu, pisałbym o Księżycu. To rzeczywiście nie ma absolutnego znaczenia; przykro, że muszę odpowiadać na czepialstwo, które bierze się z niezrozumienia czytanego tekstu.
HarryPotter pisze:Oczywiście, że płynie. Co z tego, że nie pamięta?
Możesz nie pamiętać kiedy, kto, jak i gdzie nauczył Cię bong sau. Możesz w ogóle nie pamiętać, co to jest bong sau, podobnie jak możesz zapomnieć swojego imienia, ale jeśli ktoś nauczył Cię bong sau, to odruchowo je zastosujesz, gdy zajdzie taka potrzeba. To się dzieje bezmyślnie.
To dokładnie tak samo jak z Miauhubertem i wąsami. Możesz w ogóle nie pamiętać rozmowy z Miauhubertem, który polecał zapuścić w życiu ziemskim wąsy. Mogą ci się nie podobać wąsy u innych, ale prędzej czy później sam je zapuścisz. To się dzieje bezmyślnie.
HarryPotter pisze:Pewne rzeczy są "wrodzone" - jak choćby odruch ssania przez noworodka. Tych niepamiętanych, ale nabytych rzeczy jest coraz więcej, w miarę kolejnych inkarnacji. Dziecko nie pamięta, że ma ssać, tylko czuje, że ma ssać.
Masz rację co do tego, że nabytych rzeczy jest coraz więcej. Mylisz się co do źródła. Nabytych rzeczy jest tym więcej, im więcej rozmów przeprowadzi się w zaświatach z Miauhubertem (i/lub jego krewnymi).
HarryPotter pisze:Dadaista pisze:nawet reinkarnacja nie radzi sobie z problemem umierających noworodków.
Zakładasz pojęcie winy i kary. To pojęcie istnieje tylko w Twojej wyobraźni. W rzeczywistości jest tylko pojęcie przyczyny i skutku.
To tak jakby powiedzieć, że ukaranie skazanego więzieniem nie jest karą, ale skutkiem jego czynu. No tak, jest
też i skutkiem. Tak samo jak jest i karą.
HarryPotter pisze:Śmierć noworodka jest tylko Mają, złudzeniem, bo śmierć nie istnieje. Nie zostali więc ukarani, tylko mieli okazję to przemyśleć. W jakim sensie ten noworodek był ich? W sensie materialnym? Jego ciało nie należało do nich. W sensie duchowym? Jego dusza też do nich nie należała. Przywiązali się do niego. To było przyczyną ich cierpień. Czyli przyczyną ich cierpień było niewyzwolenie się z przywiązania. Wyzwolenie się z niego nazywamy oświeceniem. Cierpieli, bo chcieli cierpieć. A raczej, bo nie potrafili się wyzwolić.
Zaczyna się festiwal moralnej degrengolady, gdzie śmierć niemowlęcia nie jest nazywana obrzydliwą karą i zbrodnią, ale "okazją do przemyślenia". Normalnie postawiłbym na końcu zabawną emotikonkę, ale to nie jest śmieszne.
Oczywiście, że rodzice przywiązują się do swoich dzieci. Wszystkie istoty inteligentne i czujące do czegoś się przywiązują. Nie przywiązują się tylko kamienie. Zatem czy kamień jest bliżej oświecenia niż człowiek? I dlaczego człowiek miałby dążyć do tak wynaturzonej postaci obojętności wobec świata? "Hej, umarł ci syn, dlaczego się śmiejesz?" "Stary, daj mi spokój, dzięki (!) temu, że zmarł, mam teraz tyyyyyle okazji do przemyśleń i wiesz co? Gwiżdżę na to wszystko, jest dobrze.".
Chory jest ten ideał nieprzywiązywania się do niczego. Absurdalne jest, że te same dusze, które nie powinny się przywiązywać do rzeczy materialnych, są tak bardzo przyzwyczajone do procesu inkarnacji, którego niezbędnym elementem jest pobyt w ciele fizycznym.
HarryPotter pisze:Niektórzy odczuwają skutki niektórych swoich czynów w kolejnej inkarnacji, niektórzy odczuwają skutki niektórych innych czynów niemal natychmiast.
To, że nie rozumiemy procesów, które tym rządzą, nie znaczy, że takie prawo nie działa.
Nie oznacza też, że takie prawo działa.
Widzisz, twierdzisz zdumiewające rzeczy, więc winny jesteś dokładnego wyjaśnienia. Tymczasem okazuje się, że nawet koncepcja, na którą nie ma dowodów poza bogatą wyobraźnią, nawet taka koncepcja musi uciekać się do "białych plam".
HarryPotter pisze:Wiesz co się stanie, jak zabijesz pająka? Ja wiem.
Będzie się mścił. Odczujesz to w tej samej inkarnacji.
Pamiętam, jak kiedyś zabiłem pająka. Następnego dnia miałem grać mecz na odkrytym boisku. Zapowiadali słoneczny dzień, a lało jak z cebra. Mecz się nie udał. Wtedy tego nie rozumiałem. Dziś wiem, że pająk-mściciel został deszczową chmurą.
Jeszcze wrócę do tego przykładu gdzieś w dalszej części.
HarryPotter pisze:Rodzina nie jest karana, tylko sobie to tak wyobraża. Przeżywa stresy, jak człowiek ogarnięty fobią grania w totolotka. Przywiązuje zbyt wielką wagę do zbyt małych rzeczy. Dziecko nie jest własnością rodziny. Śmierć nie jest realna.
Ciąg dalszy moralnego zepsucia wywołanego bogatą wyobraźnią i wiarą w rzeczy niepotwierdzone.
Oczywiście, że rodzina "przeżywa stresy" oraz cierpi po stracie bliskiego. Jak mogłoby być inaczej? Poza tym skoro nawet śmierć bliskiego jest bez znaczenia, to co ma znaczenie? Po co ta cała komedia z cielesnym żywotem? Po to, żeby po milionie wcieleń nie móc zapłakać nad stratą ukochanej osoby!? Żeby przyjmować zło świata z pogardliwą obojętnością zamiast aktywnie mu się sprzeciwiać, biadoląc nad niesprawiedliwym losem nieszczęśliwych i niewinnych ludzi!? Co za ideę nadczłowieka-potwora mi tu rysujesz?
HarryPotter pisze:Pojęcie dobra i zła istnieje tylko w Twoim umyśle. Realne jest pojęcie przyczyny i skutku. Jeśli ktoś mówi, że coś jest dobre, to powstaje pytanie - dobre dla kogo? Świat nie jest ani zły, ani dobry sam z siebie. Ale może się takim stać, jeśli ktoś tego bardzo chce. Zauważ, że nie twierdzę, że dobra i zła nie ma, tylko, że dobro, czy zło istnieje w Tobie (jeśli pozwolisz sobie na ich istnienie).
Nikt nie jest wolny (może poza psychopatami) od kategorii moralnych oraz estetycznych. Taki mamy aparat poznawczy. Zatem nie mamy przesłanki, aby móc stwierdzić, że dobro i zło nie jest realne. Co najwyżej można powiedzieć, że istnieje multum rzeczy obojętnych moralnie (np. pisanie lewa ręką). Natomiast na zasadzie bogatej wyobraźni możemy negować dowolną rzecz i zjawisko.
HarryPotter pisze:Dadaista pisze:
NOWE LEPSZE WCIELENIE
Miałem o to dopytać, więc zrobię to teraz: jak wynagradzany jest dobry żywot? Powiedzmy, że Konstanty Pierdziwiatr prowadził cnotliwą egzystencję. Ma dobrą karmę. Co to tak naprawdę oznacza? W jaki sposób zostaje to wynagrodzone? Urodzi się jako syn/córka milionera? Takie przeliczanie wszystkiego na kasę wydaje się śmieszne, ale nic innego, poza zdrowiem, nie przychodzi mi do głowy.
Urodzi się jako luzak.
Np. jako Doda Elektroda. Fajna ta inkarnacja. Seksowna.
HarryPotter pisze:No a co w tym dziwnego? Może, pod warunkiem, że oddał nasienie wcześniej do banku nasienia do przechowania i że zapłodnienie nastąpiło po jego śmierci. Gdyby umarł podczas kopulacji, zanim by jego dusza otrząsnęła się z wszystkiego, załatwiła swoje sprawy i wskoczyła do nowego ciała, minęłoby zbyt wiele czasu. Więc technicznie jest to bardzo trudne. Chociaż pewnie możliwe.
Nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że ktoś jest swoim własnym synem. Skąd mi w ogóle do głowy przyszło dziwić się temu? Co ja nienormalny jestem czy co?
HarryPotter pisze:Nie ma systemu kar i nagród. Jest tylko system przyczyny i skutku. Przydawanie temu systemowi takiego zabarwienia, jest kreowaniem rzeczywistości, tak, jak ją postrzegasz. Wierzysz w to, że tak jest, więc rzeczywiście tak jest. Ale w gruncie rzeczy nie robisz nic innego, tylko kreujesz swój wszechświat. Tak więc napędzasz tym samym system kar i nagród. Który istnieje tylko w Twojej wyobraźni.
Jeśli istnieje również w wyobraźni siedmiu miliardów ludzi, to tym samym masz do czynienia z siedmioma miliardami wszechświatów, w których obowiązuje system kar i nagród. Możesz to potraktować jako siedem miliardów osób z chorobą psychiczną, ewentualnie ze skrzywionym pojmowaniem rzeczywistości. Możesz też podejść do definicji normalności w sposób statystyczny - to znaczy, że coś, co jest mniej powszechne, odbiega od normy. Wtedy, w tym systemie, musisz przyjąć, że to ja jestem nienormalny, a siedem miliardów goniących za nagrodami i uciekających przed karami, jest normalnych.
Decyzja należy do Ciebie.
To zejście na łatwiznę. "Hej, nie zgadzasz się ze mną? nikt się ze mną nie zgadza? A co tam - macie swoje wszechświaty, a ja mam swój. Koniec dyskusji.".
To nie jest kwestia dziecinady, którą Ty proponujesz, ale obiektywnego dochodzenia do prawdy. Dziecko zamykające oczy też myśli, że staje się niewidzialne, ale czy tak jest istotnie? Nauka na przestrzeni wieków wypracowała metody dochodzenia do tez najbliższych prawdzie i żadna z tych tez nie mówi o istnieniu duszy. Wracając zaś do meritum: cieszę się, że nie negujesz przyczyny i skutki. Przynajmniej tę realną rzecz możemy zostawić w spokoju.
Spójrzmy teraz na system nagród i kar i na to, co sam na ten temat napisałeś: "Wiesz co się stanie, jak zabijesz pająka? Ja wiem. Będzie się mścił. Odczujesz to w tej samej inkarnacji.". A więc zemsta. A więc kara.
Chyba że zemsta nie jest dla Ciebie karą, ale wtedy jesteś już tak oderwany od rzeczywistości i nadajesz takie znaczenie wyrazom i pojęciom, że komunikacja staje się niemożliwa. Zemsta bowiem na celu zawsze ma ukaranie kogoś za coś, słownik PWN definiuje zemstę jako: "odwet za doznaną krzywdę". Wreszcie dlaczego pająk miałby się za cokolwiek mścić, skoro nie doznał żadnej krzywdy (tylko ją sobie wyobraża, głupek jeden)? Ja go zabiłem, ale to tylko... skutek. Nic więcej. Hej, dlaczego ten pająk tak groźnie na mnie patrzy?
HarryPotter pisze:Pamięć o błędach nie jest warunkiem koniecznym do ich unikania. Pamięć o nietrafionych numerach totolotka nie jest warunkiem koniecznym do trafienia.
Pomieszanie z poplątaniem.
Po pierwsze - nietrafione numery w totolatka nie są błędem w tym sensie, w jakim błędem jest wejście po pijaku za kierownicę samochodu czy dotknięcie palcem dla próby gorącego przedmiotu. Totolotek to hazard, a obstawianie w ciemno zakłada nietrafienie. Nietrafienie jest zresztą o wiele bardziej prawdopodobne.
Po drugie - mylisz warunek konieczny z warunkiem wystarczającym. Pamięć o błędach jest warunkiem koniecznym do ich uniknięcia, natomiast nie jest warunkiem wystarczającym.
HarryPotter pisze:Istotą przerwania koła samsary nie jest bycie dobrym, tylko nieprzywiązywanie się do dóbr. Bycie dobrym jest ubocznym skutkiem podążania właściwą ścieżką, tak jak alkohol jest ubocznym skutkiem procesu fermentacji. Koncentracja się na byciu dobrym, jest przywiązaniem. Co to znaczy być dobrym? Czy będę dobry dla Ciebie, jeśli zerwę Ci gwałtownie zasłonę z oczu, czy jeśli pogłaskam Cię po główce?
Bycie dobrym nic nie oznacza, przecież już to sam ze soba ustaliłeś.
HarryPotter pisze:Nie osiąga się poprzez cierpienie, tylko poprzez wyłączanie cierpienia. Wiesz w jaki sposób osiąga się chodzenie po ogniu? Poprzez wyłączanie bólu. Następuje to poprzez kierowanie energii ochronnej do miejsc, które będą miały kontakt z ogniem. Dzieje się to przy pomocy umysłu.
Wszystko dzieje się przy pomocy umysłu.
Innymi słowy: ideałem jest człowiek niecierpiący, a zatem niezdolny do empatii. Cudownie.
HarryPotter pisze:Życie nie zaczyna się w momencie porodu. Przez te parę miesięcy przed porodem istota myśli, czuje i uczy się. To, czy umrze w czasie niego, czy 70 lat później, jest istotne bardziej dla jego rodziców, niż dla niego. Dla niego jest łatwiej umrzeć wcześniej, bo mniej przywiązało się do tego świata. Co nie znaczy, że nie mogło się wiele nauczyć, zanim odeszło.
Już chyba ustaliliśmy, że życie zaczyna się od rozmowy z Miauhubertem bądź inną fantastyczną istotą?
Uprawiasz wodolejstwo. Oczywiście, że śmierć dziecka istotna jest dla rodziców, trudno, żeby była istotna dla martwego dziecka.
No, no, najwięcej uczą się martwe noworodki albo płody, które umierają w 3. miesiącu i dochodzi do poronienia.
HarryPotter pisze:Nie chodzi o to, że będzie wtedy cierpieć, ale że będzie teraz cierpieć. Załatwi se łatwe życie nawet i w pewnym momencie pomyśli - kurczę, mam to zostawić i umrzeć? To w wersji optymistycznej. W wersji pesymistycznej będzie cierpieć znacznie wcześniej ze znacznie większej ilości powodów.
Żeby tylko każdy człowiek miał takie problemy, jak "mam to zostawić i umrzeć?". Ostatecznie każdy musi coś zostawić i umrzeć, a i każdy boryka się z problemami. Budda też je miał. Chrystus je miał. Wszyscy je mieli. Niczego nie zmienia to w podstawowej kwestii: można żyć jak pan i spisać jedno życie na straty, a
ewentualne lęki przed śmiercią utopić w prostytutkach i wódce. I co się stanie? Absolutnie nic. I tak czeka cię kolejny żywot. Poroniony system.
HarryPotter pisze:Grzech istnieje tylko w Twoim umyśle. Ewentualnie jeszcze w umysłach siedmiu miliardów innych ludzi.
Poza tym nie istnieje.
Istnieje tylko prawo przyczyny i skutku.
"Grzech" jako "czyn niemoralny", "zły", nic więcej. W innym sensie nie używam tego słowa.
Pewnie, dobro i zło istnieje w umysłach siedmiu miliardów ludzi, ale... wszyscy się mylą. Tylko która przesłanka pozwala na taki wniosek?
HarryPotter pisze:Jest świadoma wszystkiego. Zawsze.
Świadomość w łonie matki nie różni się niczym od świadomości poza jej łonem, więc odpowiedź na pytanie, po co duszy, będącej w zarodku, świadomość, jest taka sama, jak odpowiedź na pytanie, po co w ogóle duszy świadomość.
Żeby się rozwijać.
Jeśli dusza jest we mnie i jest świadoma wszystkiego, a ja nie podzielam świadomości duszy, tzn. nie myślę jako dusza, tzn. że albo owa dusza jest czymś odrębnym ode mnie albo jest wytworem wyobraźni.
HarryPotter pisze:Dadaista pisze:I dalsze pytanie: dlaczego jedni umierają jako zarodek 8-tygodniowy, inni jako 9-tyodniowy, inni zaś przy wyjściu (czy niedługo po wyjściu) z łona matki? Jakie znaczenie ma tu różnica jednego tygodnia?
Mają mniej, lub więcej czasu na naukę.
I, jak rozumiem, nic więcej o owej nauce nie można powiedzieć? Ot, uczą się czegoś w łonie, ale czego? Ach, już wiem, budowy anatomicznej. Wybitni biolodzy musieli we wcześniejszym żywocie umrzeć jako zarodki. Genialne w swej prostocie.
A na poważnie: to czego się one (tj. dusze) tam uczą?
HarryPotter pisze:Może się też zdarzyć, że cała gromada bytów wskoczy w jakieś ciało.
To kobiety tak mają, stąd ciagłe zmiany nastrojów.
HarryPotter pisze:Wolisz być konikiem polnym, albo Chińczykiem? Łatwiej będzie Ci się odnaleźć w swojej rodzinie. Jak dobrze trafisz, to nawet możesz mieć to samo imię i nazwisko.
Wolę nie być żoną swego własnego syna.
HarryPotter pisze:Dadaista pisze:Co to jest "szybszy rozwój" w odniesieniu do życia duszy na Ziemi?
Co to jest "szybszy rozwój" w odniesieniu do życia duszy na Ziemi? Przyspieszenie, które uzyskuje dusza w osiąganiu kolejnych etapów rozwoju.
"Szybszy rozwój" to "przyspieszenie". G-E-N-I-A-L-N-E. Dlaczego sam na to nie wpadłem?
HarryPotter pisze:Sens krótkiego pobytu w ciele jest taki, że dusza wybrała sobie szybką lekcję.
Ech, szkoda ze szkołą (tą prawdziwą, nie zmyśloną) tak się nie dało.
HarryPotter pisze:Siłą woli nie oderwiesz raczej Księżyca od Ziemi.
(Na wszelki wypadek może jednak nie próbuj
)
Wiesz co, tak mnie straszysz, że chyba rzeczywiście nie spróbuję.
HarryPotter pisze:Celem może być zarówno pomaganie, jak i szkodzenie. Nie wszystkie byty idą ścieżką dobra.
A Ty znowu piszesz o dobru, które przecież realnie nie istnieje. Paranoi można dostać. Wszystkie byty idą ścieżką przyczyny i skutki, inne ścieżki nie istnieją. Żebym ja Ci musiał tłumaczyć Twój własny światopogląd...
Nie istnieje też coś takiego jak "pomaganie" i "szkodzenie", bo to łączy się z pojęciami dobra i zła, które też nie istnieją (obiektywnie).
HarryPotter pisze:Nauka nabyta w kolejnych wcieleniach jest zapamiętywana. Nie są tylko pamiętane okoliczności jej nabycia. Jednak byt, który nabył już pewne umiejętności, będzie w stanie zmierzyć się z nimi w kolejnym wcieleniu. Jeśli raz sobie z tym poradzisz, poradzisz sobie z tym praktycznie zawsze. W kolejnym wcieleniu, jadąc na rowerze w tym samym miejscu i spotykając duszę tego samego psa, który pobiegnie za Twoją duszą, będziesz w stanie sobie poradzić. Na przykład, kiedy zacznie szczekać na Ciebie, spontanicznie wydasz z siebie głos w języku psów, który w tłumaczeniu na ludzki będzie brzmiał: "No co ty, ziomal, na swojego szczekasz?" Wtedy nie tylko poradzisz sobie z tą sytuacją, ale też umożliwisz duszy psa wspięcie się na kolejny poziom rozwoju, który stanie się jej udziałem, gdy dozna wstrząsu na te słowa.
Możesz nie pamiętać umiejętności, które nabyłeś, ale w krytycznych sytuacjach, pojawią się one same, w postaci gotowych rozwiązań.
Zwykłe szczeknięcie... Przecież to takie oczywiste. A ci idioci każą nie patrzeć w oczy psu i wykonywać sto innych dziwnych czynności, dajesz wiarę? A tu szczeknąć trzeba, raz a porządnie! Dzięki. A z ludzkimi językami jest tak samo? Bo pewniem był już i Chińczykiem, i Zulusem, i Hiszpanem, a ni w ząb ich nie rozumiem. A kiedyś Anglik do mnie podszedł i ze stresu nie umiałem wybąkać słowa, choć coś niecoś znam angielski. Ale pieski jest trochę łatwiejszy niż angielski, to z agresywnym psiakiem dam se radę.
HarryPotter pisze:Skoro doszedł do tego, do czego doszedł, wybierając świadomie niesprzyjające warunki do rozwoju, to wybrał je dlatego, żeby podjąć wyzwanie. O ileż lepiej byłoby mu osiągnąć oświecenie, rodząc się w slumsach? Urodził się w miejscu, które dobrze odpowiadało jego planom. W tym sensie było to dobre miejsce. Dla niego. Inni by temu nie podołali zwykle.
To wyżej to o Buddzie. Sam widzisz, tam, gdzie Twoja nauka się załamuje, masz gotowe, nieweryfikowalne, rozwiązanie: dusza sama tego chciała. Jak można z czymś takim dyskutować? Ja Ci powiem coś innego: Budda wybrał pałace, bo gadał z bratem Miauhuberta, który go przekonał, że pałace są spoko. To jest Twój poziom argumentacji.
HarryPotter pisze:Zapytasz o dowody. Mogę co najwyżej zapewnić Cię, że sytuację z psem przerobiłem na sobie w tym wcieleniu. Stanął jak wryty, kiedy na niego zaszczekałem. Pojawiło się to u mnie spontanicznie. Wręcz widziałem w jego oczach błysk oświecenia. Również była noc i również był rower. Och, gdybyś zobaczył jego minę
A ja Cię mogę co najwyżej zapewnić, że Twoje twierdzenia nie posiadają żadnej wartości. Zatem zamiast raczyć mnie te typu historyjkami, których nie potrafisz dowieść, po prostu daruj sobie. Pracuję z ludźmi starymi, schorowanymi i uwierz mi, że Twoja historyjka z psem nie dorasta do pięt najlepszym historiom, jakie słyszałem od moich podopiecznych. Nie byłaby chyba nawet w top 100.
HarryPotter pisze:Nie roszczę sobie prawa do tego, żeby Cię przekonać. Gdybyś napisał od początku, że chodzi Ci o to, żeby udowodnić Ci coś, a nie przedstawić czyjś punkt widzenia, nie podjąłbym się tego wcale, bo nie da się udowodnić czegokolwiek komuś, kto zakłada z góry, że podejdzie do tego skrajnie nieufnie. Rozumiem, że obiegowe poglądy na temat reinkarnacji wprowadzają zamieszanie i szanuję i cenię krytyczną postawę. Błąd nie tkwi w Tobie, że nie zechcesz tego zrozumieć. Nie ma żadnego błędu. Przeczytasz to i skorzystasz na tym, choćby przez ostrzenie sobie na mnie pióra swojej satyry. Ja również na tym skorzystam, bo spisanie tego daje mi również coś cennego.
Sceptycyzm to naukowa postawa, "skrajna nieufność" to Twój obrazowy opis. Jak rozumiem, Ty do światopoglądu materialistycznego nie podchodzisz "skrajnie nieufnie", czy tak?
Wszelkie systemy myślowe można atakować od zewnątrz i od wewnątrz. Atak od zewnątrz wygląda tak, że proszę o przedstawienie dowodu na potwierdzenie swoich tez. Ty, ani nikt inny w całej historii ludzkości, takiego dowodu nie przedstawił.
Atak od wewnątrz polega na wytknięciu niekoherencji, czyli sprzeczności, luk itp. W zasadzie można się zatrzymać na ataku od zewnątrz, ale ten od wewnątrz daje większą frajdę i ma lepszą moc oddziaływania. Choć nie zawsze. Bo jeśli system jest przemyślany, jest spójny i logiczny, to wówczas pozostaje atak od zewnątrz. Przykłady spójnych i logicznych oraz przemyślanych systemów:
1. Uniwersum Muminków.
2. Świat "Władcy Pierścieni".
3. Uniwersum Spidermana.
Nie ma się czego przyczepić, jeśli chodzi o świat Muminków, ale czy to oznacza, że Muminki istnieją? Nie. To nic nie oznacza, dopóki nie pojawi się dowód na ich istnienie.
HarryPotter pisze:Nauka broni się przed pseudonauką, lecz sama nauka oparta jest na dogmatach. Mamy dogmaty matematyczne, jak na przykład definicję punktu i na tym przykładowym dogmacie oparliśmy definicję prostej, oraz całą geometrię Euklidesową, jak również Nieeuklidesową. Mamy dogmaty o powtarzalności doświadczeń, które zgrzytają, gdy tylko przystawić je do chmury gęstości prawdopodobieństwa ustalenia położenia elektronu na orbicie. Mamy zasadę nieoznaczoności Heisenberga. A już w psychologii mamy taki mix, że nazywanie jej nauką, czasem brzmi zgoła... heh, nie będę kończył, żeby nie ułatwiać potem szermierki słownej zwolennikom koncepcji różnych Bóstw, którzy by tu przypadkiem wpadli
Oczywiście, że wszystko opiera się na pewnych założeniach. Istnieją przecież zdania bazowe np. wierzę w to, że siedzę przed komputerem, a nie że jestem mózgiem zanurzonym w wodzie, do którego przypięto machinę, która wywołuje w mózgu wrażenie siedzenia przed komputerem. Tylko że to wszystko na czymś się opiera. Pomysł z mózgiem zanurzonym w wodzie jest pomysłem, na który nie ma dowodów. Pomysł, że żyję na planecie, którą zamieszkuje 7 miliardów ludzi, nie jest nawet pomysłem, a czymś, co jawi się jako oczywistość i cała rzeczywistość. Naukowe tezy muszą spełniać multum warunków, aby były naukowe. Te warunki kształtowała ludzkość przez cały czas swego istnienia, wciąż je kształtuje. Te warunki nie powstały od tak, ale zapewniają dochodzenia do stanowisk najbliższych prawdzie. Co nie spełnia tych warunków - nie jest brane pod uwagę. Gdybyśmy opierali się na lekceważącycm podchodzeniu do tych spraw, musielibyśmy dzisiaj na serio rozważać bełkot osoby obłąkanej albo Twoje zapewnienie o tym, że gadałeś z psem za pomocą szczeknięć. Po co ktoś miałby to na serio rozważać, jeśli nie przedstawiono żadnych dowodów?
Nauki empiryczne opierają się na pewnych założeniach i dzięki temu mamy komputer, mamy internet, mamy lekarstwa, mamy drapacze chmur i mamy multum innych rzeczy, które istnieją realnie. Nauka jest dogmatyczna, ale nie tak jak religie. Religia nie może się pogodzić z czymś, co w nią godzi i burzy jej podstawowe twierdzenia. Nauka zaś z lekkością porzuca swoje paradygmaty, jeśli zaś coś blokuje owo porzucenie, to jedynie przesądy (najczęściej religijne). Rewolucja naukowa to rzecz naturalna i znana nauce, ale czy istnieje coś takiego jak rewolucja religijna? Religia dodaje nowe twierdzenia, często dziwne, ale nie burzy podstawy, zupełnie inaczej działa nauka, a to dlatego że nauka w swej istocie jest nieskrępowana.
Jeśli znasz lepszą definicję punktu, przedstaw ją i zbuduj na niej nową matematykę. Któż Ci broni? Albo komukolwiek innemu? Jak ludzie wpadli na istnienie innych geometrii niż Euklidesowa? Elektron i wszystko, co o nim wiadomo, wiemy dzięki nauce. Nauka ma na tyle godności, że potrafi przyznać, iż pewne byty wymykają się eksperymentowi. Ale najpierw musi potwierdzić istnienie tych bytów (w taki czy inny sposób), a tak się nie stało z duszą. Naukowcy to ambitni ludzie, każdy jeden z nich pierwszy ogłosiłby odkrycie duszy czy czegoś równie zdumiewającego, gdyby tylko mógł. Serio. To nie jest niezwykłe spostrzeżenie, to oczywistość. Jeśli nikt do tej pory tego nie zrobił i nie trąbią o tym wszystkie uniwersytety świata, to nie ma o czym mówić.
HarryPotter pisze:Pomijam lobotomię płatów czołowych, do której zmierzasz w tym przykładzie, bo możesz tu akurat mieć rację. Jednak weź pod uwagę, że jeśli przyjąć iż w głowie takiego człowieka mogły być różne byty, to da się to u innych ludzi często wytłumaczyć. Zapewne i z gruntu psychologii, czy też psychiatrii znana Ci jest definicja osobowości mnogiej? Czytałem arcyciekawą książkę, napisaną przez człowieka, który latami zmagał się z wieloma bytami, zamieszkałymi w jego głowie.
Jest różnica między stanowiskiem psychiatrii, która szuka odpowiedzi, bada, podaje hipotezy i je weryfikuje, a Twoim apodyktycznym stanowiskiem, że jest tak, a nie inaczej, i kropka. Ty nie podajesz żadnego rozwiązania, bo jeśli to byłoby rozwiązanie, to ja mam podobne: dusza podczas rozmowy z siostrzeńcem Miauhuberta została uderzona, bo zachowywała się niekulturalnie. To sprawiło, że nie może do siebie dojść i stąd te pozorne osobowości. Głupie? Wcale nie. Logiczne i spójne, tak jak miliard innych fantastycznych pomysłów. Chodzi o to, że wzięte z kosmosu i zaserwowane bez żadnego uzasadnionego powodu. Jako hipoteza - okej. Ale każda hipoteza musi podać możliwość swojej falsyfikacji. Czy Ty albo czy ja podaję? Nie. A zatem jesteśmy poza nauką, jesteśmy na gruncie bogatej wyobraźni.
HarryPotter pisze:Znasz na pewno te słowa: zaawansowana nauka niczym nie różni się od magii.
Tak, znam tę metaforę.
HarryPotter pisze:Mój pechozol jest taki, że ja nie muszę nikomu niczego udowadniać, bo to, co zakładam, zakładam na swój własny użytek.
Tylko czy warto wierzyć w rzeczy, których prawdziwości nie potwierdza nauka, czyli jedyna metoda znana całej ludzkości, która pozwala na dochodzenie do sądów prawdziwych i prawdopodobnie prawdziwych? Ja też przerobiłem wiele koncepcji, z wiarą w Boga włącznie, nawet w innym miejscu tego forum bronię wiary w Boga na zasadzie hecy: czy dam radę obronić stanowisko, z którym się
już nie zgadzam? A teraz jestem czysty. Ograniczam się do sądów pewnych, chyba że idzie o emocje i takie tam, ale to nie należy do rzeczy. Pewnie, że muszę się często zdać na innych, tak jak z budową komputera czy wiarą w to, że teorie jakiegoś tam fizyka są prawdziwe. Jakie mam inne wyjście? Jeśli bym się z tym nie zgadzał, musiałbym przecież przedstawić dowodzenie, a nie zrobić focha, że jestem na nie. W najlepszym razie mogę nie interesować się tematem.
HarryPotter pisze:A więc wierzysz tylko w materię. Czyli w energię już nie. Jak więc możesz przeprowadzić eksperyment myślowy, skoro myśl nie jest materią, tylko polem energetycznym? Nie możesz sobie tego wyobrazić, bo wyobraźnia jest niematerialna.
Chwila, a Ty nie wierzysz w materię? Przecież też w nią wierzysz.
Energia jest wielkością fizyczną, a więc materialną, więc gadasz od rzeczy. Myśl jest wynikiem odpowiedniej aktywności komórek nerwowych, a więc znowu materia. Nauka nie wie o tym wszystkiego, ale też nie mówi, że wie wszystko. Spokojnie to bada. I jeśli znajdzie ślad czegoś niefizycznego, na pewno to ogłosi, a ja to zaakceptuję. Na razie wszystko ogranicza się do fizyki, więc jakim prawem miałbym wierzyć w coś więcej? I po co?
http://www.polityka.pl/nauka/czlowiek/1 ... amiec.read Ciekawy fragment: "Od czasów Kartezjusza istniał podział na ciało i duszę. Ten dualny sposób myślenia został przejęty przez medycynę, a w tym psychiatrię. Nowe odkrycia pokazują, że jest to sztuczny podział. Procesy psychiczne są wyrazem aktywności mózgu, a jego morfologia i fizjologia zmienia się z kolei pod wpływem doświadczeń życiowych.". Jak widzisz, nauka nie uciekała przed ideą duszy, ale skoro owa idea nie znajduje potwierdzenia, to jest przez naukę porzucana. Proste. Inaczej nauka nie miałaby sensu, jeśli i tak wierzylibyśmy w coś na przekór faktom.
HarryPotter pisze:W dodatku podchodzisz nienaukowo do sprawy, bo rasowy naukowiec w nic nie wierzy. Wprost nie wolno mu wierzyć w cokolwiek, bo Święty Graal nauki każe naukowcom odrzucać wszelką wiarę, jako niezgodną z dogmatem nauki. Czym by się bowiem wtedy różnili, od przebiegających fora internetowe, rozmaitych nawiedzonych szaleńców?
Dam Ci wyjaśnienie mądrzejszej ode mnie osoby (Impactor z Filmwebu):
"Oczywiście, że wiara nie jest wiedzą. Wiara, tak jak i wiedza, jest rodzajem wierzenia. Gradacja wierzeń wygląda następująco:
1. wierzenia absolutnie pewne (logiczne aksjomaty)
2. wierzenia które przyjmujemy za absolutnie pewne na podstawie dowodów wykazanych metodą naukową
3. wierzenia uzasadnione (których prawdziwość jest wysoce prawdopodobna)
4. wierzenia których nie ma podstaw uznania za prawdziwe
5. wierzenia, których są podstawy do uznania za nieprawdziwe
6. wierzenia, których fałszywość można wykazać
1-2 = Wiedza
4-6 = Wiara (dodatkowo potwierdza to definicja wiary podana w PŚ, list do Hebrajczyków 11:1)
Oczywistym jest więc, że wiara obejmuje wierzenia bezpodstawne, oraz wierzenia fałszywe.
Nadal chcesz twierdzić, że wiara to coś wartego utrzymywania?".
Ja nie mówię, że istnieje tylko materia, ja mówię, że wszystko, co wiemy o świecie w tej chwili, sprowadza się do materii.
"A wiesz, o wiele przyjemniej jest wypuścić motyla niż złapać." (z filmu "Motyle")