Umysł uwarunkowany - umysł swobodny

Biblijne aspekty ducha, duszy i ciała człowieka. Możemy zamieszczać u teksty mówiące o wszystkim, co dotyczy człowieka w jego podstawowym prawie do życia w zdrowiu zarówno fizycznym jak i duchowym

Moderatorzy: kansyheniek, Bobo, booris, Junior Admin, Moderatorzy

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

ZEWNĘTRZNE ATRYBUTY UCZUCIA
Jakie są zewnętrzne oznaki braku wywiązywania się uczuć pod wpływem zewnętrznych i wewnętrznych impulsów? Emocja trwa bardzo krótko, ale nie czas jej trwania odgrywa tu istotną rolę. O wiele ważniejsze jest pojawienie się myśli tak uświadomionej jak i nieuświadomionej. Myśl uświadomiona jest zawsze abstrakcyjna, np: słowo, obraz. Nieuświadomiona myśl nie ma określonej „zewnętrzności”, towarzyszy jej jednak zawsze odczucie przyjemności, przykrości. To odczucie przynależne jest także myśli uświadomionej. Tak więc myśl zawsze szuka pamięci, szuka punktu zaczepienia. Tu nie zgadzam się z Krishnamurtim, który mówił że pożądanie jest podtrzymywane przez myśl. Tak jakby myśl sama w sobie miała charakter osobowy. Uważam, że myśl, a raczej ruch myśli w kierunku pamięci jest spowodowany działaniem woli ludzkiej w sensie duchowym. Tak więc człowiek ma władzę nad myślą i nic nie może go usprawiedliwić przed używaniem jej w celu podtrzymywania pożądania. W sensie technicznym, materialnym myśl oczywiście jest potrzebna, a wręcz konieczna dla biologicznego życia. Jednak w sensie moralnym, w sensie osiągania celów mających znaczenie moralne jest wrogiem wolności.
Oczywiście to nie jest tak, że jeśli stwierdzę, że myśl jest wrogiem mojej wolności to idę na wojnę z nią samą. Tak to nie działa, choć olbrzymia większość ludzi tak właśnie postępuje. Jeśli już, to tą „walką” z myślą jest świadomość jej istoty tzn. że
MYŚL NIE JEST W SWOJEJ ISTOCIE TREŚCIĄ, ALE PORUSZENIEM, PRZEMIESZCZENIEM SIĘ ENERGII

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

DZIAŁANIE PASYWNE I AKTYWNE
Pomiędzy emocją a uczuciem znajduje się cała geneza zmagania się człowieka z samym sobą. Gdy powstaje emocja jako wynik wrażenia oddziałującego na zmysły ludzkie, ujawnia się nachalność skierowania, sięgnięcia do pamięci, aby „wiedzieć” czym „to” jest, aby nadać temu określoność. Być może to jest najtrudniejszy moment dla osoby, która usiłuje nie przerywać obserwacji, jednocześnie wpadając w pułapkę wolitywnej próby powstrzymania ruchu myśli, czyli robienia „czegoś”, aby osiągnąć „coś”. Sprawa nie jest jednak tak trudna jakby nam się wydawała. Przede wszystkim trzeba umieć odróżnić akt człowieka (działanie) jako pasywny lub aktywny. Napisałem wcześniej, że cały czas reagujemy na coś i w ten sposób powstają emocje. Jest to pasywny sposób działania niezależny od woli duchowej, a przynależny woli zwierzęcej, cielesnej. Z tego można wysnuć prosty wniosek, że w czasie występowania wrażenia generującego reakcję emocjonalną, naszej świadomości duchowej dostępna jest tylko to wrażenie, które generuje treść emocjonalną. Tak więc mamy treść emocjonalną i reakcję emocjonalną. Treść emocjonalna jeśli zostanie podtrzymana przez pamięć staje się uczuciem. Jednak jeśli pozostaniemy przy samej reakcji uczucie nie pojawi się, nie nastąpi utożsamienie. Oto więc, gdy emocja ukierunkowuje się na pamięć trzeba sobie w tym samym momencie uświadomić czym dane wrażenie jest pod względem ściśle fizycznym. Oto przykłady: słyszymy fragment utworu muzycznego, który zaczyna nam się podobać. Jeśli będziemy świadomi rozpoczęcia procesu utożsamienia się z procesem budowania uczucia możemy w tym samym momencie spojrzeć na poszczególne dźwięki pod względem ich fizyczności, tzn. wysokości, barwy, dynamiki. Tym samy działamy pasywnie przestając działać aktywnie przynależnie naszej naturze. Jak opisywał to Krishnamurti: „próbujemy wyrazić niewyrażalne, tak więc to trwa nadal”. A jeśli nachalność interpretacji jest zbyt duża, szczególnie dla początkującej osoby poszukującej? No cóż, mamy przecież 5 zmysłów. Nasza uwaga może przekierować się na doznania innego zmysłu. I nie jest to ucieczka od tego co jest, gdyż reagujemy jednocześnie wszystkimi zmysłami, wszelako z różną aktualną intensywnością. W ten sposób niejako oswajamy się z nieznanym, nieokreślonością, stanem zawieszenia, całkowitą niepewnością. Jest to niesłychanie istotne, gdyż człowiek cały czas ucieka od niepewności rzucając się w ramiona znanego. Ja bym to porównał do osoby uczącej się pływać. Na początku jej ruchy są chaotyczne, nie skoordynowane. Próbuje ona wybić się ponad powierzchnię wody każdym skrawkiem ciała. Z czasem ruchy są coraz spokojniejsze, aż człowiek przestaje praktycznie używać świadomego wysiłku i intuicyjnie utrzymuje się na powierzchni wody odczuwając wielką radość.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

PRAGNIENIE: POŻĄDANIE CZY PASJA?
Zagadnienie pragnienia wymaga dodatkowego wyjaśnienia, gdyż jest ono zbyt ogólnikowe. Pragnienie może być dwojakiego rodzaju. Może to być pożądanie lub pasja. Pożądanie jest zawsze obiektowe, pasja jest zawsze bezobiektowa. Tak więc energia jest ukierunkowana lub też nie. Gdy energia jest ukierunkowana na obiekt to w momencie osiągnięcia celu zostaje rozproszona, co w konsekwencji jest zmarnowaniem, zaprzepaszczeniem. Gdy energia jest pozostawiona sama sobie, czyli jest bezosobowo i samoistnie pozostawiona swojej własnej samoukierunkowującej się inteligencji, wtedy objawia się w polu świadomości życie według ducha. Podejrzewam, że nie zdajecie sobie sprawy jak wielkim obciążeniem dla człowieka, jak wielką udręką jest ukierunkowanie obiektowe pragnienia. Popatrzcie jak to wygląda: gdy w polu świadomości umysłu pojawia się jakiekolwiek poruszenie, umysł natychmiast bada i szuka obiektu, który to wywołał. Robi to w jednym celu, aby to zinterpretować tzn. nadać mu znaczenie, nazwać to. I to jest dla was moment śmierci, doświadczacie w tej chwili śmierci ducha. Jakże to wielka udręka cały czas podążać za obiektowością tej wspaniałej energii, która jest kwintesencją ŻYCIA.
Jest takie ćwiczenie, które może wam to w pewien sposób uświadomić: załóżmy, że w polu waszego widzenia znajdzie się obiekt, który przyciągnie waszą uwagę. W tym momencie należy maksymalnie pobudzić własne zmysły, tzn. dostrzec kształty, kolory, zapach (jeśli to możliwe), odgłos-jeśli on je wydaje. Chodzi o to, żeby zmysły maksymalnie zostały zaangażowane w tym procesie poznania. Z tym, że to poznanie musi być w jak najmniejszym stopniu zinterpretowane tzn. nie wolno sięgać do pamięci emocjonalnej i abstrakcyjnej, żeby nie skojarzyć tej fizykalności absolutnie z niczym. Teraz, gdy zmysły są absolutnie pochłonięte poznaniem należy skierować swoją uwagę na to: KTO JEST TYM, KTÓRY DOŚWIADCZA. To ćwiczenie trwa bardzo krótko i można je stosować niezliczoną ilość razy, w niezliczonej ilości różnych sytuacjach. To jest tak właściwie istota medytacji. Jeśli spróbujecie w taki sposób podejść do życia, kto wie, może uratujecie swoje człowieczeństwo przed zatraceniem, przed powolną agonią, która czeka każdego kto infantylnie patrzy na życie.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

RADOŚĆ – EUFORIA
To jedna z najtrudniejszy granic do odkrycia przez człowieka. Przekroczenie radości i wejście w strefę euforii jest zawsze zatraceniem, dramatyczną utratą energii biologicznej. Jest to oczywiście jedna strona medalu. Po drugiej stronie znajduje się depresja. Ale bycie w stanie depresji jest oznaką mentalnego tkwienia już w euforii. Tak więc miotamy się od ściany do ściany nigdy nie znajdując drogi środka co w klasycznej filozofii nazywane jest sprawiedliwością. Nasze tak nigdy nie jest tak, nie nigdy nie jest nie, rzucamy słowa na wiatr. Skoro widzimy więc tylko przeciwieństwa w naszym życiu, nie widzimy naszego prawdziwego wroga – tego, który stwarza te przeciwieństwa. Umysł zamiast widzieć to co go zniewala, widzi tylko to czego należy unikać, aby uzyskać to co pragnie osiągnąć – uzyskanie chwilowej euforii. Tak więc każde pragnienie jest ukierunkowane na uzyskanie tej chwili zapomnienia, uzyskania tej ekscytującej euforii, w której znika „Ja”. A ponieważ jesteśmy infantylni, nie znamy innej drogi osiągnięcia tego stanu. Tylko człowiek mógł wymyślić takie coś jak „narkotyk” i różne jego odmiany. Obecnie ludzkość pracuje nad tym aby w nieskończoność przedłużać stan euforii popadając tym samu, w coraz większe uzależnienie. Przykładowo: nałogowy palacz zna tylko stan umysłu w czasie palenia i niepalenia. Nie widzi natomiast stanu pragnienia sięgnięcia po papierosa. OK, ale ktoś powie: gdy nachodzi mnie chęć na papierosa to ja to wiem. Otóż nie. Ty już jesteś palącym, a raczej twój stan świadomości już „pali”. Nie dajemy szansy ujawnić się temu pragnieniu. Jest zbyt dla nas bolesne. Dlatego momentalnie pragnienie ustępuje miejsca zaspokojeniu. Tak jakby antycypujemy- uprzedzamy nasze zaspokojenie. Ale trzeba też więcej powiedzieć. Pragnienie jest ciągle zmienne i jeśli widzimy je przez pryzmat pamięci, tzn. „znamy” cel pragnienia, obiekt pożądania, to jakbyśmy już osiągnęli spełnienie pragnienia. Samego pragnienia, jego zmienności, natężenia nie widzimy.
Jest jeszcze jedna rzecz. Załóżmy, że ktoś osiągnął stan euforii tuż przed wywołaniem jej w sposób fizyczny, dzięki np. intensywnej wyobraźni i następnie stara się uniknąć ostatniego kroku, tzn. fizykalnego potwierdzenia osiągnięcia ekstatycznego, to jest to najgorsze z możliwych działań, dlatego, że w polu naszej świadomości, coś co obiektywnie jest wrogiem naszej wolności zostaje oswojone i przyjęte jako dobro i być może stanowić będzie przeszkodę już nie do przebycia na drodze pogłębiania świadomości. Jak napisałem już na samym początku, znaczenie ma tylko dostrzeżenie tej chwili gdy radość chce wejść w stan euforii. Dlaczego tylko ta chwila ma znaczenie? Bo umysł, który dostrzega tą granicę, rozróżnia krawędź przepaści, która wiedzie ku zatraceniu i nigdy jej nie przekroczy. Liczy się więc tylko ten moment zwrotny w naszym życiu. To w tej jednej chwili uwagi skupia się całe zmaganie człowieka.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

KILKA UWAG PRAKTYCZNYCH
Jedna z osób komentujących napisała, że jestem chaotyczny i żebym zwolnił. Ja jednak świadomie uprawiam taką formę przekazu. Gdy czytasz te wpisy miej umysł jak najbardziej swobodny. Nie staraj się na siłę pojąć logiczności stwierdzeń. Jeśli twój umysł czegoś nie zrozumiał to OK, przejdź nad tym do porządku dziennego, uwierz mi to nie ma większego znaczenia. O wiele ważniejsze jest uchwycenie, kto czyta, jakie struny w czytającym są poruszane. Nie chodzi więc jaką opinię macie o wartości tekstu, ale ważne czy doświadczacie poruszeń w was samych, których wcześniej nie doświadczaliście. Jeśli takowego poruszenia w was w ogóle nie ma to szkoda waszego czasu. Dlatego ten blog może was przynajmniej nauczyć, albo raczej oduczyć skłonności do czczenia treści w waszym życiu, zejścia z poziomu rozumienia na poziom doświadczania „TERAZ”.
Inna sprawa. Jeśli ktoś z was pojął tą ścieżkę i ma pasję jej poznania musi przygotować się na pewnego rodzaju katharsis, które nie polega na odczuwaniu cierpienia (założę się, że wielu albo nawet każdy z was od razu to słowo skojarzył z cierpieniem), ale na nabywaniu w sytuacjach pojmowanych przez was jako „trudne” tej niesamowitej inteligencji. Na czym ona polega? Otóż każda sytuacja, którą odczuwacie jako cierpienie jest niesamowitą szansą na wykorzystanie jej dzięki przemianie jako potężnej dawki energii biologicznej. Potrzebujecie, wasze ciało, wasz mózg potrzebuje mnóstwo energii biologicznej. Gdy organizm poszukuje pocieszenia w innej osobie, narkotykach, alkoholu, zabawie to tak naprawdę krzyczy on z głodu energetycznego. Wróćmy do sytuacji, w której odczuwacie cierpienie niezrozumienia, bezsensu, pustki, braku. Otóż w takiej sytuacji zawsze, ale to zawsze brakuje wam jakiejś „treści”. Czy rozumiecie rewolucję tego stwierdzenia? To jest coś niesamowitego! Cały czas karmimy się treścią, nigdy energetycznością zdarzenia, reakcji. Popatrzcie, pierwsze poruszenie jest najpierw energetyczne, jest przemieszczeniem energii, wibracją energetyczną, która zasila wasze ciało, wasz mózg w prawdziwy i zdrowy pokarm dla nich. Dopiero po chwili wasz umysł pyta „CO?” wywołało to poruszenie i tylko już to pytanie zaprząta waszą uwagę, już znajdujecie się w ciemności umysłu. Czy to pojęliście??? Dostrzeżenie i zrozumienie tego spostrzeżenia jest zaistnieniem w waszym życiu poranka, który nie zna zachodu, przekroczeniem rubikonu waszego umysłu, wejściem do krainy, gdzie nie ma cienia konfliktu. Piszący tu jest świadkiem tego doświadczenia.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

ODCZUCIE EKSTAZY W MIŁOŚCI
Jest faktem, że wszelkie owoce percepcji jak: odczucie miłości, radości, zachwytu są niejako poza tym z czym się możemy identyfikować. W skrócie można powiedzieć, że „nasza” jest tylko czysta percepcja, a już odpowiednie odczucia, które jej towarzyszą wymienione wyżej są zatopieniem się w czymś co już należy do Boga i to Bóg w taki właśnie sposób daje nam odczuć ten udział w Swoim Życiu Wewnętrznym.
Dlatego też ekstaza nie jest żadnym z tych odczuć, choć one jej towarzyszą.
EKSTAZA JEST OBSERWACJĄ, SAMĄ PERCEPCJĄ TYCH FENOMENÓW.
Jeśli więc ktoś myli percepcję z odczuciem przywłaszcza sobie to co do niego nie należy, bo człowiek nie jest źródłem a tylko konsumentem, w wyniku czego wywiązuje się w nim pożądanie tego stanu a w konsekwencji cierpienie ciągłego niespełnienia

NIEWOLA GRZECHU
Kto poniósł mękę na ciele, zerwał z grzechem 1P 4,1
Ciało, czyli wszystkie aspekty, a więc nie tylko cierpienie ciała w sensie sensualnym, ale także cierpienia psychiczne, bo i Jezus cierpiał udrękę potem w postaci jakby skrzepłej krwi w Getsemani.

KRÓLESTWO BOŻE W DUSZY
Gdy umysł jest nieporuszony żadną interpretacją, żadną reakcją, żadną zmianą wtedy człowiek doświadcza Boga, w którym nie ma cienia zmiany. To jest to dostrojenie się do fal Boskiej Energii Ducha Świętego. Czasami człowiek może tego doświadczyć, gdy doświadcza spoczynku w Duchu Świętym, ale wtedy Bóg niejako musi zawiesić czynności umysłu człowieka, dlatego człowiek pada jakby nieprzytomny. Istnieje jednak stan permanentny przy niezwykłej precyzji ludzkiego postrzegania. Ta precyzja może zaistnieć tylko w człowieku niesłychanie bezinteresownym, niewinnym wobec aktywności swojego umysłu. Nie mówię tu o czymś nadprzyrodzonym, ale o przygotowaniu własnej natury na przyjęcie Łaski. Dlatego Jezus Chrystus mówi: Królestwo Boże wewnątrz was jest, a także nie idźcie tu albo tam. Królestwa Bożego się nie osiąga, Ono samo bierze w posiadanie i samo wybiera czas swego przyjścia niezależnie od naszego chcenia. Zatem czy chciałbyś wieczerzać razem z Ojcem i Synem w komnacie swojej duszy? Jezus pyta wprost: „jeśli chcesz”

Z DZIEŁ JEGO POZNAJEMY BOGA
Pytanie. Czy człowiek jest w stanie w taki sposób odwrócić pożądanie cielesne na pożądanie w świecie ducha, aby to stało się drogą jego prawości? W świecie materialnym pożądanie ma na celu osiągnięcie celu. Stwarza więc pożądanie przestrzeń między pożądanym a pożądającym. Dlaczego tworzy się ta przestrzeń, ten podział w którym zawarte jest cierpienie? A to ze względu na pomieszanie dwóch porządków: duchowego i cielesnego. Człowiek, który pożąda chce swoim duchem za wszelką cenę zjednoczyć się z tym co cielesne, uczuciowe, z czymś co pozwala mu wzmocnić w nim to przekonanie, że on „jest”. Przypisuje sobie człowiek tą cechę Boga, który to wypowiadając Słowo, Logos zradza Osobę równą mu we wszystkim. Jednocześnie relacja między Nim a zrodzonym Logosem nie jest czymś różnym od Rodzącego i Zrodzonego. Można to porównać do kogoś stojącego przed lustrem. Gdy Bóg patrzy w lustro widzi intuicyjnie czyli bez jakiegokolwiek pośrednictwa Samego Siebie rzeczywistego, człowiek widzi jedynie swój obraz i to na dodatek abstrakcyjnie tzn. za pomocą doznań zmysłowych połączonych formą utworzoną w umyśle. To dlatego człowiek nie potrafi siebie nigdy dostrzec takiego jakim jest. Zawsze potrzebuje jakiegoś symbolu, aluzji, która nigdy nie jest tym rzeczywistym. I teraz człowiek cielesny, materialista zawsze będzie miał upodobanie w swojej cielesności, w swoich uczuciach gdyż uwierzył, że to jest rzeczywiste. I dlatego jest całkowicie ślepy na sprawy ducha, oślepiła go jego chęć samourzeczywistnienia się, utożsamienia się z materią, gdyż uległ natarczywości, nachalności materii, oczywistości jej istnienia. To dążenie nazwaliśmy pożądaniem. Jest ono niezaspokajalne, gdyż w swoim gruncie i istocie jest fałszywym mniemaniem, przekonaniem o osiągnięciu celu. Jednak jest naturalnym to dążenie ducha w człowieku choć słowo dążenie jest tu nieszczęśliwym stwierdzeniem i lepszym słowem jest tu słowo pasja. Pasja różni się od pożądania tym, że nie posiada celu, a jest zasadą działania. Dlatego nie można powiedzieć że celem człowieka jest Bóg. Nie. To jest przenoszenie swojego cielesnego myślenia na sprawy duchowe. Człowieka zatem jest nie cel, ale przeznaczenie współuczestnictwa w Życiu Bożym. Aby Bóg mógł wieczerzać w człowieku, musi w nim obumrzeć wszystko co on „zna”. Bóg jest tajemnicą i tylko szukając w kategoriach niepoznawalności można włączyć się niejako w tą Boską zasadę bytowania Boga. Dlatego używam słowa niewinność, bo człowiek niewinny „nie wie”, nie zaciąga winy i skutków wiedzy o Bogu, gdyż właśnie te skutki „wiedzy” oddzielają go od Boga czyniąc z niego cel, trofeum, coś czym mógłby się poszczycić. Ludzka duma musi całkowicie umrzeć.

WYPEŁNIENIE PRAWA
Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę. bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Mt 5, 17-20
Skoro Jezus mówi, że wielki w królestwie niebieskim wypełnia Prawo, to oznacza, że jest jakiś inny sposób aby przykazanie wypełniało się w naszym życiu. Kluczowym słowem jest tu Jezusowe „wypełnić”. Zapewne ogromna większość ludzi kojarzy sobie to słowo z wykonać albo wykonywać literalnie i tłumaczy to sobie mniej więcej tak, że skoro to był Bóg wcielony to mógł to wykonać. Jest to uchybianie Jezusowi, zarzucanie mu, że przyjął naszą naturę ale jakoś inaczej. O nierozumny. Jezus posiadał dokładnie taką samą naturę jak my, podlegał cielesnemu cierpieniu i ograniczeniom dokładnie tak jak my. Dlatego słowo wypełnić trzeba zinterpretować tu dosłownie, czyli pustkę schematu przykazania wypełnił Jezus samym sobą, gdyż będąc posłusznym Ojcu z miłości, a nie prawu ze strachu potrafił w ludzkim ciele wypełnić przykazanie Boże. Tak więc ludzki umysł zwraca uwagę na schemat, ścieżkę, strukturę moralności a nie na jej treść. Dlatego szuka umysł jak wypełnić przykazanie. W zamyśle chce poznać tą strukturę, dokładność słów, aby dokładnie dopasować się, gdzie na końcu czeka go duma i egocentryczna satysfakcja dorównaniu wykonania tego co Bóg polecił, czego konsekwencją jest ostatecznie najpierw stracenie szacunku dla Boga, a następnie pogarda wobec Niego, gdyż skoro stałem się tak inteligentny, że wykonałem moje zadanie to znaczy, że Bóg jest infantylny i traktuje mnie tak mądrego niepoważnie. Powinien zadać mi zadanie godne mojej osoby. To jest właśnie ścieżka upadku przez pychę w człowieku. Jest to ścieżka całkowicie martwa, ścieżka nie wypełnienia Prawa tylko jego poznania. Lecz człowiek nie znajdzie szczęścia przez poznanie Prawa lecz przez poznawanie Boga, który jest wiecznie poznawany przez Anioły. Tak więc sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów jest poznaniem schematu, znaczenia słów Prawa. Oni to zabierają się za wypełnienie prawa przez odczytywanie znaczeń, wiedzę. A przecież Prawo powinno być na zewnątrz nas. My nie możemy używać Prawa do osądzania siebie samych. Owszem mamy wiedzieć kiedy je przekraczamy, ale nie możemy zrzucać winy za to na naszą niewiedzę. To jest prawdziwy faryzeizm. Nie wypełniłem Prawa nie dlatego, że jestem sam z siebie bezsilny, niemoralny tylko dlatego, że jeszcze nie nauczyłem się jak je wypełnić. Intelektualizm etyczny. Czy potrafię pojąć tą największą ludzką hipokryzję?
Pozostaje pytanie: jak wypełnić skoro mam nie znać Prawa? W sercu masz je wyryte i przez ducha je poznajesz, nie przez egocentryczny umysł.

DOSTĘP DO BOSKIEJ TAJEMNICY
Jakże wielu ludzi próbuje znaleźć Boga poprzez rozum. Co gorsza mają przekonanie, że po wielu żmudnych modlitwach, ćwiczeniach duchowych będą mogli to osiągnąć. Jednak cały ich wysiłek to tylko doskonalenie umysłu, a nie żywe spojrzenie na Boga. Powiesz, że np. św. Ignacy osiągnął to poprzez ćwiczenia duchowe. Ależ nie. On to osiągnął pomimo tych ćwiczeń. Te ćwiczenia były mu tylko potrzebne po to, a raczej inspirowane przez Boga, aby uświadomił sobie, że jego umysł jest bezsilny wobec Prawdy. Zresztą, przeżywał On wtedy największe noce ducha i musiał dotknąć samego dna, aby uznać w sobie bezsilność. Dlaczego tak się dzieje? Człowiek taki jest ciągle wpatrzony w pojęcie Boga, a nie samego Boga. Pojęcie to znajduje się w naszym umyśle i jest wyobrażeniem Boga mozolnie budowanym przez umysł poprzez niezliczone doświadczenia, nabywanie wiedzy itp. Jest to proces całkowicie nieświadomy. Jeśli nawet człowiek dowie się poprzez pouczenie, że powinien być tego świadomy poprzez jakieś praktyki to mimo, że jest to bardziej finezyjne to jednak dalej jest działaniem umysłu budującym obraz. Problem jest w tym, żeby prawidłowo przejść od punktu „nieświadome” do punktu „świadome” zbliżanie się do Boga. To jednak wymaga od człowieka wyzbycia się wszystkiego co on „wie” o Bogu i wszystkiego co „wie” o sobie. Bo to co on „wie” jest jednocześnie fałszywym sądem o Bogu, o sobie. Nie chodzi mi tu o wiedzę o własnym ciele, zdrowiu, o zachowaniu, a w przypadku Boga wiedzę wynikającą z dogmatycznego nauczania Kościoła. Jest to oczywiście wiedza prawdziwa. Wadą jednak ludzką jest to, że to co oczywiste dla umysłu jest ciemnością dla ducha, bo w świecie duchowym obowiązują zupełnie inne prawa niż w świecie materialnym i nie można tego mieszać, gdyż dochodzi świadomie lub nie do bałwochwalstwa, czczenia bożków „ręką ludzką uczynionych”. Tak więc wszystko co się wydarza w moim życiu musi być nowe, świeże. Jest nim wtedy, gdy cokolwiek mnie spotyka nie pojawia się jako problem, coś określonego, opisanego przez umysł, bo już wtedy na samym początku jest przyjęte jako coś znanego, znany problem, znane z pamięci cierpienie. Już wtedy człowiek jest ślepy wobec tego doświadczenia. Nie ma w nim energii potrzebnej do prawidłowej, świeżej, niewyuczonej percepcji wydarzenia. Rozpoczyna się za to taniec śmierci wokół własnego EGO. Musi nastąpić „nie wiem czego doświadczam, tym głębiej więc doświadczam” a nie „wiem czego doświadczam, więc staje się to poprzez określoność ubogie, nudne, przewidywalne, a w końcu martwe„.

POZNANIE BOGA
Człowiek, który ufa tylko swojemu umysłowi, nigdy nie pozna Boga Żywego. Owszem, pozna formuły Go opisujące, pozna zachowania i gesty liturgiczne dla Jego kultu. Będzie się jednak zawsze znajdował w ciemnościach własnego umysłu, gdyż nie zaakceptuje nigdy niczego, czego nie pojmie jego umysł. Dzisiaj owocem niezliczonych już formułek i poglądów jest pozór pobożności opartej na własnych mniemaniach o Bogu. Mniemania zaś są zawsze martwe, Bóg zaś jest Bogiem Żywym.

ŻYCIE DUCHOWE
Życie duchowe rządzi się prostymi acz niezmiennymi zasadami. Pierwszą zasadą jest prawda, która jest główną zasadą i energią uzdalniającą do trwania w życiu ducha. Samo zaś światło prawdy nie może zapłonąć w duszy, w której całą jej przestrzeń zajmuje umysł. W takim bowiem stanie nie jest możliwym, aby zaistniał w duszy ruch życia. Wszystko jest pozatykane, każdy skrawek przestrzeni jest objęty duszną i zatęchłą zasadą umysłu i jego aktywności. Człowiek taki choćby nie wiem jakich doznawał radości, rozkoszy, choćby nie wiem jaką posiadał inteligencję i spryt, w życiu ducha jest martwy i dla życia duchowego nie ma znaczenia czy taki człowiek jest martwy fizycznie czy żywy. Porusza nim jakby energia świata materialnego, stąd złudzenie, że człowiek taki pozornie ruszający się, uznawany jest za żywego, jednak w swej istocie jest martwy. Aby w człowieku zapaliła się iskra życia musi powstać choćby odrobina przestrzeni w duszy. Ma to niesamowite znaczenie, gdyż tylko w tej przestrzeni człowiek może się samookreślić w prawdzie. A prawdą i jednocześnie największym misterium w człowieku jest fakt, że w swej duszy nie jest i nie zamieszkuje człowiek sam, ale przebywa tam zawsze Istota, która jest mu bliższa niż on sam sobie. Celowo nie określam tej Istoty jako Bóg, bo tu chodzi właśnie o uniknięcie tej wielkiej pułapki duchowej, która polega na tym, że w to wszystko chce się wmieszać egocentryczny umysł, który wszystko chce określi, aby wszystko zamknąć w granicach swojego pojmowania. Tak więc przestrzeń w duszy pozwala człowiekowi poznać prawdę o nim samym, od czego w swojej świadomości moralnie i bytowo jest całkowicie zależny. Jest to najważniejszy stopień pokory, gdyż jest prawdą doświadczoną bezpośrednio. Gdy człowiek poznaje głębiej w swojej intuicji doskonałość Istoty w nim zamieszkującej spontanicznie zaczyna rodzić się w nim poczucie głębokiej radości, pokoju i wolności jednocześnie. Nie czuje się on tym towarzystwem zniewolony, onieśmielony czy też nie odczuwa przed nią żadnego strachu. Jeśli zaś odczuwa miłość nienakierowaną na żaden cel, miłość samą w sobie, bez powodu to on wie, że ta miłość nie należy w żadnej swej części do niego, nie rości on sobie do niej żadnych praw. Więcej nawet, wcale jej nie pożąda. Raczej jest w nim ufne oczekiwanie na każde jej pojawienie się. W wyniku takiego obcowania z prawdą dojrzewa w człowieku zdolność do życia w tym materialnym świecie bez naruszenia pokoju w jego duszy. Mianowicie człowiek taki nabywa cechę całkowitej asertywności wobec bliźniego tzn. uzdalnia go do pomagania innym bez jednoczesnego wikłania się w grzech względu ludzkiego. Tak więc żadna miłość ziemska, żadna przyjemność nie jest w stanie zerwać ścisłego związku z Istotą zamieszkującą w jego duszy. Zewnętrznie może wydawać on się zwykłym członkiem społeczeństwa, może wydawać się nawet że jest on bardziej przywiązany do tego życia niż inni, jednak jest to tylko wynik intensywności jego przeżywania każdej chwili, gdyż każda chwila życia jest święta. Może też taki człowiek wydawać się surowym i zaborczym, jednak nie ma to nic wspólnego z cynizmem, pogardą czy brakiem współczucia. Taka osoba jest ewangeliczną solą dla ziemi i dla świata.

PRAWDZIWE POZNANIE – POZNANIE ILUZJI
Kiedy ktoś szuka prawdy, to na końcu drogi musi nastąpić to olśnienie, to wyzwolenie, które mówi jasno: prawdą jest nieprawda widziana jako iluzja. Nie istnieje zatem takie coś jak dążenie do prawdy w pozytywnym znaczeniu, tzn. że się w końcu odnajduje ją. Analogicznie nie istnieje dążenie do Boga jako celu, który się osiąga. Cóż zatem? Co pozostaje? Otóż, gdy jedyną prawdą dla człowieka, jedynym dogmatem wewnętrznym jest fakt, że jego umysł, jego zmysły cały czas doświadczają i są w ciągłym stanie iluzji, to z takiej percepcji rodzi się mimowolnie w człowieku odczucie niesamowitej wolności i witalności, która wynika z braku obciążenia nieustanną interpretacją rzeczywistości. Zatem świadomość, że przebywam w ciemności pozwala mi nie marnować niepotrzebnie energii biologicznej na rozwiązywanie spraw nierozwiązywalnych, a zachować ją na duchową łączność z własną duszą.

FATALNY BŁĄD WIELU
Jest jakimś wielkim nieporozumieniem myślenie, że szatan zwodzi i zwiedzie wielu poprzez kłamstwo zewnętrzne. Otóż tak może myśleć tylko człowiek całkowicie infantylny. Szatan może zwieść tylko podszywając się pod myśli własne człowieka. Otóż, aby tego dokonać najpierw musi w człowieku ta bestia ugruntować jego egocentryzm, pychę, która polega na kulcie własnych myśli, pomysłów. Czyni to poprzez samospełniające się przewidywania, tzn. oceny i przeczucia co do życiowych sytuacji zaczynają się człowiekowi pozornie sprawdzać, wypełniać się. To go ugruntowuje w jego drodze, bezwiednie człowiek obiera sobie za drogowskaz światło swego rozumu. Dopiero wtedy do tak uśpionej i zarozumiałej duszy szatan przypuszcza właściwy atak. Ponieważ człowiek zatracił samokrytycyzm wobec siebie, lub jest to samokrytycyzm na pokaz, sztucznego i powierzchownego uniżania się przed samym sobą i innymi jego ślepota nie pozwala mu dojrzeć, że „ktoś inny” już zawładnął jego mniemaniem. Wtedy to taki człowiek potrafi w sobie obrócić i wytłumaczyć każdą słabość w cnotę, każdy grzech w zasługę.

CZYM JEST PIĘKNO ŻYCIA MORALNEGO
Żeby poznać piękno życia moralnego należy znaleźć to co jest w nim pociągające, a nie to co wymagające. Pierwszym spostrzeżeniem człowieka musi być stwierdzenie: nie wiem czym jest życie moralne. Trzeba dosłownie umrzeć dla Prawa (Gal 2,19), aby Prawo odrodziło się ze śmierci do postaci zgoła innej tzn. aby pouczające słowa Prawa związane z wysiłkiem dostosowania przemieniły się w Łaskę je wykonującą, która swoim bogactwem pochłania władze duchowe człowieka uzdalniając go do współuczestnictwa w mocy Bożej i Jego Samego kontemplacji . Do tego potrzeba niesłychanej pokory ducha. Nie pokory cielesnej, ale głęboko duchowej dziecięcej niemożności i bezradności wobec świata duchowego, w którym Bóg sam przemawia do serca, a człowiek może tylko słuchać. Sprawdźcie sami jak trudno jest stać się we własnym umyśle, we własnych myślach, w duchu bezradnym. Jak trudno stać się ślepcem dla Boga. Z łatwością przychodzi nam mówienie „widzimy”, mamy na wszystko odpowiedzi, znamy wręcz myśli Pana. Tak więc grzech nasz trwa nadal. Jeśli zaś grzech trwa nadal to i cierpienie niespełnienia, niepokoju, ciągłego poszukiwania. Człowiecze stań się w życiu choć raz poważny i zapytaj siebie w duchu: po co w tobie cały ten zgiełk, hałas, ciągłe niespełnienie. Są to podstawowe pytania, których nigdy w życiu sobie nie stawiasz. Dopóki nie zejdziesz do własnej głębi wnętrza nie odczujesz czym jest prawdziwa Miłość, czym jest prawdziwa pokora, czym jest prawdziwe współczucie i miłosierdzie. Są to dary tobie dane, których żadną miarą nie jesteś w stanie inaczej nabyć jak tylko jako darmo dane, niezależnie od naszych prób i pragnień ich zdobycia.
Ostatnio zmieniony 03 lut 2016, 19:48 przez Vandersky, łącznie zmieniany 1 raz.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

CZAS JAKO JEDYNY FAKTOR CZŁOWIEKA NIEBIESKIEGO
Świat materialny konstytuują dwa faktory: przestrzeń i czas.
Przestrzeń jest tym co odczuwamy jako istnienie materii. Żeby zaobserwować jakikolwiek obiekt potrzebujemy mieć inny punkt odniesienia, a więc jedynym spostrzeżeniem co do materii nie jest obiekt, a przestrzeń miedzy obiektami. To nazywa się rozpoznawaniem. Podstawową iluzją człowieka jest pogląd, że odczuwa on świat materialny za pomocą przedmiotów się w nim znajdujących. Ale tak naprawdę może to rozpoznać tylko za pomocą przestrzeni. On jednak zauważa to jako odniesienie jednego obiektu do innego. Żeby to rozjaśnić. Gdy zamykasz oczy w ciemnym pokoju, co widzisz? Nic lub inaczej doskonałą „czerń”, która nie jest czarnym kolorem, który widzimy w świetle dziennym. Czyli nie istnieje wtedy jakikolwiek obiekt w naszej świadomości, jednak „coś” istnieje. Tym „czymś” jest właśnie czysta przestrzeń. Gdy otwieramy oczy natychmiast ulegamy iluzji, że widzimy obiekty podczas, gdy dostrzegamy przestrzeń za pomocą odniesienia do różnych, co najmniej 2 obiektów. To samo jest jest z uczuciami. One istnieją tylko jako różnicowanie emocji, dzielenie ich na dobre-złe. Tak więc ciało nie jest w stanie trwać w jedności samo w sobie, gdyż ciało może się samookreślić tylko jako coś różnego od samego siebie. Stąd ciało trwa w permanentnym podziale. Ciało jednak posiada bardzo silną potrzebę bycia w jedności, dlatego stara się utworzyć „porządek” wokół siebie, który jest substytutem jedności. Porządek więc wg ciała jest regularnym i uporządkowanym położeniem obiektów względem siebie, które ono samo układa wg własnej idei. Ten porządek zostaje utożsamiony z jednością. Adam w Raju przed utraceniem jedności w sobie z powodu grzechu, nazywa zwierzęta jako „istoty żywe” czyli jedyne co zauważał było to co działo się w przestrzeni. Nie mówił o nich duże-małe, czerwone-czarne, ładne-brzydkie. Takie było pierwotne postrzeganie człowieka w jedności. Grzech spowodował, że przestrzeń stała się nieistotna. Istotna stała się natomiast zdolność postrzegania obiektów, które konstytuują przestrzeń. Zamykamy się więc w postrzeganiu martwych punktów na mapie żywej przestrzeni. Życie istnieje tylko w przestrzeni, a nie w punktach odniesienia.
Zatem, czym jest czas jeśli odczucie przestrzeni jest trwale zakłócone skażeniem grzechu pierworodnego? Jeśli postrzegamy przestrzeń jako skupisko różnych punktów to tu faktorem tego postrzegania jest czas. Czas potrzebny do określenia „różnicy” położenia, jakości, intensywności itp. Głębiej ten czas jest faktorem uczuć, wolitywnego stosunku do nich. Wola porusza się po linii czasu pomiędzy uczuciami tworząc taniec śmierci, bałwochwalczego samoubóstwienia.
A co, jeśli możliwym jest niezmieszanie tych dwóch wymiarów: czasu i przestrzeni i to na wszystkich poziomach? Czy jest to możliwe? Jeśli tak, to wymaga to doskonałej, niewyobrażalnie wyostrzonej precyzji. Ale można powiedzieć, że człowiek nie posiada takiego daru przyrodzonego. Zgadza się, ale dlatego, że postanowił korzystać ze wszystkich innych darów w zamian wyrzekając się właśnie tego najważniejszego – precyzji. Czyż grzech nie jest nazwany w Biblii „chybieniem celu”? Właśnie. Jezus Chrystus jednak pokazał nową drogę, nowy sposób jak to odzyskać. Tą drogą jest śmierć. Ale nie pojęta infantylnie, jako śmierć mózgu, ustanie aktywności pnia mózgu, jak to się współcześnie określa. Śmierć o wiele głębsza. Śmierć JA. Jezus mówi: jeśli ktoś się ponownie nie narodzi. Żeby się narodzić najpierw trzeba umrzeć. Dobrze, ale co się „dzieje” po takiej śmierci? Jakie jest to życie po życiu? Gdy nastąpiła śmierć starego postrzegania, rodzi się nowe postrzeganie. Postrzeganie niezmieszanych: przestrzeni i czasu. A gdy to następuje przestrzeń staje się sługą czasu i istnieje w czystej postaci o tyle, o ile czysta postać czasu operuje w świadomości człowieka. Nie jest to ten czas fizyczny i psychologiczny postrzegany przez człowieka ziemskiego, ale ów Boski Kairos (καιρός1), czas wymiaru Królestwa Bożego. To ten sam czas uobecnienia Ofiarę Chrystusa podczas każdej Eucharystii. To dlatego tak trudno człowiekowi ziemskiemu zrozumieć, że nie jest to każdorazowe powtarzanie, ale uobecnianie jednej i tej samej ofiary. Cóż powiemy o tym czasie? Niestety nic, bo każde słowo go określające sprowadza na niego natychmiast znaczenie ziemskie. Dlatego w tym czasie nic oprócz Boskiego nie ma znaczenia. Umysł jest w stanie owej orygenesowskiej apathei (ἀπάθεια), a ciało nie umie już się odnaleźć w ziemskiej przestrzeni, tzn. samookreślić się w niej.
W takim stanie, stanie Kairos, w Królestwie Bożym wszystko, bezwzględnie wszystko przybiera nową szatę. Oto wszystko staje się nowe wg. zawołania2 św. Pawła.
______________________________
1) Kairos [gr. καιρός; ‚odpowiedni moment, pora’] – słowo pochodzące ze starożytnej Grecji oznaczające zwrotny moment życiowy (kryzys), w którym człowiek jest zmuszony przez los do podjęcia rozstrzygającej decyzji, która radykalnie odwraca dotychczasowy bieg zdarzeń. W teologii kairos oznacza określony moment w dziejach, w którym Bóg dokonuje zbawczego działania.
2) To co dawne, minęło, a oto [wszystko] stało się nowe” (2 Kor 5, 17)
Ostatnio zmieniony 03 lut 2016, 19:47 przez Vandersky, łącznie zmieniany 1 raz.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

TO TYLKO CHCIAŁEM ZAWSZE PRZEKAZAĆ!
Jest bowiem w Mądrości duch rozumny, święty, jedyny, wieloraki, subtelny, rączy, przenikliwy, nieskalany, jasny, niecierpiętliwy, miłujący dobro, bystry, niepowstrzymany, dobroczynny, ludzki, trwały, niezawodny, beztroski, wszechmogący i wszystkowidzący, przenikający wszelkie duchy rozumne, czyste i najsubtelniejsze. Mądrość bowiem jest ruchliwsza od wszelkiego ruchu i przez wszystko przechodzi, i przenika dzięki swej czystości. Jest bowiem tchnieniem mocy Bożej i przeczystym wypływem chwały Wszechmocnego, dlatego nic skażonego do niej nie przylgnie. Jest odblaskiem wieczystej światłości, zwierciadłem bez skazy działania Boga, obrazem Jego dobroci. Jedna jest, a wszystko może, pozostając sobą, wszystko odnawia, a przez pokolenia zstępując w dusze święte, wzbudza przyjaciół Bożych i proroków. Bóg bowiem miłuje tylko tego, kto przebywa z Mądrością. Bo ona piękniejsza niż słońce i wszelki gwiazdozbiór. Porównana ze światłością – uzyska pierwszeństwo, po tamtej bowiem nastaje noc, a Mądrości zło nie przemoże. Sięga potężnie od krańca do krańca i włada wszystkim z dobrocią. Mdr 7,22-8,1

NIEBO
W Niebie nie ma nic dokonanego. Żaden akt, żadna percepcja nie jest zakończona. Wszystko czego doświadcza i co poznaje stworzenie ma swój początek lecz nie ma końca. Poznanie każdego aspektu Boga ma początek, nie kończy się jednak, bo jest przez wieczność zgłębiany, a każdy aspekt rozszerza się w wymiarze głębokości jak i mnogości wątków. Poznanie jest dodawane do poznania lecz każde z nich już się nigdy nie skończy, a trwa przez wieczność. Początku zaś nie posiada tylko Bóg, dlatego człowiek i każdy anioł w niebie czerpie i będzie czerpał z Boga Niepoczątku. Niepoczątek jest tajemnicą Boga, którą będziemy zgłębiać lecz nigdy nie dotrzemy do jej krańca. Niepoczątek jest widzeniem Boga twarzą w twarz, jest ciągłym sięganiem w głąb Niepoczątku Boga. Alleluja. Amen.

SUMIENIE
συνειδησις (syneidēsis)
συν – dla oznaczenia współistnienia, współdziałania, współdoznawania
ειδησις – zobaczyć, czuwać, uważać
Tak więc słowo sumienie oznacza dosłownie współwidzieć, współczuć, ale wg mojej terminologii jaką przyjąłem najodpowiedniejszym znaczeniem dla słowa sumienie jest współuczestnictwo, a dokładniej współuczestniczenie w przywracaniu Bożego obrazu w we własnej duszy poprzez korygowanie błędów wynikłych ze skutków grzechu pierworodnego w sposób aktywny lub pasywny. Teraz wyjaśniam na czy polega sposób aktywny, a na czym pasywny.
Zasadnicze znaczenie dla tego jak rozpatrzę pojęcie sumienia jest werset:
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni (Ew. Łukasza 6:37)
oraz
Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będąc osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc.(1Kor 4,3-5)
W tym fragmencie św. Paweł w widoczny sposób korzysta z Prawa Łaski, które daje uniewinnienie na sądzie. Jest to bardzo trudny fragment do interpretacji, gdyż łatwo można zbłądzić w mylnym pojmowaniu, czym jest owa niewinność jako przywilej Łaski.
Przede wszystkim jak działa sumienie?
Na przykładzie pogan: Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające.
Tak więc w tym wypadku sumienie to porównywanie działania do wzorca moralnego „wdrukowanego” człowiekowi w jego naturę.
Aktu tego porównania można dokonać tylko poprzez myśl, ponieważ tylko myśl jako treść abstrakcyjna jest jedynym nośnikiem informacji o naszych aktach dokonanych w ciele i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Myśl bowiem, a więc osąd sprawia, że nasze Ja jest świadome moralności czynu czyli oceny jego dobra lub zła. Myśl włącza całą tę maszynerię za pomocą, której człowiek staje się dla siebie sędzią wobec świadka sumienia, które tu reprezentuje osąd Boży. Takie podejście jest życiem wg Prawa, zarówno dla Żydów, którzy znają Prawo jak i dla pogan, którzy choć nie znają prawa literalnie, poznają je z sumienia. Chrześcijanin, który jest włączony w życie Łaski tak samo może podążać tą samą ścieżką, czyli starać się o zbawienie poprzez świadome spełnianie dobrych uczynków, a więc próbę i wysiłek dostosowania się do nakazów Prawa. Jest to z pewnością droga Boża i nie jestem kimś, kto by odważył się oceniać takie podejście i postępowanie. Jest to sposób aktywny.
Chcę tu zwrócić uwagę tylko na odmienne i wg mnie obiektywnie doskonalsze podejście do sprawy. Tą doskonalszą drogą jest wyłączenie siebie samego jako aktywnego podmiotu w przywracaniu obrazu Bożego w duszy i poprzez pasywne lub inaczej bierne współuczestnictwo pozwolenie Bogu przejęcia całkowitej inicjatywy nad kształtowaniem naszego życia moralnego.
Św. Paweł mówi dosadnie: Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Ga 2,19
Umrzeć dla Prawa oznacza umrzeć dla tego sposobu szukania zbawienia. Umrzeć zaś przez Prawo oznacza uzyskanie przez św. Pawła świadomości własnej niemocy wypełnienia Prawa przez spełnianie uczynków. Jest to wysoki stopień doskonałości i wglądu we własne Ja.
Cóż zatem, jeśli człowiek umarł dla tej drogi? Jaka jest ta doskonalsza, bo dotycząca życia Łaską? Jest to życie aktami współuczestnictwa opisanymi na początku tego blogu. Jest to brak świadomości moralnej jakiegokolwiek własnego czynu. Oczywiście nie jest to życie które mogłoby się wydawać życiem zdemoralizowanym, egocentryczną samowolą; absolutnie nie. Ja bym powiedział, że jest to karmienie się energetycznym poziomem każdej reakcji. Wtedy też każde nasze działanie staje się oddawaniem poprzez działanie tej energii jaką otrzymaliśmy jako bodziec do działania. Nie zatrzymujemy, nie gromadzimy z bodźca nic dla siebie, nie korzystamy, nie pobieramy nagrody z bodźca. Nie ma tu rozmyślania o czynie, ocenianiu go. Jest tylko proste i wręcz mechaniczne działanie naszego ciała. Ale ktoś powie, że gdy ludzie nas pochwalą za czyn to czyż nie przyłączamy się we własnym mniemaniu do chórów pochwalnych naszej osoby? Otóż nie. Beznamiętnie wtedy spostrzegamy wewnętrznie, że jesteśmy tylko bezwiednym narzędziem. Owymi sługami bezużytecznymi, którzy wykonali to co mieli wykonać.
Inna wątpliwość, to ta, że jeśli wyłączamy aktywną część naszego umysłu to nie jesteśmy w stanie nic rozumnego uczynić. Ale zaraz. Ja tu mówię tylko i wyłącznie o aspekcie moralnym, a nie fizykalnym. Otóż człowiek tak mocno zrósł się ze swoim EGO, że nie wyobraża sobie, że mógłby się wyłączyć z procesu oceny rzeczywistości, że mógłby pozostawić samemu sobie ten rodzaj samozadowolenia, satysfakcji z własnych „dokonań”. Dla niego też nie ma znaczenia czy wykonuje pracę fizyczną, czy czyni refleksję nad własnym życiem. Wszystko to, cała jego aktywność w jego mniemaniu ma wartość moralną dla niego samego.
A spyta ktoś jeszcze: na czym więc będzie polegał sąd nad takim człowiekiem, który sam siebie nie sądzi? Wg mnie tylko na jednym aspekcie: mianowicie jak często świadomie utożsamiałem się ze swoim działaniem, albo raczej jak często nie czuwałem nad aktywnością własnego Ja, czyli w jakim stopniu były przepasane biodra jego.
Jeszcze jedna sprawa. Co z kultem Boga? Dla mnie jest oczywistym spełnianie obowiązku chwalenia Boga także we własnym ciele, bo i ciało jako świątynia Boga, która do nas już nie należy ma być uświęcana i oczyszczana przed Obliczem Pańskim. Nazwałbym to zarządzaniem posiadłością oddaną pod opiekę, aż Pan powróci by sprawdzić najemników z ich włodarstwa nad nieswoją własnością.
Takie życie, życie z Wiary w Jezusa Chrystusa jest właśnie ową ciasną bramą, która prowadzi do Królestwa, jest owym wdzieraniem się gwałtem do jego przybytków, jest owym obumieraniem dla siebie samego, aby w śmierci odnaleźć życie.

CEZURA
Piszę ten blog już ponad dwa lata (sporo jak dla mnie). Czas na jakieś podsumowanie. Wiem też jak bardzo obce doświadczenie zbija z tropu własnego pojmowania tego co się doświadcza. Chodziło mi lub być może Bogu patrząc z perspektywy o ogólny zarys. O to, że wszystko ma swoje istotne znaczenie, każde doświadczenie, każda nasza interpretacja, reakcja. Bo tylko na tej bazie możemy przeniknąć głębiej sprawy Boże i dowiedzieć się jak dojść do Zbawienia. Nauczyć się przebywać z własną stratą, utratą czegoś upragnionego, kochanego. Oto o czym pisałem. Bo właśnie wtedy, gdy cierpimy, płaczemy, ale przyjmujemy to z gotowością, a nie uciekamy w inne posiadanie, w inną zależność, wtedy poddajemy się leczeniu naszych ran. Rany to przywiązania, utożsamienia się z nimi. Tego jednak nigdzie nie wyczytacie. Tego po prostu trzeba samemu doświadczyć. Każda wiedza, choćby najbardziej wyrafinowana i subtelna ma swoje ograniczenia i nigdy nie wyjdzie poza bogactwo doświadczenia. Tak i ten blog, ta treść, a także piszący go doświadcza własnej ograniczoności. Na szczęście Bóg nie pozwolił mi nigdy mieć przeświadczenia, że to co tu pisałem ma jakąkolwiek wartość moralną. Jedyną wartością tych tekstów jest ich „techniczny” charakter. Tak jak matematyka, fizyka dąży do możliwie jasnego opisu zjawisk i zależności tak i ten blog miał stać się maksymalnie w jasny sposób uproszczeniem i ułatwieniem drogi dochodzenia do Prawdy. Jak było to skuteczne Bóg raczy to wiedzieć. Wykonałem dotychczas, co miałem wykonać a Wy sami oceńcie i zróbcie co z tym zechcecie. Muszę jednak przyznać, że okoliczności pisania tego bloga były dla mnie osobiście niezwykłe i wymykające się mojemu pojmowaniu.

ŚWIATŁO – MĄDROŚĆ
Jeśli dusza zadowala się światłem bez udziału mądrości to znajduje się w ciemności swojego światła. Brak mądrości nie pozwala jej rozpoznać tej ciemności. Tak więc to co ona uznaje za raj dla siebie jest obiektywnym stanem piekła.
Ostatnio zmieniony 03 lut 2016, 19:47 przez Vandersky, łącznie zmieniany 1 raz.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

NAJLEPSZA PREWENCJA DZIAŁANIA
Najlepszą formą prewencji zapobiegającą własnemu działaniu w celu osiągnięcia wyzwolenia jest ciągła świadomość, że nie chcę się wyzwolić tak naprawdę. Jeśli chcecie już poświęcić jakikolwiek wysiłek poszukiwania czegoś, to róbcie właśnie to. Poświęćcie całą swoją energię poszukiwania na to by całym sobą zrozumieć, że wasze ciało i wasz umysł nie są absolutnie zainteresowani wyzwoleniem. Jest to jedyny prawdziwy osąd, który człowiek może powiedzieć o sobie.

RELIGIJNOŚĆ – DUCHOWOŚĆ
Z pewnością wiele osób, które czyta tego bloga to chrześcijanie i głównie katolicy. Powstaje pytanie i obawa czy żyjąc w ten sposób nie schodzi się na fałszywą ścieżkę ułudy i fałszu. Nie będę nikogo pouczał, czy tłumaczył czy to możliwe czy też nie. Zamiast tego podam siebie jako przykład tego jak ja to łączę. Po pierwsze należę do Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Należę więc do pewnej wspólnoty, która ustanowiła pewne zasady, przekroczenie których powoduje wyłączenie mnie z tej grupy. W KK tymi zasadami „zewnętrznymi” jest pięć przykazań kościelnych. Dla mnie nie są one trudne, wręcz śmiesznie łatwe i wypełnianie ich nie powoduje przeszkody w prowadzeniu życia wg ducha. Przyjąłem co do zewnętrzności wyrażania się religijności człowieka słowa Jezusa Chrystusa: „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. (Mt 23,2-3). Jest tu słowo „polecą” czyli coś koniecznego do wykonania w zewnętrznym przejawie i o tym mówią właśnie w moim przypadku przykazania kościelne. Jeśli chodzi o życie wewnętrzne kieruję się jedną zasadą: „Nadchodzi godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie”(J 4,23-24). I to wszystko. Ja chcę tylko pomóc tym, którzy wahają się, czy jest w tym ortodoksja, czy też zwodzenie. Wybór należy do każdego z osobna. Jedyne co muszę stwierdzić to, że wymaga to dość dużej odwagi dla osoby „religijnej”.

ŻYĆ ŚWIADOMIE
Wszystko co nas porusza wewnętrznie czy też zewnętrznie ma swój energetyczny charakter, jednak poprzez zwrócenie się do źródła tej energii (tzn. próba zwrócenia się, gdyż nie jest możliwym odkrycie rzeczywistego źródła tego poruszenia, nam się tylko wydaje, że wiemy co jest źródłem) pozbawiamy się dostępu do tej energii. Jednak dla ciebie drogi czytelniku jest to tylko frazes. Dlatego tak usilnie namawiam, żeby choć raz zetknąć się z tym stanem, aby intuicyjnie poznać tą podstawową właściwość natury. Ktoś zapyta, ale po co? Hm, być może jest to najtrudniejsza próba uzmysłowienia sobie, jak istotne znaczenie ma ta kwestia. Weźmy choćby człowieka, który się objada. Jest otyły, a mimo to potrafi zjeść w ciągu dnia kilka tysięcy kalorii. No, ale on przecież spożywa olbrzymie ilość energii, dlaczego więc wciąż jest głodny? To jest fakt, jego ciało czuje głód. Tak samo jeśli chodzi o psychikę. Dzisiaj człowiek ma dostęp do niezliczonej ilość bodźców zmysłowych, którymi karmi się jego psychika. A mimo to olbrzymia ilość osób odczuwa pustkę, osamotnienie, depresję, posiada charakter kompulsywny. To też jest fakt, ich psychika odczuwa głód psychiczny. Czy nie nasunęło się wam nigdy na myśl, że coś jest nie tak? Mniejsza o odpowiedź. Najgorsze, że ludzie nie zadają sobie tego pytania najczęściej nigdy w życiu. Niby są żywi, a jednak martwi. Nie; może jednak okazują się żywi w momentach rozpaczy, gdy już nie mają gdzie uciec. Tak, wtedy na moment z ZOMBI przekształcają się w żywych ludzi.

AKCJA – REAKCJA – STOP
Zastanawiać się tzn. nie wysnuwać wniosków po reakcji na dany bodziec. To jest oczywiste. Ale teraz co się dzieje, gdy poprzestajemy na pierwotnej reakcji i nie dublujemy jej już z ładunkiem emocjonalnym? Tkwimy w zastanawianiu się, spontanicznie nachodzi nas takie oto spostrzeżenie: acha, więc to jest JA. To zdenerwowanie, to snujące plan wyjścia z niechcianej sytuacji, to będące w danej chwili agresywne, krzyczące to jest właśnie JA. Kto wie, jeśli to prawidłowo pojmiecie to być może pojawi się na waszych ustach delikatny uśmiech, który będzie wyrazicielem niebywałej radości wewnętrznej. Uśmiech wolności.

WIEDZA, KTÓRA POCHODZI Z PAMIĘCI

Opowiem ci coś o wiedzy. Czy jesteś świadomy, że posiadasz wiedzę? Oczywiście wiedza w użyciu, w działaniu jest niepoznawalna. Ale jako background? Jest to niesłychanie ważne spostrzeżenie. Tylko bowiem, gdy masz świadomość backgroundu jesteś w stanie wykorzystać wiedzę z pamięci należycie. Wtedy pamięć nie jest toksyczna. Nie jest jej przypisywane tworzenie czy komunikowanie się z prawdą. Konstrukt ten, system służy przetrwaniu ciała i w szerszej perspektywie trwaniu genomu. Wtedy to wiedza włącza się tylko w momentach koniecznych.

OCZYWISTOŚĆ
Jeśli cokolwiek jest dla ciebie oczywistym, zawsze wtedy kierujesz się informacją z pamięci. Nie masz kontaktu z czymś żywym. Kontaktujesz się z żywą rzeczywistością za pomocą poglądu, wyrobionej opinii. Dlatego też jesteś wtedy całkowitym ślepcem. Nie zastanawiasz się, ale dążysz do potwierdzenia wyrobionej opinii, ewentualnie poddajesz modyfikacji swój pogląd, aby nadal był on dla ciebie oczywistym.
Jasno mówi o tym Ewangelia Jana: Jezus rzekł: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi”. Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?” Jezus powiedział do nich: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal.
Tak więc dla tego, który uważa, coś jest dla niego oczywistym, określa siebie jako „widzącego”. Człowiek natomiast, który wierzy słowom Jezusa nic nie wie tylko wierzy. I on wie, że ta wiara jest ślepa i nie wynika z wiedzy, ale z zawierzenia i to jest OK. Tak samo człowiek, który szuka prawdy nie szuka wiedzy o niej, ale każde własne wnioskowanie poddaje wątpieniu, gdyż wie, że wyciąganie wniosków, oczywistości jest dla jego wolności wewnętrznej, dla jego duchowości zabójcze. Są więc jakby dwie odnogi tej samej postawy: całkowite zawierzenie i pasja poszukiwania prawdy dla niej samej bez chęci uzyskania za to nagrody.

ŚWIAT WEWNĘTRZNY CZY ZEWNĘTRZNY?
Człowiek, który poszukuje, a nie zastanawia się jest w całkowitym braku kontaktu tym kim jest. Wszystkie jego myśli, uczucia, słowa stwarza on z intencją i przeczuciem, że dotyczą one tylko i wyłącznie ustosunkowania się do świata zewnętrznego. Stąd podział na ja i nie ja. Dopiero ujrzenie, że wszystkie myśli, uczucia, słowa są właśnie tym ja, a nie że to ja jest ich twórcą, sprowadza zmianę ponieważ nie ma już się do czego ustosunkować. Czym zatem jest poszukiwanie, a czym zastanawianie się? Gdy szukasz już widzisz cel, który chcesz osiągnąć tzn. pragniesz dodać coś do już posiadanej wiedzy, opinii. Poszerzasz martwą pamięć nakładając jeden ciężar do drugiego, co kończy się kompletną ociężałością umysłową i w efekcie zdziecinnieniem. Zastanawianie się jest ciągłą zagadką spoglądania na siebie, na tego który doświadcza. Kim albo czym jestem? Kim albo czym jest ten, który ciągle dąży, szuka, doświadcza? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, bo nie ma pragnienia uzyskania odpowiedzi. Tak więc prawidłową odpowiedzią na wszystkie twoje egzystencjalne pytania jest brak odpowiedzi. Tak, właśnie brak odpowiedzi, brak wyrobienia sobie jakiejkolwiek opinii jest odpowiedzią – jedyną i prawdziwą. To jest właśnie ten paradoks życia duchowego, które jest zaprzeczeniem logiki umysłu, które przekracza, wykracza poza zakres pojmowania umysłu.

WOLNOŚĆ OD STRACHU CD.
Skoro tak namiętnie chcesz się pozbyć strachu tzn. że równie namiętnie odpychasz od siebie emocję, po wystąpieniu której twój umysł natychmiast przyporządkowuje temu co wywołało tą emocję obiekt „przynoszący” strach. Dlatego ciągle spoglądasz na obiekty, które wywołują „strach”. Umieściłeś strach już w katalogu twoich założeń, dogmatów, które już do końca (przynajmniej ty tak zakładasz) muszą istnieć w twoim życiu. Teraz sprytnie starasz się ich unikać. A wystarczyłaby chwila uwagi w momencie pojawienia się emocji (nie uczucia, które jest skojarzeniem emocji z obiektem je wywołującym), by odczuć tą emocję jako powiew, poruszenie twojego holograficznego tzn. energetycznego ciała (nie mam na myśli jakiegoś drugiego ciała, tylko jego poziomu energetycznego). To jest tak jakby delikatna fala energii, która pojawia się, przemierza twoje ciało i zanika nie pozostawiając cienia pamięci, cierpienia po sobie. I to jest właśnie wolność od strachu, czyli wolność od czegoś co ty tworzysz przy każdym tzw. traumatycznym wg twego mniemania doświadczeniu.

OCZYSZCZANIE PAMIĘCI – SŁOWO.
Ktoś mógłby pomyśleć, że chodzi tutaj o usunięcie struktury pamięci. Ale nie na tym to polega. Odpowiedniejszym słowem jest tu lobotomia. Nasz mózg rejestruje wszystkie zdarzenia, sygnały, które do niego docierają. Jest to część ewolucji mózgu, który ma za zadanie jak najkorzystniejsze dla ciała przystosowanie się do warunków zewnętrznych poprzez uczenie się tzn. dobór najkorzystniejszych rozwiązań. Tak więc jest to jak najbardziej prawidłowy i korzystny proces, gdyż środowisko zewnętrzne cały czas się zmienia. Z czego więc pamięć miałaby się oczyszczać? Jakby tu powiedzieć chodzi o zmianę technologii przetwarzania pamięci. I znowu należy wrócić do podstawowego zagadnienia jakim są akty pierwotne człowieka o jakich już pisałem. Tu zajmę się takim zagadnieniem jak słowo: mówione, pisane i myślane. A więc w jaki sposób najpierw to słowo dociera do naszego mózgu. Słowo mówione jest zespołem lub pojedynczymi dźwiękami. Słowo pisane jest najpierw przetwarzane na informację przez rozpoznawanie kształtów dzięki oczom, następnie jest przetwarzane na dźwięk wewnętrzny tzw. szeptany (stąd wielu porusza ustami w czasie czytania, aby lepiej „udźwiękowić” słowo i dopiero wtedy ten dźwięk dopasowywany jest do formy, która jest w pamięci. Tu zacytuję klasyka:
„Fajdros” Platona: bóg Tot nauczył sztuk i pisma lud króla Tamuza, ale król tak go za to krytykuje (ustami Sokratesa): Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy, przestanie ćwiczyć pamięć; zaufa pismu i będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz, ze znaków obcych jego istocie, a nie z własnego wnętrza, z siebie samego. Więc to nie jest lekarstwo na pamięć, tylko środek na przypominanie sobie. Uczniom swoim dasz tylko pozór mądrości, a nie mądrość prawdziwą. Posiędą bowiem wielkie oczytanie bez nauki i będzie się im zdawało, że wiele umieją, a po większej części nie będą umieli nic i tylko obcować z nimi będzie trudno; to będą mędrcy z pozoru, a nie ludzie mądrzy naprawdę.
No i słowo myślane, które jest dźwiękiem szeptanym bez bodźca wzrokowego. Tak więc słowo w pierwszej fazie jest różną formą dźwięku, a więc wyczuwalną formą przepływu, przemieszczania się energii. Na tym poziomie dźwięk jest formą komunikacji z otoczeniem, co zawiera się w ramach wspomnianej wcześniej ciągłej ewolucji mózgu. Ale nie tym chciałem się tu zająć. Chodzi mi problem uporczywości utrzymywania komunikacji się naszego umysłu z formami poprzez dźwięk słowa. Tzn. chodzi o manię natychmiastowego przyporządkowywania każdego słowa formie. Człowiek oczywiście wymyślił „metody” obejścia tego problemu i zawarł w systemach takich jak: Zen (uświadamianie sobie alogiczności słów), buddyzm klasyczny (poszukiwanie pustki- tzw. bezruch myśli), mantry, które mają zmęczyć umysł. To są półśrodki, których pewność uzyskania pożądanego rezultatu jest znikoma. Ja wam mówię o wiele prościej. Odetnij ten proces w momencie intencji sięgnięcia umysłu do pamięci form poprzez uwagę na dźwięku słowa. W praktyce chodzi o to, aby słyszeć wewnętrznie dźwięk słowa, gdy myśli krążą po głowie. Mówię oczywiście o sytuacjach, gdy myśl jest tak naprawdę zbędna i natrętna w naszej głowie. Z początku możecie nic nie usłyszeć, ale z czasem z zaskoczeniem odkryjecie, że to na prawdę jest subtelny co prawda, ale zwykły dźwięk. To samo możecie odkryć, gdy „czytacie” tekst pisany z odpowiednią intencją. Dzięki temu zabiegowi umysł powoli zwalnia i zatrzymuje się, gdyż jest bezsilny w swojej iluzji wobec prawdy. Z natręctwem myśli jako słowo większe problemy mają mężczyźni niż kobiety. U kobiet dominuje myśl w postaci obrazu. Później być może zajmę się i tym zagadnieniem. Pamiętajcie to jest tylko opis techniczny, który skraca do minimum poszukiwania, bo jak mówił Proust:
„Nasza mądrość zaczyna się tam, gdzie kończy się mądrość autora”.
Ostatnio zmieniony 03 lut 2016, 19:46 przez Vandersky, łącznie zmieniany 1 raz.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

PEŁNIA SZCZĘŚCIA
Nie odczujesz pełni szczęścia, tzn. pełni możliwej do osiągnięcia w tym ziemskim życiu dopóki nie zaakceptujesz do końca, do ostatniego szczegółu własnej, absolutnej niedoskonałości. Każda próba maskowania tego kim jestem wobec samego siebie jest twoim nieszczęściem bo sprowadza niewolę. Dlaczego niewolę. Wolnym jesteś tylko wtedy, gdy twoje mniemanie o sobie jest zgodne z rzeczywistością. A jaka jest rzeczywistość. Nic co pochodzi od ciebie, co wychodzi z twojego serca nie jest bezinteresowne. Absolutnie nic. Np. staram się być dobrym. Stwierdzam to i może być to zgodne z rzeczywistością, ale motywy już na pewno nie, bo jesteś już świadomym celu. A więc ty myślisz, że starasz się być dobrym bo kochasz Boga, ale tak naprawdę dlatego, że kochasz swój wytworzony doskonały obraz samego siebie do urzeczywistnienia którego dążysz i niczym innym. Kochasz tylko i wyłącznie siebie. Mówię tu o miłości odczuwanej przez ciebie. Ale czy nie istnieje Miłość Boga w nas? Oczywiście, że tak. Tylko, że my nie odczuwamy tego jako miłości takiej jak własnej, takiej jaką sobie wyobrażamy. Odczuwamy ją zupełnie inaczej. Jako odczucie niesłychanej radości i wolności. Nie odczuwamy, że kogoś kochamy, że mu pomagamy, że zbawiamy świat. My jesteśmy tylko zachwyceni tym stanem w nas. Ten stan nas całkowicie satysfakcjonuje i nie potrzeba nam już czegokolwiek dodatkowego takiego jak: uznanie, potwierdzenie, docenienie. Jest to dla nas całkowicie nieistotne. Co nas obchodzi opinia o tym co w tej chwili odczuwamy skoro nas to całkowicie zaspokaja i pochłania? Zedrzyj z siebie wszelkie maski, fałszywe obrazy mniemania o sobie, a to ujrzysz. Wtedy nic nie będziesz musiał, bo pozbędziesz się statusu i piętna niewolnika. Będziesz już tylko chciał.

PRAWDA – WYMIAR PRAKTYCZNY
Czy do prawdy można dążyć? Jeśli ktoś dąży do prawdy to dąży do idei prawdy. Dążyć to czynić, poznawać to widzieć to co jest. To co jest nie jest czymś określonym, tym o czym możesz powiedzieć: o, „to” jest. Jeśli tak mówisz o prawdzie tzn. dążyłeś do idei, którą nazwałeś prawdą i nawet osiągnąłeś ją. Ale tak naprawdę nic nie osiągnąłeś. Jedynie dotarłeś do następnej bramy swojej ignorancji, następnej komnaty bez klamek. A więc wracając do pytania: czym jest prawda? Odpowiedzią jest to co odbywa się na poziomie duchowym. A na poziomie duchowym są tylko dwa fakty: pozostawanie w naturalnym stanie istnienia lub też wychodzenie poza ten stan. Nasuwa się naturalne pytanie: czy wobec tego jestem ślepy na prawdę? Otóż nie. Jest coś co daje nam wgląd w to, co prawdą nie jest, a gdy to widzimy trwamy w prawdzie, w naturalnym stanie istnienia. Tym jedynym wglądem jest spostrzeżenie faktu rozpraszania, straty energii. Dostrzeże to tylko osoba duchowa, całkowicie wrażliwa duchowo na ten rodzaj energii, która w Biblii jest nazywana Łaską. To co na poziomie fizycznym ma swoje nazewnictwo jako energia, to na polu duchowym przyjęło dla odróżnienia, oddzielenia całkowitego od świata materialnego nazwę Łaski. I teraz człowiek duchowy, który obumarł dla swojego fizycznego jak i psychicznego „ja” widzi każdy moment utraty tej energii, która powstaje w momencie wikłania się, utożsamiania się ducha ze światem materialnym przez skupianie się na nim. Moment dostrzeżenia tego faktu jest natychmiastowym zaprzestaniem tego działania. Tak jakby człowiek dotknął się rozżarzonego pręta. I ten żar ma posmak piekła i nieprzeniknionej ciemności.

DROGA JESZCZE DOSKONALSZA
Pokażę Wam drogę jeszcze doskonalszą niż ta, którą opisywałem poprzednio, gdy zapytywałem, czy potrafisz patrzeć na swój grzech (oczywiście najpierw go dostrzegając) bez odwracania wewnętrznego wzroku od niego. Jest to już pewien dość wysoki stopień pokory. Ale niedoskonałość tego patrzenia polega na tym, że patrzymy na skutek, a nie na tego, który taki skutek wywołał. Obecnie otrzymałem łaskę od Pana ujrzenia prowodyra czyli mnie. A ponieważ człowiek nie jest w stanie (przynajmniej tak mi się wydaje) widzieć samego siebie bezpośrednio jako istoty ludzkiej, Bóg posługuje się symbolem, który tą istotę wyraża. Jest to zatem pośredni sposób widzenia siebie w lustrze. Jest to łaska ujrzenia siebie w lustrze za pomocą symbolu. Stąd wielu opisywało siebie jako ścierkę, miotłę, grób itp. Ja ujrzałem siebie jako kundla i to bardzo niewdzięcznego. Spróbujcie sobie wyobrazić takiego kundla, a być może z takim psem się zetknęliście. Jest brzydki, ma krótkie łapy, niedbale przycięty ogon, nikomu nie daje się głaskać, zdarzało mu się już pogryźć swojego właściciela bez powodu, tzn. wyładowując swoją frustrację i wewnętrzny konflikt. Jedyną czynnością jaką jest w stanie ten kundel wykonywać to wypatrywanie michy jedzenia dla niego. Najchętniej patrzyłby tylko na michę, ale siłą rzeczy wiedzę, że dostanie jeść czerpie i rozpoznaje z zachowania swojego Pana. Dlatego bacznie obserwuje swojego Pana, ale bez miłości, czy wdzięczności, a jedynie z żądaniem otrzymania michy jedzenia. Musi tak robić bo wie, że sam tego jedzenia nie jest w stanie zdobyć. Dlatego cały czas podąża za Panem, gdziekolwiek on się udaje licząc w każdej chwili na soczysty kęs wołowiny. Gdyby nie jedzenie, zupełnie nie interesowałby go jego Pan. Oczywiście tym kundlem jestem ja, a Panem Jezus Chrystus. To co teraz opisałem nie ma jakiegokolwiek smaku uczucia, tzn. opisuję to całkowicie beznamiętnie, sucho, tak jak to mi się jawi. Nie przeraża mnie ohyda i niewdzięczność tego kundla, wręcz przeciwnie, jestem dumny z tego, że go ujrzałem, że poznałem się z samym sobą. Pamiętajcie, w tym opisie nie ma absolutnie nic z samo(po)uniżania. Raczej z chlubienia się tym kim jestem (coś jak św. Paweł – tylko on się chlubił ze swoich słabości, ja z samego siebie). Ktoś powie: otworzyłeś w swojej duszy drogę pożądliwości. Ale zaistniało coś dziwnego. Odczuwam pożądliwość w sobie, ale to coś, ta wiedza, ten widziany obraz kundla nie pozwala mi sięgnąć po przedmiot pożądliwości. Zresztą większą radość daje mi patrzenie na kundla niż na pożądliwość, bo to pierwsze przynosi natychmiastowy pokój bez utraty radości, to drugie brnie zaś w ekscytację z powiększającym się niepokojem. Jest to po prostu kwestia priorytetów, a nie jakiejkolwiek moralności we mnie. Krótko mówiąc czuję się jak prostackie zwierzę, które tylko żąda dla siebie zaspokojenia kierując się wyłącznie swoim głodem. Po prostu pożądanie spokoju jest wyższe niż gonienie za ekscytacją i jej wiecznym zaspokajaniem. Nie jest to najwyższy poziom pokory. Najwyższy jest poziom, gdy patrzysz w lustro i już nikogo tam nie widzisz. Nie mylcie pokory z uniżaniem i upokarzaniem samego siebie. Jest to bowiem wyrafinowana forma pyszałkowatości, zaspokajania chorej potrzeby przyjemności samobiczowania. Jednak taka pyszałkowatość jest łatwa do rozpoznania. Ja ją rozpoznaję po postawie: „nie rozumiem o czym mówisz, nie znam się na tym, ale w mojej ocenie nie masz racji” :-D. Prawdziwa pokora to wiedza o sobie, bez jakiegokolwiek emocjonalnego stosunku do niej. Suchy fakt
Ostatnio zmieniony 03 lut 2016, 19:43 przez Vandersky, łącznie zmieniany 1 raz.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

POŻĄDANIE-WIEDZA | PASJA-NIEWIEDZA
Umownie na potrzeby tego rozważania wprowadzam takie rozróżnienie jak w tytule postu. Najpierw trzeba sobie uświadomić jakie są etapy w rozwoju duchowym człowieka. Pierwszym etapem jest nabycie zdolności rozróżnienia co jest aktem pierwszym, a co rezultatem przyjęcia takiej a nie innej postawy. Bez nabycia tej zdolności czytanie dalszej części tego rozważania nie ma sensu ponieważ wszystko inne wynika już z fałszywego mniemania, że przez rozum można zrozumieć ducha. A więc najpierw bądź uważny jak to czytasz. Nie przechodź „po łebkach” po tym tekście, bo jeszcze bardziej umocnisz swoją ignorancję i się w niej utwierdzisz. A więc, gdy rozumiesz czym są akty pierwotne znasz skutki ich wystąpienia. Na początku drogi duchowej człowiek praktycznie utożsamia się ze wszystkim. Niezmiernie rzadko lub w ogóle nie współuczestniczy on w jego reakcjach. Jedynie w ściśle określonych warunkach, przy mocnym skoncentrowaniu uwagi jest człowiek w stanie świadomie przeżyć ten akt, co już wcześniej opisywałem, co imho jest konieczne w pierwszej fazie poszukiwania prawdy, aby w ogóle wiedzieć czym to jest. Oczywiście nie można cały czas wykonywać takiego ćwiczenia, gdyż wymaga ono niezmiernie dużo energii i nie jest tak na prawdę rozwojem naszej inteligencji duchowej. Tak więc po tym doświadczeniu pozostajemy dalej w ciemności naszego umysłu. Zatem trzeba zacząć od tego co jest i to zbadać. A co jest? Pożądanie. Ktoś powie nie tylko pożądanie, ale i agresja. Owszem, ale zastanówmy się czy aby nie jest to i to tym samym tylko inaczej ukierunkowanym? Jedno na chcę, drugie na nie chcę? Może inaczej. Aby mieć w sobie gniew, aby mieć w sobie pożądanie używasz jakiegoś rodzaju energii prawda? Po czym to rozpoznajemy? Po tym, że robimy wszystko, aby pożądany cel uzyskać, robimy wszystko aby niepożądany cel wyeliminować lub nagiąć aby był pożądany, nieprawdaż? Tak więc to jest energia i to jest energia. Dlaczego nie widzimy, że to i to jest tą samą energią? Jest to bardzo ważne pytanie, które każdy musi sobie postawić. Jeśli nie postawisz sobie tego pytania bardzo poważnie nie oddzielisz wewnętrznie pożądania od obiektu pożądanego, gniewu od obiektu gniewu. To jest najważniejsza rzecz, którą musisz uczynić by się powoli zacząć wyrywać z zaklętego kręgu śmierci, w którym jest nasze ciało i nasz umysł. Skoro cały czas jesteś w ciemności umysłu i masz tego świadomość to jednocześnie wiesz, że cały czas utożsamiasz się ze swoimi emocjami czyniąc je uczuciami. Jest to stan permanentny. A zatem mnóstwo pracy przed tobą. Po pierwsze zaczniesz zauważać, że pożądanie i gniew często mieszają się ze sobą. Gdy występuje pożądanie nieakceptowane przez ciebie ze względów moralnych następuje natychmiast gniew na samego siebie, tzn. na swoją niedoskonałość, gdzie ta własna doskonałość jest trwałym przekonaniem twojego umysłu. W pierwszej fazie poczujesz pewnego rodzaju wewnętrzne zamieszanie, brak kontroli skoro zaczynasz bezkrytycznie obserwować wewnętrzną walkę tych przeciwności w tobie. Tzn. nigdy przedtem nie byłeś w stanie braku kontroli nad sobą. Zaczyna ujawniać się prawdziwa żywiołowość wewnętrzna, olbrzymia energia niczym nieokiełznana. Powoduje to nie tylko zamieszanie w człowieku ale też i lęk przed stopniem nieokiełznania tego żywiołu. I tu im bardziej pozwolisz wewnętrznie tym żywiołom objawić się w polu twojej świadomości tym głębszą uzyskasz inteligencję duchową poprzez ściślejszy kontakt z tym stanem, bo tylko przez kontakt bezpośredni uzyskuje się tą niesamowitą inteligencję, a nie poprzez wiedzę o nim, która jest wysuwaniem wniosków, a więc utrwalaniem poglądów na życie. Poruszajmy się bardzo powoli. Widzisz przedmiot lub podmiot, który wzbudził w tobie w jednym momencie pożądanie. To pierwsze poruszenie jest kluczowe. A kluczowym jest tu zauważenie poruszenia i tu najważniejsze: przekierowanie uwagi zewnętrznej z obiektu, który wywołał pożądanie na uwagę wewnętrzną na pożądanie samo w sobie. Teraz, gdy to nastąpiło należy temu pożądaniu temu, płomieniowi dać rozkwitnąć, ale nie podsycać go poprzez wzmacnianie go obrazem rzeczywistym lub obrazem pamięciowym. Liczy się tu tylko patrzenie na ten płomień, jak on powstaje, rozwija się i powoli gaśnie. Tak samo jest z naszym gniewem. Postępujemy tak samo. Chodzi o to, żeby zobaczyć głębiej co kryje się pod powierzchownością naszego gniewu i naszego pożądania. Gdy to zauważysz dostrzeżesz piękno życia i śmierci czyli piękno początku i końca i że jedno i drugie jest tym samym pięknem, tym samym bogactwem. To piękno zaś nie objawia się nam dlatego, że się nam podoba, ale jako wynik własnego bogactwa, zachwytu, pochłonięcia naszej uwagi, zaniku ja, które nie jest już karmione, samoistnie się uspokaja i scala się z doświadczeniem. W czasie obserwowania, albo raczej identyfikacji z tą energią następują tzw. kryzysy. Jeden rodzaj to kryzys zniecierpliwienia. Ponieważ człowiek na początku jest bardzo mało wrażliwy na trwanie w tej uwadze pojawia się odczucie pustki dla umysłu, rodzaj znużenia i znudzenia z powodu braku treści jaką umysł chce być karmiony. Jedynym sposobem na przejście tego kryzysu jest cierpliwość. W cierpliwości bowiem jest nasze zbawienie. Jednak nie może to być cierpliwość wymuszana na umyśle, gdyż zaczynamy kierować się celem osiągnięcia przetrwania, brutalnością. Tu należy, jak mówi Pismo wytłumaczyć własnemu sercu, że to dla jego dobra. Musi to być świadoma prośba skierowana do umysłu o cierpliwość póki wszystko się nie wyjaśni. Tak to dosłownie musi wyglądać. Skierowanie prośby do własnego umysłu: proszę, bądź cierpliwy, za chwilę wszystko wróci do normy i znowu będziesz czymś zajęty i nie będziesz się musiał za niczym rozglądać. Ma to być wręcz forma pocieszenia umysłu. Ta skierowana prośba nie może mieć formy odklepanej nieświadomie formułki. Musi być świadoma tego, że tylko odczucie przez umysł na prawdę poważnego potraktowania może skłonić go do rozpatrzenia prośby. Moment rozpatrzenia prośby zaś jest już przezwyciężeniem kryzysu niecierpliwości, gdyż umysł już czymś się zajął. To musi być zatem autentyczny dialog wynikający z troski o własny umysł, prawdziwe przejęcie się cierpieniem umysłu, a nie brutalne tresowanie go. Drugi rodzaj kryzysu występuje wtedy, gdy podczas obserwacji, utożsamienia się z tym żywym płomieniem ponownie zaczynamy zerkać w stronę obiektu, aby podsycić ten płomień. Ten moment jest przejściem od pasji do euforii i moment powrotu do pożądania, tego subtelnego przejścia do obiektu pożądanego możesz zauważyć tylko ty sam. Tylko ty wiesz, gdzie leży ta granica, dlatego wcześniej pisałem, że tu musisz sam sobie być światłem. I to jest ta jedyna asceza wymagana w takim podejściu do sprawy. W praktyce, gdy zaczynamy żyć tą wewnętrzną pasją wszystko na zewnątrz wydaje się być dobrym i chcianym. Z radością witasz każdą napotkaną twarz, każde zwierzątko, każde drzewo i kwiat. Zatraca się ich obiektowość, a objawia się tobie ten sam płomień, który płonie w tobie i we wszystkim na zewnątrz i to jest ten sam jeden płomień. Przestajesz też rozróżniać intensywność tego płomienia, gdyż płonie on równie mocno we wszystkim. Jak mawiał de Mello: gdy jesteś-gra orkiestra, gdy odchodzisz-orkiestra gra nadal. Istnieje jeszcze taki stan przejściowy, w którym niespecjalnie widzimy cokolwiek żywego w nas, a jednocześnie nic specjalnie nie przyciąga naszej uwagi na zewnątrz nas. Wtedy to występuje ten przedziwny pokój, w którym znika całkowicie treść, poszukiwanie, dążenie. Jest to stan niewymuszonego zaniku aktywności umysłu, który to jest prawdziwą kontemplacją rzeczywistości, tego co jest. Gdy wchodzimy w ten stan nie starajmy się z przyzwyczajenia szukać wrażeń, gdyż na początku dla umysłu ten stan może być niepożądany, wzbudzający lekkie zakłopotanie i niepokój, a powinniśmy pozwolić na spłynięcie tego pokoju na nas bez obawy.
Ten wpis jest kwintesencją i podsumowaniem mojego spojrzenia na duchowość. Głębiej już pójść w opisach nie jestem w stanie. I po raz pierwszy w życiu udało mi się uzyskać wyżej opisany permanentny stan uwagi bez wysiłku i poszukiwania, a więc teoria złączyła się z praktyką. Szukajcie, a znajdziecie. Ta obietnica Pana Jezusa wypełniła się w moim życiu choć kosztowało mnie to 26 lat poszukiwań. Bogu niech będą dzięki w Trójcy Jedynemu i Matce Bożej, Matce Zbawienia.

Czy sądzisz,że ten materiał ktoś przejdzie,nie tracąc cierpliwości.?
chryzolit.
Ostatnio zmieniony 03 lut 2016, 22:34 przez Vandersky, łącznie zmieniany 2 razy.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

chryzolit pisze:Czy sądzisz,że ten materiał ktoś przejdzie,nie tracąc cierpliwości.?
No nie jest on dla każdego. Może jeden lub dwóch się znajdzie. Nawet dla jednego jest to warte mojego zachodu.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

Są trzy etapy dochodzenia do jasnego widzenia duchowego. Pierwszy etap to spostrzeżenia poruszeń pamięci czyli przepływ myśli. Ale nawet przy odpowiedniej żarliwej intencji jest to najtrudniejszy okres oczyszczania, odrywania się od utożsamiania z własnym myśleniem. Towarzyszy temu spore przerażenie podczas wychodzenia własnego brudu i ograniczoności, które niejednokrotnie człowiek stara się ignorować poprzez ucieczkę uwagi w wir działania fizycznego i myślowego. Podczas tego etapu nie należy się do niego przywiązywać poprzez szukanie "sposobów" lepszego wykonywania tej uważności, gdyż nie to jest jej celem. Należy natomiast w cierpliwości wyczekiwać, aż obserwacja zacznie obejmować większe obszary myśli. Gdy ten obszar jest już odpowiednio pojemny człowiek osiąga pierwsze spostrzeżenie struktur myślowych, które są nazywane nastrojami. Gdy to spostrzeżenie następuje należy skupić się już tylko na nim. Nie wolno powracać do poruszeń myśli, gdyż to powoduje stagnację, sztukę dla sztuki. Na początku pojawiają się tylko urywki tych struktur tzn. mamy tylko czasami te odczucia podczas bardzo wyrazistych doświadczeń, którym towarzyszą silne emocje. Gdy wgląd w strukturę obejmuje jej całość następuje wgląd w JA psychologiczne, które jest mentalnością człowieka. Jest to o tyle niebezpieczniejszy etap od poprzedniego, że nie ma tu takiego ponaglenia wewnętrznego, spada żarliwość, a nawet następuje zejście z tej drogi z akceptacją tego co jest. Trudno jest powiedzieć czy jest możliwym zatrzymanie się na tym etapie, ale myślę, że wszystko zależy od tego, ile kosztowała człowieka dotychczasowa droga. Wgląd w JA u niektórych następuje natychmiast i trwale, u innych etapami. Wg mnie zdrowsze są zawsze etapy, gdyż dają możliwość szybszego przyswojenia sobie nowego stanu świadomości. Jest się też lepszym przewodnikiem na drodze duchowej dla innych.

efroni
Posty: 2552
Rejestracja: 11 kwie 2013, 8:15

Post autor: efroni »

Vandersky pisze:O NATURZE UZALEŻNIENIA
…ale nie tylko uzależnienia, każdej zależności. Jeśli ten tekst Ci pomógł tzn. sam sobie pomogłeś
Chciałbym przedstawić kilka faktów na temat uzależnienia. Pierwszy i podstawowy problem to skąd się bierze tak wielka siła nałogu i jego panowanie nad człowiekiem. Pomimo wielu
systemów, metod, terapii w których człowiek może dzisiaj wybierać nie znajduje dla siebie bardzo często skutecznej pomocy. Wydaje mi się, że cały problem tkwi w trudności
poznania rzeczywistej natury uzależnienia
. Czyż nie jest tak, że każda metoda „odciągania” od nałogu nie rozwiązuje problemu a tylko odwleka go w czasie? A więc czy przez to nie skazujemy się na walkę do końca życia? Uważam takie podejście za „czarowanie” rzeczywistości. Zagłębiając się w prawdziwą naturę nałogu można dojść do przekonania, że zarówno uleganie nałogowi jak i odwracanie od niego uwagi jest w istocie tą samą ucieczką. Dobrze, ale co z tego? Ano bardzo dużo. Po pierwsze nasuwa się jasny wniosek, że mózg człowieka uzależnionego oduczył się prawidłowej reakcji na bodźce fizyczne i psychiczne, dlatego też miota się ciągle i jest w stałym zamęcie. Jest to moim zdaniem fundamentalne spostrzeżenie osoby uzależnionej (spostrzeżenie nie w warstwie werbalnej, ale w warstwie mentalnej), które otwiera jej drogę ku wyswobodzeniu się z nałogu. I po drugie rzecz o wiele ważniejsza. Musi istnieć jeszcze jakieś inne spostrzeżenie pomiędzy bodźcem a aktem ulegania lub aktem odwracania uwagi. Im człowiek jest bardziej uzależniony tym krócej trwa to spostrzeżenie. I mimo, że stan ten trwa tak krótko to jest on kluczem do rozwiązania problemu. Mianowicie tkwi w nim odpowiedź na podstawowe pytanie: „Przed czym rzeczywiście uciekam?” Tak naprawdę nie uciekamy przed uzależnieniem ale przed tym stanem. Nasuwa się zatem pytanie, co w takim razie „robić” aby od niego przestać uciekać. Czy spróbować go nazwać, aby przez werbalizację próbować się z nim oswoić? Nic bardziej mylnego. Werbalizacja czy myślenie o tym stanie jest kolejną ucieczką w wirtualny świat naszego mózgu.
Jedynym rozwiązaniem problemu jest po pierwsze pewnego rodzaju czujność fizyczno-psychiczno-emocjonalna, która pozwoli nam na dostrzeżenie i wyłowienie tej chwili w której spostrzeżenie następuję co już jest wielką sztuką. I po drugie po dostrzeżeniu tego momentu czynność polegająca nie na działaniu, reagowaniu co jest ucieczką ale na patrzeniu”, przebywaniu razem z „tym”. Chodzi o to, że nie znamy tego stanu a priori a możemy poznać jego naturę tylko przez patrzenie „bez założeń”. Z kolei takie czyste,
nieskażone patrzenie jest jednocześnie rozwiązaniem problemu.
Można to porównać do dwóch osób: z jednej strony zoolog zajmujący się całe życie badaniem życia pająków, który nie tylko nie ucieka na widok stawonoga, ale przeciwnie z odkrywczą pasją przygląda mu się z bliska, z drugiej zaś strony osoba chora na arachnofobię, która na samą myśl o pająku dostaje dreszczy. Ten zoolog patrzy na pająki czysto, bez założeń, odkrywczo. W tym właśnie tkwi siła owego patrzenia, że ono jest jak laser, który wypala tylko chorą tkankę nie naruszając zdrowej, i co więcej zasklepia naczynia krwionośne nie powodując dodatkowego krwawienia. Powtórzę jeszcze na koniec: poznanie rzeczywistej natury problemu jest jego jednoczesnym i natychmiastowym rozwiązaniem okazuje się bowiem, że problemu tak naprawdę nie ma – to my go podtrzymujemy w swojej wirtualnej rzeczywistości umysłu. Nie pytajcie czy jest nadzieja. Nie pytajcie „jak?”. Nie chcę ludziom mówić o nadziei, o metodach, chcę mówić o faktach. A fakt ten możesz odkryć tylko Ty sam.
Czy powyższe dotyczy też uzależnienia od egoizmu ?
...ten lud zbliża się do mnie swoimi ustami i czci mnie swoimi wargami, a jego serce jest daleko ode mnie, tak że ich bojaźń przede mną jest wyuczonym przepisem ludzkim...

Nie wierz w ani jedno moje słowo ale sam(a) badaj , sprawdzaj , doświadczaj czy się rzeczy
aby tak mają

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

efroni pisze:Czy powyższe dotyczy też uzależnienia od egoizmu ?
Tak, ale to uzależnienie jest wyeksponowane jako ostatnie w świadomości. To o czym piszę w tym poście opisuje wyjście z uzależnienia od działania systemu, nawyku działania i postrzegania w samym sobie . Dopóki to nie nastąpi wszystko inne co napisałem traci sens, co najwyżej może być ćwiczeniem intelektualnym.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Duchowe rozterki”