Umysł uwarunkowany - umysł swobodny

Biblijne aspekty ducha, duszy i ciała człowieka. Możemy zamieszczać u teksty mówiące o wszystkim, co dotyczy człowieka w jego podstawowym prawie do życia w zdrowiu zarówno fizycznym jak i duchowym

Moderatorzy: kansyheniek, Bobo, booris, Junior Admin, Moderatorzy

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Umysł uwarunkowany - umysł swobodny

Post autor: Vandersky »

Przedstawiam własne wewnętrzne natchnienia duchowe, które wręcz zalewały moją duszę od lutego 2012 r. i trwały ok. 1/2 roku intensywnie a do początku 2015 r. sporadycznie.
Tylko pierwsze natchnienie było dużo wcześniejsze (chyba jeszcze z 2006 roku). Kto zatem może pojąć niech pojmuje.
Temat bardziej do przemyśleń niż do dyskusji bo sam do końca nie wiem dlaczego to pisałem i skąd wiedziałem co pisać. Jedyne co wiedziałem to, że czuję przymus pisania.
Ostatnio zmieniony 03 lut 2016, 19:55 przez Vandersky, łącznie zmieniany 2 razy.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

O NATURZE UZALEŻNIENIA
…ale nie tylko uzależnienia, każdej zależności. Jeśli ten tekst Ci pomógł tzn. sam sobie pomogłeś
Chciałbym przedstawić kilka faktów na temat uzależnienia. Pierwszy i podstawowy problem to skąd się bierze tak wielka siła nałogu i jego panowanie nad człowiekiem. Pomimo wielu
systemów, metod, terapii w których człowiek może dzisiaj wybierać nie znajduje dla siebie bardzo często skutecznej pomocy. Wydaje mi się, że cały problem tkwi w trudności
poznania rzeczywistej natury uzależnienia. Czyż nie jest tak, że każda metoda „odciągania” od nałogu nie rozwiązuje problemu a tylko odwleka go w czasie? A więc czy przez to nie skazujemy się na walkę do końca życia? Uważam takie podejście za „czarowanie” rzeczywistości. Zagłębiając się w prawdziwą naturę nałogu można dojść do przekonania, że zarówno uleganie nałogowi jak i odwracanie od niego uwagi jest w istocie tą samą ucieczką. Dobrze, ale co z tego? Ano bardzo dużo. Po pierwsze nasuwa się jasny wniosek, że mózg człowieka uzależnionego oduczył się prawidłowej reakcji na bodźce fizyczne i psychiczne, dlatego też miota się ciągle i jest w stałym zamęcie. Jest to moim zdaniem fundamentalne spostrzeżenie osoby uzależnionej (spostrzeżenie nie w warstwie werbalnej, ale w warstwie mentalnej), które otwiera jej drogę ku wyswobodzeniu się z nałogu. I po drugie rzecz o wiele ważniejsza. Musi istnieć jeszcze jakieś inne spostrzeżenie pomiędzy bodźcem a aktem ulegania lub aktem odwracania uwagi. Im człowiek jest bardziej uzależniony tym krócej trwa to spostrzeżenie. I mimo, że stan ten trwa tak krótko to jest on kluczem do rozwiązania problemu. Mianowicie tkwi w nim odpowiedź na podstawowe pytanie: „Przed czym rzeczywiście uciekam?” Tak naprawdę nie uciekamy przed uzależnieniem ale przed tym stanem. Nasuwa się zatem pytanie, co w takim razie „robić” aby od niego przestać uciekać. Czy spróbować go nazwać, aby przez werbalizację próbować się z nim oswoić? Nic bardziej mylnego. Werbalizacja czy myślenie o tym stanie jest kolejną ucieczką w wirtualny świat naszego mózgu.
Jedynym rozwiązaniem problemu jest po pierwsze pewnego rodzaju czujność fizyczno-psychiczno-emocjonalna, która pozwoli nam na dostrzeżenie i wyłowienie tej chwili w której spostrzeżenie następuję co już jest wielką sztuką. I po drugie po dostrzeżeniu tego momentu czynność polegająca nie na działaniu, reagowaniu co jest ucieczką ale na patrzeniu”, przebywaniu razem z „tym”. Chodzi o to, że nie znamy tego stanu a priori a możemy poznać jego naturę tylko przez patrzenie „bez założeń”. Z kolei takie czyste,
nieskażone patrzenie jest jednocześnie rozwiązaniem problemu. Można to porównać do dwóch osób: z jednej strony zoolog zajmujący się całe życie badaniem życia pająków, który nie tylko nie ucieka na widok stawonoga, ale przeciwnie z odkrywczą pasją przygląda mu się z bliska, z drugiej zaś strony osoba chora na arachnofobię, która na samą myśl o pająku dostaje dreszczy. Ten zoolog patrzy na pająki czysto, bez założeń, odkrywczo. W tym właśnie tkwi siła owego patrzenia, że ono jest jak laser, który wypala tylko chorą tkankę nie naruszając zdrowej, i co więcej zasklepia naczynia krwionośne nie powodując dodatkowego krwawienia. Powtórzę jeszcze na koniec: poznanie rzeczywistej natury problemu jest jego jednoczesnym i natychmiastowym rozwiązaniem okazuje się bowiem, że problemu tak naprawdę nie ma – to my go podtrzymujemy w swojej wirtualnej rzeczywistości umysłu. Nie pytajcie czy jest nadzieja. Nie pytajcie „jak?”. Nie chcę ludziom mówić o nadziei, o metodach, chcę mówić o faktach. A fakt ten możesz odkryć tylko Ty sam.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

AKTY PIERWOTNE CZŁOWIEKA
Pozwólcie, że podzielę się swoimi spostrzeżeniami na temat świadomości, duchowości oraz do jakich ostatecznych wniosków doszedłem.
A więc, aby dotrzeć do źródła, istoty własnej natury trzeba totalnie wyostrzyć wrażliwość postrzegania aktów pierwotnych. Akty pierwotne są źródłem naszego życia moralnego, etycznego i religijnego. W akcie pierwotnym zawarta jest nasza postawa jako osoby duchowej do całego świata materialnego. Akt pierwotny implikuje zero jedynkową opcję wyboru. Jest to akt utożsamiania lub akt uczestnictwa. Z tym, że słowo utożsamienie jest o wiele bardziej precyzyjne niż słowo uczestnictwo, które można interpretować na wiele sposobów. Weźmy przykład. Płyniesz kajakiem rwącym, górskim potokiem. Jeśli utożsamiasz się z potokiem, z jego naturą zaczyna on cię przerażać, obawiasz się wysokich jego fal, rwącego nurtu, który cię może pochłonąć. Utożsamiłeś się z naturą, która ci jest zupełnie obca. Próbujesz połączyć obydwie natury w nadziei, że staną się one jednością i że dzięki temu uzyskasz pokój, uspokojenie ukojenie. Jeśli natomiast uczestniczysz w oddziaływaniu natury potoku na ciebie i twój kajak wykonujesz ścisłe i precyzyjne ruchy utrzymujące cię na powierzchni. Twój umysł, nieskażony fałszywą tezą utożsamiania, nie marnotrawi energii lecz spożytkowuje ją racjonalnie, co w rezultacie przynosi ocalenie dla ciała i pokój dla umysłu. Czy utożsamienie lub uczestnictwo to akt woli? Wg mnie tak, ale tylko wtedy gdy aktem woli jest spostrzeżenie, a nie przekonanie. Żeby było jasne. Używam tutaj różnych słów, które w mniej lub bardziej żałosny sposób próbują powiedzieć „coś więcej”. Człowiek naprawdę uważny to spostrzeże. A więc jeśli to czytasz i chcesz to odkryć to proszę bądź uważny, niech nie zwodzą cię słowa. Twoja uważność jest twoją ścieżką. Wracając do aktu woli. Dla większości z nas akt woli kojarzy się z wysiłkiem. Jeśli aktowi woli towarzyszy jakikolwiek wysiłek to wynika on z przekonania a nie ze spostrzeżenia. Taki akt jest zupełnie, że tak powiem ślepy. Rolę główną odgrywają tu argumenty: lubię – nie lubię, boję się – nie boję się, jest przyjemne – jest przykre. Jest to jak najbardziej wybór cielesny, materialny. Wszystko byłoby OK gdyby to odnosiło się tylko do cielesności. Jednak człowiek przez wrodzoną w sobie słabość przenosi ten sposób działania na życie religijne, duchowe, wyższe – jakkolwiek byście to nazwali. Stąd rozczarowania, frustracja, dewiacje i w końcu degeneracja osoby ludzkiej.
Wysiłek w aktach pierwotnych ma fundamentalne znaczenie, gdyż w nim odbija się jak w papierku lakmusowym natura aktu, czyli: albo uczestnictwo albo utożsamianie. Jest to także najbardziej czytelny znak dla człowieka jaką podąża drogą. Z wysiłkiem związane jest nieodłącznie cierpienie. Można wręcz powiedzieć, że utożsamianie ma dwoistą naturę
wysiłku i cierpienia. Dlaczego więc człowiek, który próbuje uciec od cierpienia nieustannie powtarza w swoich aktach błąd utożsamiania? A to dlatego, że chcąc walczyć z cierpieniem, które jest utożsamianiem używa do tego właśnie aktów utożsamiania. Stąd pogoń za nauczycielami, książkami różnych guru, metodami odżywiania, medytacji, relaksacji, ezoteryką i innymi temu podobnymi bzdurami. Nie chcemy dorosnąć, nie chcemy wyzdrowieć, nie chcemy stać się uważni. A dlaczego? Bo instynktownie czujemy, że przez to może zawalić się nasza misterna w każdym szczególe konstrukcja życia. A przecież jesteśmy do niej tak mocno przywiązani. Jesteśmy z nią zrośnięci w każdej sferze życia. Ale jest i dobra wiadomość. Konstrukcja i tak runie. No dobra, dobra, ale przedłużmy choć trochę czas jej trwania, choć odrobinkę …. . Koło się zamyka. Całe nasze życie składa się z ciągłych reakcji. Reagujemy na dźwięk dzwonka telefonu, na krzyk człowieka, na zobaczoną na bilbordzie reklamę. Są też i bardziej skomplikowane reakcje, np. na pojawiającą się w naszej świadomości myśl. Tu też następuje reakcja. Tak więc reakcja, a ściślej reakcja wewnętrzna, która zachodzi w naszym mózgu na smak, zapach, dotyk, dźwięk, obraz, myśl jest właśnie reakcją pierwotną. Z tym, że myśl spaja jakby i konstytuuje pozostałe 5 zmysłów. Tzn. przenika je, zabarwia, daje im moc pozostawania w naszej głowie dłużej niż same one trwają w rzeczywistości. Np. zobaczyłeś piękną rzecz w reklamie i długo potem chodzi ci po głowie jak zdobyć pieniądze aby ją kupić. Tacy jesteśmy. A jacy myślimy, że jesteśmy? No właśnie i tu pojawia się problem. Załóżmy, że usłyszałeś od kogoś znajomego, rodzica, męża, żony, że jesteś np. sumienny. Co dzieje się w twojej głowie. Poruszajmy się bardzo powoli. Jeśli twoja odpowiedź brzmi: zareagowałem na to słowo (w tym wypadku o zabarwieniu dla mnie pozytywnym) w ten sposób, że poczułem się dowartościowany tym słowem i wewnętrznie potwierdziłem: tak taki właśnie jestem, tak mnie inni postrzegają tzn. że nastąpiło tutaj utożsamienie. Utożsamiłem się z usłyszanym słowem, a ściślej z myślą, którą to słowo wywołało. zadziałaliśmy a nie zaobserwowaliśmy – czysta mechanika Taki sam przykład można podać do każdej innej reakcji o nastawieniu negatywnym, pozytywnym bądź obojętnym. Wszystko to jest utożsamieniem. Jest też i drugi rodzaj reakcji,który tak naprawdę reakcją nie jest. Jest to uczestnictwo. Trudno jest opisać co to jest nie zwodząc słowem ku interpretacji tego przez pryzmat naszych uwarunkowań. Ponieważ uczestnictwo jest poza naszymi uwarunkowaniami. Uczestnictwo rozpoczyna się w momencie spostrzeżenia reakcji i kończy się wraz z końcem reakcji. Totalnie to wszystko upraszczając można powiedzieć, że jeśli reakcją na bodziec jest myślenie, odczuwanie skutków, brak świadomości, że nastąpił akt pierwotny to nastąpiło utożsamienie. Jeśli natomiast jest to tylko spostrzeżenie tej reakcji (chodzi o spostrzeżenie samego tego faktu a nie jaki on jest) to w tej danej chwili następuje uczestnictwo.
I teraz najważniejsze. Sam akt uczestnictwa i utożsamiania jest poza czasem, tzn. nie można się „zastanowić” jaki wybrać akt. Wypływa on z aktualnej naszej postawy względem wszystkiego. Nie możemy tego sobie nakazać, nie możemy się tego nauczyć, nie możemy tego wytrenować, nie ma to nic wspólnego z naszą wolą (jeśli wynika z przekonania). Jedyne co może być to żarliwa uważność. Pamiętajcie, są to tylko słowa. Na koniec: wydaje mi się, że akty pierwotne są konsekwencją naszej natury duchowo-cielesnej. Materia wymaga aktów utożsamiania a duch aktów uczestnictwa. Skażenie grzechem pierworodnym powoduje, że człowiek miesza te dwa porządki. Stąd jak pisałem wcześniej kult oddawany materii pod różnymi postaciami. Samej istoty aktów pierwotnych nie można opisać. Możemy je rozpoznać tylko przez skutki ich działania.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

WYSIŁEK I CIERPIENIE
Rozwijając rozważanie o aktach pierwotnych chciałbym jeszcze zagłębić się w problemie wysiłku i cierpienia. ogólnie przyjętym podejściem człowieka jest zamysł, że należy obrać właściwy kierunek, trzeba kontrolować własne myśli, aby wejść na ścieżkę oświecenia. Wg mnie przez to pakujecie się w jeszcze większe tarapaty. A jak to wg mnie działa?
Otóż człowiek w zetknięciu z cierpieniem zaczyna szukać dróg, sposobów by się od niego uwolnić. Ta historia jak katarynka powtarza się w życiu każdego człowieka (świadczy to o tym jak bezbrzeżnie nieinteligentny jest mózg człowieka). Są więc ludzie, którzy w bogactwie upatrują ucieczkę od cierpienia. Są też tacy, którzy stają się „religijni” aby znaleźć drogę wyjścia. Są wreszcie i tacy, którzy w duchowości chcą ukoić swój ból. No i zaczyna się. Najpierw ustala człowiek sobie dogmaty, drogowskazy wg których będzie się mógł poruszać oczywiście jakoś je nazywając, np. oświecenie, świadomość, szczęście, cierpienie, myśl itp. Na forum znalazłem nawet praktyczne porady ćwiczeń jakie należy wykonać, aby oczyścić swój umysł. To jest wg mnie całkowite zamknięcie w sobie ducha życia i znalezienie się w cieniu śmierci. Dlaczego ciągle czegoś lub kogoś szukamy. Zapytam: dlaczego szukamy rozwiązań problemów? Chyba dlatego że nasz mózg nazwał to i skojarzył z czymś niechcianym. I tu jest całe sedno problemu. Mówimy: należy usunąć z umysłu iluzje, aby uwolnić ducha. A ja pytam co jest iluzją: to co nasz mózg nazywa „cierpieniem” czy może idea oczyszczenia i uwolnienia się od cierpienia? Nazwaliśmy coś tam w naszym życiu „cierpieniem” i dlatego nigdy nie poznamy tego niechcianego przez nas stanu. Nazywanie daje nam wymówkę przed dokładniejszym przyglądaniem się faktom. Np. objadanie się. Człowiek zgodnie ze swoją naturą je kiedy jest głodny. Człowiek natomiast tak uwznioślił ideę przyjemności, że nie kieruje się naturalnym instynktem lecz myślą, ideą. Im mocniejsze utożsamienie tym większa żarłoczność. A przcież instynkt samozachowawczy zapytałby bezsłownie przed zjedzenia czegokolwiek: czy jestem w tej chwili głodny? Inny przykład. Staram się rozwijać duchowo gdyż świat już mi nie daje radości a życie przynosi rozczarowania. Zabieram się więc za studiowanie różnych książek o medytacji, wyższych formach istnienia itp. No i tam wyczytałem, jakiś myśliciel, mnich powiedział że myśl jest przeszkodą w dojściu do oświecenia. Staram się więc robić wszystko aby myśl kontrolować, nie pozwalać jej na wprowadzanie iluzji do mojego życia. A ja powiem tak: dlaczego nie dać szansy myśli, dlaczego nie dać uwolnić się tej energii. Niech myśl wykonuje swój taniec. Nasza uważność widzi ten taniec, ale nie ingeruje w nią. Nie ma też wysiłku zrozumienia natury myśli, jej tańca. Nie ma żadnego wysiłku. Właśnie; chcemy niestety zrozumieć problem. Wysiłek to cierpienie, to utożsamienie; uczestnictwo to ………
Nie szukajmy więc wymówek w życiu. Jeśli więc jesteśmy nieuważni to tacy jesteśmy i kropka. Nic tego faktu nie zmieni. Czyż nie boimy się nawet własnej opinii o sobie?

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

KONIEC POSZUKIWAŃ
Koniec poszukiwań następuje wtedy, gdy myśl nie wyprzedza doświadczenia. Czyste doświadczanie kończy wszystko.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

CZAS PSYCHOLOGICZNY
Człowiek uwikłany w czas psychologiczny (stawanie się) ogranicza doświadczenie do początku, okresu trwania i jego zakończenia, ono jednak trwa nadal, nie ma początku, nie ma końca, jest niepodzielne i niewartościowalne. Po prostu jest. Jeśli chcemy „wiedzieć”, „dowiedzieć” się czym jest „teraz” to szukamy etykiety stanowiącej bezpieczną przystań dla naszych poglądów. Z odrazą odwracamy się od zmiany, która jest tak naprawdę permanentna. Szukamy więc czegoś co moglibyśmy osiągnąć, żeby „czuć”, że istniejemy i właśnie to jest nasz prawdziwy motyw zainteresowania się „duchowością”. Jest więc pasja, nie ma prawdy. Nie osiągamy stanu permanentnej bezpodmiotowej obserwacji, bo nasz rozum „uważa”, że zgodność logiczna wystarcza, ale zmiana nie następuje, bo ograniczona myśl zamyka w klatce nieograniczoną rzeczywistość. Istotą wolności jest zrozumienie, że tzw. „JA” jest iluzją, „JA” to nasze emocje, przywiązania i strach przed ich utratą w działaniu. Gdy nie ma pamięci emocjonalnej wszystko jest nowe, nieodkryte i wtedy nie istnieje „JA” – to jest prawdziwa wolność. Jeśli możecie spróbujecie w to wniknąć głębiej a uwolni to was od wszelkiego strachu. Czy strach istnieje zawsze, czy tylko wtedy, gdy „JA” interpretuje coś jako strach. Odpowiedź nasuwa się sama bez naszych dociekań, gdy widzimy całość tego procesu nie interpretując go czy jest dobry czy zły. Podejście musi być zgoła inne niż to, które nauczyło nas społeczeństwo i jego zasady. Nie piszę tu o wmawianiu sobie czegoś. Wmawianie sobie to nic innego jak proces ucieczki od tego co nieznane ku temu co znane. Np. spotyka mnie strach przed przechodzącą właśnie osobą, a ja chcąc się pozbyć tego nieznośnego uczucia które nazywam strachem stosuję trick i przy odrobinie umiejętności to uczucie podmieniam na inne np.: przyjemne (wmawiam sobie że ta osoba jest mi przyjazna, bliska, lubiąca mnie). Nie o takie podejście mi chodzi. W całym tym mechanizmie ucieczki istnieje zawsze konflikt tego co jest z ucieczką w interpretację czym to powinno być i on nigdy nie ustaje choćbyśmy to ćwiczyli tysiące lat. Umysł człowieka jest uwarunkowany (skażony) a więc i ograniczony w polu swojego widzenia rzeczywistości. Wracając do tej sytuacji jeśli dostrzegam w całości niedorzeczność tej starej ścieżki udeptywanej przez 1000-ce lat przez człowieka, w tym i przeze mnie pilnuję tylko jednego; żeby w momencie powstania tego odczucia „strachu” nie zaistniało nic oprócz wrażenia, żeby nie zadziałała pamięć, umysł dyskursywny, aby nie pojawił się żaden obraz tego, aby umysł w tym doświadczeniu był nieporuszony. Niczego nie zamierzam się też wyzbywać. Nie wolno ruszać tego co nazywamy pragnieniami, pożądaniami, wstrętami. Nie możemy się tego wyzbyć bo tym właśnie jesteśmy, jest nasze JA. Nie ma Ja czegoś pragnie, jest tylko pragnienie. Jeśli dostrzega się że w sytuacji tego całego uwarunkowania człowiek nic nie może zrobić, umysł staje się nieporuszony tzn. jego aktywność na doznawane wrażenia ustaje bo sam siebie rozumie, że jest bezsilny. To tak jak płaczące niemowlę dostaje smoczek do ssania i przestaje płakać bo jest pochłonięte odruchem ssania, tak samo umysł zostaje pochłonięty bogactwem „teraz” stając się nieporuszonym. Przy czym to „pilnuję” nie jest kwestią tego typu woli, którą znamy. Wola, którą znamy to wola, której podstawą jest ośrodek, centrum, które interpretuje i wybiera. Jest to wola zwierzęca, biologiczna. „Pilnuję” to wola, która nie jest nam znana tzn. nie mamy świadomości jej występowania, poznajemy jedynie jakby skutki jej działania tzn. brak konfliktu. Wola nigdy nie wyprzedza poznania. Tak więc „pilnuję” to widzę całość procesu reakcji i działania. Samo to widzenie jest akcją, „pilnuję”. Gdy widzisz tą pułapkę, w którą wpadłeś wikłając się w czas psychologiczny, który przez lata trzyma cię w niewoli, jak ją zrozumiesz, całym sobą tzn. każdy odruch twojej świadomości będziesz widział jako fałsz to wszystko nagle znika. Bardzo trudno zrezygnować z raz obranej ścieżki, którą wymyśliliśmy dla siebie. Kochamy ścieżki już udeptane, nienawidzimy przedzierać się przez chaszcze. I właśnie dlatego chociaż człowiek pojmuje to logicznie i dyskursywnie to nadal nic się nie zmienia. Bo człowiek „osiągnął” ten poziom poznania, osiągnął jakiś stopień skomplikowania, a to jest zguba. Powtórzę. Rewolucja nie następuje bo jest zbyt prosta, zwyczajna a nie zbyt skomplikowana. W prostocie nie ma nagrody – kary. Jest ona sama. Ty tylko widzisz swoje uwarunkowanie. Prawda sama cię wyzwoli. Rewolucja rozpoczyna i kończy się w twojej głowie, nie „na ulicy”.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

STRACH I JEGO GENEZA
Geneza strachu jest prosta, każdy ją czuje. Strach jest odczuciem braku czegoś. Nieważne czy to w przeszłości, teraźniejszości czy w przyszłości. Samo odczucie pojawia się tylko aktualnie. Żeby zrozumieć czym jest strach, nie jako abstrakcyjne pojęcie, ale aktualnie, czym jest to odczucie, które właśnie odczuwamy musimy odkryć wszelkie drogi ucieczki od niego. Odczucie to jest przez nas tak nieakceptowalne, że stworzyliśmy cały wielki przemysł ucieczki przed nim. Rozrywka, zabawa, psychologiczne analizy, używki, narkotyki, systemy zajęć zespołowych, praca, biznes, kultywowanie czegoś, Wszystko to tylko po to, żeby nie odczuwać tego nieznośnego uczucia. I umysł znalazł coś co dało mu jakąś ulgę. Mianowicie spostrzegł, że jak będzie mechanicznie powtarzał pewne czynności, pewne typy zachowań i będzie w tym konsekwentny następuje swego rodzaju trans, zmęczenie umysłu, który nie ma już siły na dalszą analizę. Ale czy ucieczka jest rozwiązaniem? Widocznie dla niektórych to jest „naturalne” rozwiązanie. Co prawda od czasu do czasu człowiek nostalgicznie zwraca się uczuciem ku pierwotnej wolności, ale to jest taka zabawa, gra z własnym życiem. Człowiek nigdy nie jest tak naprawdę poważny wobec problemów, które go dotyczą. Zawsze wybiera infantylne rozwiązania. A wszystko to tylko po to, aby ominąć to doświadczenie, które trwa tylko tyle co wrażenie. Każdy z nas miał jakąś rzecz, którą wcześniej kultywował, pielęgnował, z którą za nic nie chciał się rozstać, bał się to stracić. Jednak przyszło inne doświadczenie, które obnażyło fałsz atrakcyjności tej rzeczy. Po tym doświadczeniu nigdy więcej nie chcemy mieć z tym do czynienia, do czego wcześniej tak byliśmy przywiązani. Gdyby ktoś z zewnątrz przyszedł do ciebie i powiedział ci, że powinieneś powrócić do tego co tak bardzo kochałeś uznałbyś go za niespełna rozumu. A więc czemu boimy się przyszłości tzn projekcji utraty czegoś co aktualnie czcimy? Dlaczego? Co jest źródłem tego strachu? Czy jest nią utrata tego, czy fakt samej utraty, tego stanu, który następuje po stracie. Stan czy obiekt? Czy dalej chcemy iść udeptaną ścieżką infantylizmu? Dopiero w ten sposób patrząc na problem rozpoczynamy go badać, obserwować, smakować. Jeśli jednak już na początku drogi zawracamy w przeciwnym kierunku już nigdy nie dotrzemy do celu. Strach nieodłącznie związany jest z poczuciem posiadania. Co jest istotą poczucia posiadania (bo nie mówimy tu o fizyczności, która jest oczywista, ale o aspekcie psychologicznym): myśl, że coś posiadamy (czyli utożsamienie się z tym czymś) czy fizyczny fakt widzenia tej rzeczy w określonym miejscu i czasie? Można zapytać głębiej: czy myśląc o danej rzeczy, że ją posiadam to jestem kimś odrębnym od tej rzeczy czy właśnie, aktualnie właśnie jestem tą rzeczą w kontekście psychologicznym? Samo to postawienie sobie pytania już jest rewolucją.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

UWAGA, OBSERWACJA, ŚWIADOMOŚĆ
Czym jest obserwacja, uwaga, świadomość? W samym tym pytaniu kryje się pułapka. Bo gdy mówimy o obserwacji umysł natychmiast szuka systemu, sposobu działania. To jest pierwsze i podstawowe zagrożenie, gdy mamy intencję odkrycia czym to jest. A więc najpierw trzeba sobie uświadomić, że obserwacja nie jest robieniem „czegoś”, ale „nierobieniem”. Obserwacja, to zaprzestanie działania obserwatora, którego konsekwencją jest jego zniknięcie. Dopóki sobie tego nie uświadomisz, to nie obserwujesz, nie jesteś świadomy. Działa to mianowicie tak: jeśli istnieje obserwator, to ten obserwator jest cenzorem wszystkiego co się pojawia w świadomości. Tzn. świadomie czy też nie wycina ze świadomości wszelkie jej poruszenia. Jest to sprzeczność sama w sobie, zaprzeczenie tego czemu ma służyć obserwacja. Obserwator chce usunąć to na co faktycznie nie ma wpływu. Świadomość to pozwolić na zakwitnięcie wszelkich naszych odruchów, które pojawiają się w polu naszej świadomości. Jak chcesz poznać naturę czegoś jeśli za każdym razem ją uciszasz jak belfer niesfornego ucznia, pozwól mu powiedzieć co leży mu „na żołądku”. Dopiero, gdy wszystkie nasze myśli, emocje, pożądania zakwitają w nas. Dopiero wtedy nagle ujrzysz, że jest to niesłychanie żywe, kipiące energią, choć trwające tylko chwilę niesamowicie bogate. Paradoksalnie, gdy znika czas psychologiczny interpretacji intensywność przeżywania wzrasta niepomiernie. Prawidłowa obserwacja powstrzymuje moment, gdy neurotyczny umysł chce nie dopuścić do niekontrolowanego pojawienia się doznania w świadomości. Ten moment jest czymś najbardziej istotnym, punktem zwrotnym, początkiem rewolucji. Tak, właśnie ta chwila. Ktoś zapyta, no i co po tym? Gdy neurotyczny umysł w tej jednej chwili, chwili dla niego krytycznej, w której to tylko może „działać” jest pozbawiony, natychmiast ucisza się, nie ma motywu żeby zadziałać. Znika centrum, obserwator, Ja. Sprawdźcie to. Spróbujcie tego. Objawia się to co jest. Objawia się Prawda bardziej realna niż wszystkie traktaty o niej napisane. Od czego więc zacząć? Kiedy budzisz się rano, wszystko jest faktycznie nowe, świeże. uważasz, że nie? To, że jednak to „jest” to właśnie sięganie po niemożliwe. Człowiek może codziennie rano budzić się z przeświadczeniem, że tak nie jest i dlatego nigdy nie wyjdzie poza możliwe. My niestety przegapiamy nawet tą chwilę. Od czego więc zacząć? Jak postępować gdy od początku, gdy otwieramy nasze oczy natychmiast włącza się ten okrutny mechanizm smutku i cierpienia. A więc czy mamy wpływ na oczyszczenie rzeki, w której toksyny rozlały się po wszystkiej jej brzegi? Gdzie skierować swoją energię rozumnie i skutecznie? Niech początkiem tego wszystkiego będzie pierwszy akt działania, który wykonamy w rozpoczynającym się dniu. Niech jest to akt wątpienia we wszystko, mam na myśli dosłownie wszystko. Spróbujcie wykonać to całym swoim sercem, wszystkimi emocjami, uczuciami, całym rozumem, każdą komórką swojego ciała. Niech będzie to czysty akt zwątpienia. Błagam was spróbujcie to uczynić, robicie to dla własnego i tylko własnego dobra. Posmakujcie tego. Prawdopodobnie nigdy w całym swoim życiu tego nie uczyniliście. Choć raz w życiu stańcie o krok przed problemem, zamiast go gonić i być o krok za. Oszukajcie swój umysł. Tak jak on jest brutalny i chytry wobec was tak ten jeden raz nie dajcie się wyprowadzić w pole. Twoje zwątpienie jest twoim światłem. Akt wątpienia jeśli ma nim rzeczywiście być nie może mieć cienia nawet emocjonalizmu, nie może być aktem przeciwko czemuś lub komuś. Jest to spotkanie człowieka z kwiatem, który pierwszy raz go widzi, nigdy przedtem nie miał z nim do czynienia, nigdy przedtem nie wyraził o nim opinii. Jest takie wspaniałe ćwiczenie i nic mu nie dorównuje. Kiedy idziesz ulicą popatrz się w twarze osób ciebie mijających tak długo jak tylko zdołasz. Spostrzeżesz wszystkie skrywane głęboko przed samym sobą emocje: strach, pożądanie, zazdrość, nienawiść. Człowiek może doświadczyć tak naprawdę tego kim jest tylko w interakcji z drugim człowiekiem. Powiem wam, dlaczego tego nie chcemy czynić. Bo drugi człowiek jest zwierciadłem nas samych. A nie chcemy po drugiej stronie lustra ujrzeć skrzywionego starca zmęczonego życiem, prawda? Prawda? Doskonale czujemy, że po tej drugiej stronie lustra jest obraz tego czym jesteśmy. MY tym właśnie jesteśmy. Jeśli ktoś patrzy na to w sposób prosty, bez założeń i uprzedzeń co nie jest kwestią umiejętności ale bardziej odwagi, żarliwości to to jest żywa, prawdziwa, przebudzona inteligencja.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

PRZYJEMNOŚĆ I POŻĄDANIE
Jednym z najbardziej palących i zajmujących, chyba tylko oprócz kultywowania idei, zagadnień jest dla współczesnego człowieka przyjemność i wszelkie jej aspekty.
Żeby istotowo pojąć to nieustanne dążenie do przyjemności i jej zaspokajania trzeba zastanowić się nad pytaniem czy źródłem przyciągającym, siłą oddziaływania jest sama przyjemność czy może istnieje w tym jakiś inny mechanizm. Umysł świadomy swojej bezsilności jest tylko tym narzędziem za pomocą, którego możemy to badać. A więc czym jest przyjemność. Z pewnością ona istnieje, choć niewidzialna dla oczu, jawi się nam bardziej niż same doznania zmysłowe, intelektualnie przerobiona na wszelkie sposoby, utrwalana w nieskończonej ilości dzieł artystycznych. Do tego stopnia jest utrwalona w naszym umyśle, że niejeden człowiek postradał rozum a nawet i życie z powodu jej utraty. Zdobędę się na szaleństwo, stanę na szczycie najgłębszych, najintensywniejszych doznań jakich człowiek doświadczył i zapytam: czym jest przyjemność? Czyż nie jest tak, że w chwili doznania przyjemności nie istnieje centrum? Po prostu istnieje ten stan: przyjemność i tyle. Nie pytamy innych czy to dobre, złe, czy możemy jej doświadczać, nie analizujemy jej. Umysł w tym momencie jest zawieszony, nie ma centrum, które obserwuje, jest tylko ten stan. Co się dzieje dalej? W naszym „mniemaniu” ten proces ustaje w czasie, zmniejsza się do zera jego intensywność. Budzi się centrum, które szuka ścieżek powrotu, powtórzenia. Powstaje pożądanie. Pożądanie utożsamiło sobie powrót do tego stanu z rzeczą, która przyjemność przywołała. Widzicie ten błąd już na poziomie czysto logicznym? Już nie liczy się przyjemność (tak to nazywamy), liczy się osiągnięcie tego co to wywołało. A gdy już to posiadamy to stan euforii, który był już nie powrócił. Umysł jednak nie wyciąga prawidłowych i racjonalnych wniosków i podąża dalej tą samą starą ścieżką. To dlatego umysł jest zupełnie niezdatny do znalezienia prawdy. Dlatego też tak złe są wszelkie opisy, interpretacje, opinie bo są to dzieła umysłu. Z tego też powodu nie ma w człowieku poczucia bezpieczeństwa. Poczucie utraty, choć umysł niczego nie posiada co mógłby utracić, jest interpretowana jako brak bezpieczeństwa. Gdy dla kogoś coś istnieje to on „wie”, że jest centrum wszystkiego co się wokół niego dzieje, gdy go nie ma nic nie jest. I wtedy nie wiem = to pełna interpretacja „nic nie jest”.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

UWARUNKOWANIE
Gdy słuchasz muzyki, którą uwielbiasz, gdy oglądasz film, który ciebie pochłania bez reszty, gdy zanurzasz się w czytanej powieści lub opisie technicznym, wtedy istnieje obserwacja bez obserwatora. Po odcięciu tego źródła doświadczania, człowiek nieuważny ma „wrażenie”, że następuje pustka, brak obserwacji, bo nie ma już źródła doświadczania obserwacji. I to jest uwarunkowanie naszego umysłu. A właśnie wtedy dzieje się najwięcej. Pojawia się interpretowana i nazwana przez nas „pustka” i jednocześnie przygnębienie, depresja. Wtedy właśnie może nastąpić w nas rewolucja, bo jeśli staniemy się w tym właśnie momencie uważni może nie dojść do przerwania obserwacji i nagle „przygnębienie”, „depresja” zyska zgoła rewolucyjną nową jakość. Stanie się zupełnie czymś innym. Warunkiem jest obserwacja pozbawiona jakichkolwiek „poglądów” na temat tego stanu, który nazywamy „przygnębieniem”, gdyż poglądy są interpretacją myśli, interpretacją całkowicie uwarunkowaną. I tak jest z każdym naszym doświadczeniem. Pilnujmy tylko tego jednego, jedynego faktu, który możemy poznawać; to fakt, że nasz umysł jest UWARUNKOWANY. Jest to stan permanentny, z którego umysł nie może się oczyścić bo zawsze będzie to próbował uczynić za pomocą myśli, która jest UWARUNKOWANA. W czystej obserwacji, w której nie ma żadnego cienia interpretacji „dobre-złe” rzeczywistość sama się oczyszcza, oczyszcza się nasza świadomość, wypróżnia się z wszelkiego konfliktu, energia zostaje doskonale skierowana na rozwiązanie problemu, następuje przerwanie potwornego marnowania energii, następuje pełna harmonia. Aby w naszej świadomości nastąpił kontrast do uwarunkowanej i na wrażenie, a więc uświadomienie sobie czym jest obserwacja bez obserwatora trzeba być bardzo precyzyjnym. A więc wrażenie czyli odpowiedź zmysłów na bodziec lub pojawienie się myśli, które jest włączeniem się pamięci. Następnie interpretacja psychologiczna (dobre, złe, obojętne) i do tego momentu jest to naturalna akcja naszego umysłu na którą nie mamy żadnego wpływu bo jak już wcześniej napisałem umysł jest tak uwarunkowany. Problem powstaje sekundę lub kilka sekund później, gdy następuje interpretacja tej reakcji czyli zakwalifikowanie tej sytuacji do działu dobre, złe, obojętne i zachowanie tego w pamięci. Dlatego też następnym razem gdy spotykamy się w naszym mniemaniu z podobnym doznaniem patrzymy na całą sytuację wg tego wspomnienia. Np. patrzymy na pewne typy człowieka (jego fizjologię, zachowanie) obojętnie, na inny typ z pożądaniem bo załadowaliśmy ten typ jako dobry, sprawiający przyjemność. Ta przyjemność, obojętność jest powtórzeniem tego co tkwi w pamięci. Tak więc precyzja czyli pełna świadomość tego co „JEST” może zatrzymać i zawrócić całą naszą ścieżkę życia ku prawdziwej rewolucji. Odkrycie uwarunkowania jest niezwykle trudne nie ze względu na złożoność tego problemu, ale ze względu właśnie na prostotę tego zagadnienia. Nasz umysł niesamowicie mocno chce patrzeć na rzeczywistość w sposób złożony, zniuansowany, szuka wrażeń, dociekań, ciągłych doznań. Próbuje nasycić swoją pustkę, którą sam stworzył. Tzn. pojęcie w jego mniemaniu pustki. A więc podtrzymuje on stan, który sam stworzył. Konflikt, który sam siebie żywi. Najtrudniejszym faktorem tego typu podejścia jest przekonanie, wiara, że w końcu znajdzie się rozwiązanie. Ale jest to niemożliwe. Dlatego czas nie ma tu nic do rzeczy. Uwarunkowanie, czy może zostać przekroczone? Czy człowiek może sięgać po niemożliwe? Tylko wtedy, gdy nie poprzestaje się na możliwym, a szuka niemożliwego. Posłuchajcie tego bardzo uważnie. Szuka niemożliwego. Pozorna logiczna sprzeczność. Nie chodzi tu o sentymentalne spojrzenie typu: sięgaj gwiazd, miej marzenia. To wszystko jest dziecinada i obracanie się wokół możliwego. Ale sięgnąć po rzeczywiste niemożliwe, które nam się wydaje. Ja, ty możemy uczynić.
Posłuchaj uważnie i zrozum. Jeśli będziesz starał się to zrozumieć to nic nie zrozumiesz Nawet nie próbuj zrozumieć tego co ja piszę. Czy widzisz ten paradoks? Słowa są tylko pierwszym poruszeniem. Jakby to ująć? Kiedy słyszysz prawdę, gdzieś między słowami to już jest to. Skończyłeś słuchać mówcy. Co mnie obchodzą słowa mówcy? Prawda się objawiła. Wstąpiłem na ścieżkę prawdy, której nie objawiły mi żadne słowa, gesty, myśli, obrazy. Wiem jedno, ona jest a wszystko inne nie istnieje. Namiętne słuchanie kogoś w celu dojścia do prawdy będzie zawsze, ale to zawsze próbą dopasowywania, konformizmem, naśladownictwem, swego rodzaju neurotycznym zachowaniem umysłu. Kiedy umysł zajęty jest próbami dopasowania, jest absolutnie odwrócony od prawdy, od tego co jest. Nawet jeśli ktoś trwa przy czyichś słowach, naukach i jakimś cudem uda mu się poznać prawdę, to te wszystkie usiłowania zrozumienia słów, poglądów będą mu się wydawały z tej perspektywy wręcz niedorzeczne. Zło należy nazwać złem i nie wolno tu relatywizować. Co więc pozostaje? Otwórzmy okna na oścież i wyczekujmy na pierwszy promień poruszenia. Czy istnieje cierpienie jako byt odrębny? Musi być przecież podmiot który go doświadcza. Musi być interpretacja kogoś, czegoś. Nazwijmy to centrum. I teraz załóżmy hipotetycznie, że centrum przestaje istnieć, to co wtedy się dzieje. Czy jest ktoś czy coś co mówi: o to jest cierpienie? A gdyby to niechciane nigdy wcześniej nie pojawiło się w umyśle człowieka? Kiedy widzi się całą strukturę działania umysłu, jesteśmy całkowicie bez udziału świadomej woli niewinni tak jakbyśmy nigdy nie doświadczyli cierpienia. Co więc pozostaje? Czy chcemy jeszcze „wiedzieć” czym to jest? Pozostaje tylko stwierdzenie na jakie nas stać: „Nie wiem”. Oczywiście nikt nie chce mechanicznie wykreślić ze wszystkich słowników świata słowo „cierpienie”, nie o to chodzi. Ale czyż ma znaczenie nazewnictwo w naszym życiu, gdy nie ma interpretatora tych nazw? Albo inaczej: jeśli istnieje niechciane, które nazwane jest cierpienie, to jeśli to niechciane przechodzi rewolucyjną przemianę i staje się chciane i zmienia nazwę, to czy to chciane i niechciane nie jest tym samym stanem, który nie ma nazwy? Czyż nie jest on częścią (ale tylko wyodrębnioną przez nas) całości, która też jest nienazwana? Nie ma czegoś. Jest jawi się spostrzeżeniu bez centrum jako nie jest. A mimo to trwa immanentnie.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

EKSPOZYCJA
Czym jest ekspozycja? Nie będę opowiadał dokładnie o naturze ekspozycji, bo nie można opisać niewyrażalnego. Można natomiast spróbować opisać następstwa logiczne co się dzieje. Pierwszą i podstawową rzeczą jest to, że każdy człowiek na tej planecie obiektywnie jest podmiotem i doświadcza ekspozycji rzeczywistości – Prawdy. Gdyby tak nie było człowiek nie byłby istotą duchowo-cielesną w odróżnieniu od zwierząt, które nie posiadają tej właściwości.
A więc jak to się odbywa? W porządku logicznym najpierw musi pojawić się wrażenie, czy to zmysłowe (obraz, dotyk, zapach itp. lub kilka na raz) czy to psychologiczne tzn. szeroko pojęta pamięć emocjonalna (wspomnienia, problemy abstrakcyjne, obrazy itp.). To jest naturalna kolej rzeczy, na którą nie mamy wpływu (dopóki umysł nie „widzi” swojego uwarunkowania w pełni). Jednocześnie to wrażenie jest ekspozycją rzeczywistości. Obiektywnie zawsze nią jest, a dla nas staje się w momencie, gdy to wydarzenie dostrzegamy jako coś nieskojarzonego, np. czysty przepływ energii, objawienie niewyrażalnego – jakkolwiek by próbować to nazwać na potrzeby tego opisu. Jeśli jednak to wydarzenie widzimy jako jakąkolwiek „treść” (tzn. pokarm, coś co trawi nasz umysł) nastąpił brak uwagi, świadomości, obserwacji w rozumieniu właściwym tego słowa – ja to nazywam utożsamieniem się myśli z „Ja” lub na odwrót.
To jakieś szaleństwo, to co tutaj opisuję. Nie wiem, po co ja to piszę? Doprawdy, nie wiem, ale bawmy się dalej.
Powstaje pytanie: skoro to już zauważam, czy mogę naprawić ten „błąd”, to „ominięcie” z przed chwili i sprawić, żeby utożsamienie stało się z powrotem ekspozycją? Absolutnie nie (niestety ludzie najczęściej właśnie to próbują robić na swoje nieszczęście), bo umysł chce to naprawić w czasie, za pomocą czasu psychologicznego, a czas psychologiczny jest i będzie zawsze ominięciem ekspozycji, która jest poza tym czasem.
A więc, czy wszystko stracone? Dla ekspozycji tak, ale nie dla nas, którzy jeszcze jej nie doświadczamy, ponieważ to właśnie ekspozycja „Jest”, a doświadczenie bywa. A więc, co dalej „robić”, aby brutalnie tej „wiedzy” o następstwie tych fenomenów nie niszczyć, zatapiać, ignorować? Być świadomym tego uwarunkowania. To wszystko, tyle w zupełności wystarcza. Jeśli „wiem”, że jestem nieuważny w chwili ekspozycji prawdy, to wiem też, że wszystko co potem następuje jest czcze, jest paplaniną, interpretacją umysłu i choć ona trwa nie traktuję jej jako czegoś „mistycznego”, prawdziwego. Jestem w tej chwili nieuważny i koniec! Jest to jednak bardzo ważne, ponieważ tylko przez poznanie nieprawdy objawia się prawda w sensie duchowym – nie ma innej drogi. Tylko, gdy umysł poznaje siebie, swoją ignorancję, widzi swoją naturę – staje się bezsilny. Tylko ta „wiedza” o sobie jest w stanie „wyłączyć” w umyśle mechanizm interpretacji, kojarzenia utożsamiania; cały ten mechaniczny proces. On sam z siebie tego nie potrafi. Zatem, gdy umysł poznaje swoją bezsilność, wydarza się jednocześnie prawdziwe katharsis, samooczyszczanie się tego mechanicznego procesu.
W tym procesie poszukiwania prawdy przez umysł (choć jest to działanie umysłu niedorzeczne, ale taka jest kolej i natura rzeczy), gdy następuje zrozumienie, widzenie tego, tzn. umysł dostrzega swoją bezsilność (może to być dosłownie chwila) – w tym momencie staje się to zdolnością habitualną, nieutracalną, tzn. stałym i niezmiennym „przekonaniem” (uważajcie, to tylko słowa). I choćby to krótkie objawienie, ta ekspozycja została w następstwie „zasypana” milionami ton wszystkich innych interpretacji, nie wymaże to już nigdy tej pewności, że „takie to jest”. Na początku człowiek ledwo to uchwyci i gdy to mu umyka, to próbuje to on „odzyskać”, odnaleźć, co oczywiście nie ma sensu, jest marnotrawieniem energii, ale człowiek tego „nie wie”, nie dostrzega. Tak naprawdę umysł nie powinien szukać drogi jak powtórzyć to doświadczenie, a jedynie pilnować dalej swego uwarunkowania. Dzięki temu nabywa specyficzną, swego rodzaju wrażliwość, która eliminuje z „poszukiwań” wysiłek i cierpienie. Dzięki temu całe te poszukiwania stają się czystą „przyjemnością”(wiem, że to głupie porównanie), radością (joy). W zależności od wewnętrznej żarliwości człowieka następuje „postęp” w głębokości i częstotliwości przeżywania ekspozycji i w końcu doświadczenie całkowicie ustępuje pola ekspozycji. Ekspozycja ma swoje habitualne miejsce w nas. I wtedy też znika wszelki fakt. Dalej już nic nie można pisać, opisywać.
PS. Moja czysta, uwarunkowana interpretacja moralna tego wszystkiego (na ten temat nie dyskutuję – bo to nie opisywanie faktów i tu mogę się całkowicie mylić):
Człowiek, który uznaje, że to co stworzył, tą pustkę za coś dobrego, w sensie dobre – bo moje, jest ostatecznie winny bluźnierstwu przeciwko PRAWDZIE. Ta wina jest zaciągnięta na stałe bo nie jest skażona uwarunkowaniem. Ogólnie nie chodzi tak naprawdę o to, aby „zrozumieć” uwarunkowanie, ale aby je pielęgnować. My chcemy bardziej oczywiście „zrozumieć” niż pielęgnować, bo wtedy gdy pielęgnujemy przychodzi niepewność, nie niepewność czegoś tylko prosta niepewność – stan bardzo niepożądany przez umysł, bo on nawet nie wie czego jest niepewny, nie widzi wroga, któremu mógłby dobrać się do skóry. Gdy objawia się niepewność to niezawodny znak ekspozycji uwarunkowania. Mamy je jak na tacy, przed sobą, jeśli nabędziecie tą niesamowitą inteligencję to będziecie chcieli z nią być. Przy tym mogą wystąpić np. szybsze bicie serca, drżenie ciała, gęsia skórka i inne takie. Zewnętrznie – objawy strachu, choć wewnętrznie to coś więcej.
Cała ta opisowa strona ma mówić tylko o jednym. Całe nasze życie, które mamy przeżyć, cała nasza zasada każdego działania zależy tylko od tej jednej chwili, momentu utożsamienia lub też nie z myślą. Jeśli człowiek dostrzega to, dostrzega całą naturę źródła jego cierpienia, początek całego smutku życia.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

DROGA DOSKONALSZA
Można skrócić totalnie drogę udręki, niepewności związanej z poszukiwaniem prawdy. I to jest twój wybór. Mianowicie, ktoś mówi do ciebie: w tym przypadku „piszący to”, że on to widzi właściwie w sensie bez konfliktu, pogodnie, bez cienia rozczarowań. Spotyka cię i to ci mówi. I teraz należy do ciebie wybór: czy mu wierzysz czy też nie. To się opiera na wierze, zaufaniu, że ten ktoś nie przyszedł i nie zastawił na ciebie pułapki, kultu własnej osoby, żebyś go podziwiał itp. Mówi to jakby informacyjnie, jest tylko przekaźnikiem. Jeśli mu uwierzysz to potraktujesz go, jako bezduszny, elektromagnetyczny przekaźnik. Żadna treść nie jest jego. I teraz, jeśli mu uwierzyłeś, że on stamtąd przychodzi to on ci mówi: łatwiej i szybciej osiąga to cudzołożnica niż faryzeusz. Cudzołożnica ma problem tylko z emocjami (strachem, pożądaniem), faryzeusz ma problem z ideami, do których jest przywiązany. Oświecenie, poznanie prawdy polega na poznaniu nieprawdy. Cudzołożnica poznaje tą nieprawdę w każdej chwili, styka się z tym, doskonale widzi konsekwencje postępowania, bo nie ucieka od nich. Faryzeusz próbuje znaleźć prawdę przez porównywanie idei, a każda idea, pomysł, myśl jest nieprawdą. Koło jest zamknięte. Faryzeusz nigdy nie odkryje, że myśl jest fałszem, bo już u źródła, na samym, ale to samym początku przyjmuje myśl za coś dobrego. Zamknął się na wieki we własnej klatce, którą stworzył i której nigdy nie otworzy. Jeśli mu w to wszystko uwierzyłeś (temu, który to pisze), to niech to stanie się dla ciebie mantrą w chwilach usiłowania „poszukiwań” prawdy: „łatwiej i szybciej osiąga to cudzołożnica niż faryzeusz”. Przy czym jeśli masz wątpliwość, którą przyjemność wybrać, polecam tą bardziej „przyjemną”. Chodzi o to, że im mniej próbujesz żyć „moralnie”, zgodnie z ideą unikania zła (tego, w którym już od dawna partycypujesz) i im bardziej przeżywasz przyjemność, której doświadczasz tym prędzej fałsz tej przyjemności zrozumiesz. Stanie się ona dla ciebie nieznośnie pusta, idiotyczna, a na końcu całkowicie obojętna. Nie chodzi też o to aby wyszukiwać nowe przyjemności, które ci się zdają takimi być, bo to szukanie wrażeń przez umysł. Badasz te klatki, w których już jesteś, do których wcześniej wszedłeś, nie chcesz zamykać się w nowych klatkach. Dość roboty masz z już istniejącymi klatkami. A dlaczego przez zaufanie, uwierzenie?
Problem w tym że ja w to nie „wierzę”. A ”wiem” jak przekażesz? Ten drugi, gdy przekazuję „wiem” nie otrzymuje automatycznie także „wiem”, jedynie co z tego wynika to ”wierzę” albo „nie wierzę”. A to jest stara ścieżka uwierzyłem i dochodzę do tego. Tego absolutnie nie chcę bo lepiej jakbym w ogóle nic nie napisał. Musi być współuczestnictwo ponad słowami, w tym, które, aktualnie się wydarza.
Tylko jedno zastrzeżenie. Jeśli ta przyjemność robi krzywdę drugiemu tzn. wg twojego rozeznania ten drugi tego „nie chce” i ty o tym wiesz (mam na myśli ból, cierpienie nie wynikający z chciejstwa drugiej osoby, jej oczekiwań psychicznych wobec ciebie, tylko, że ta druga osoba czuje się sama bardzo zagrożona lub wręcz cierpi przez to fizycznie), to nie jest droga odkrywania prawdy, bo prawda nie może sprawiać cierpienia i nie narzuca się – tu trzeba polegać na swojej rozwadze, sumieniu, nie ma w tym cienia indyferentyzmu moralnego. Także, jeśli „w przeżywaniu” przyjemności robisz sobie przerwy, w tym celu, aby korzystać z przyjemności mniej intensywnej i podobnej, a robisz to po to, aby przedłużyć przyjemność tzn. „przeczuwasz” już, że zmniejsza się jej intensywność i wydziera się obraz jej szkaradztwa i pustki; i robisz to wszystko w sposób całkowicie nieprzymuszony tzn. wg twojej oceny nie czujesz żadnego nacisku to zaciągasz winę moralną wobec prawdy, nie szukasz jej, unikasz jej prawdziwego obrazu. Twój umysł zaczyna kombinować.
Jedynym sposobem na to, aby część dyskursywna umysłu została wyłączona jest przylgnięcie człowieka całą swoją posiadaną wyobraźnią (cała część dyskursywna umysłu widzi bezpośrednio swoje „dzieło” i nie musi go interpretować=wygasza się) i emocjami do tego co nazywa w swoim życiu przyjemnością. Wtedy człowiek zaczyna widzieć. Wtedy możesz zacząć poszukiwania, tak dokładnie dopiero od tego momentu. Jak to powiedział J.Krishnamurti: „Myśl musi być bardzo swobodna”.
Nawet jeśli człowiek próbuje dojść do prawdy przez dyskursywny umysł, poszukiwanie rozpoczyna zawsze przez wynalezienie jakiegoś systemu; czy to mantra, czy powtarzane słowa modlitwy, czy to Zen, czy to czytanie jakiegoś guru, nauczyciela, czy też wreszcie przez własny wymyślony system. Kiedy te praktyki są odpowiednio intensywne i umysł przekracza w poszukiwaniach swoją masę krytyczną, staje się tenże umysł bezsilny, zmęczony, niezdolny do jakiegokolwiek nowego pomysłu i wtedy natychmiast wraca do wyobrażenia przyjemności, w której czuje się natychmiast bezpieczny, czuje ukojenie, odpoczywa, jest nasycony. Więc po co wybierać dłuższą drogę skoro obydwie prowadzą do jednego punktu?
Co dzieje się, gdy umysł przylgnął do przyjemności? Oczyszcza się specyficzne przekonanie, wierzenie umysłu, że osiąga on radość, szczęście, przyjemność (jakkolwiek nazwać to co umysł tak bardzo czci) dzięki „czemuś” co wywołało doświadczenie szczęścia. To przekonanie także sprowadza zawsze pożądanie, pragnienie.
Dlatego też wszelkie dzieło, które stworzyła myśl, czy to materialne, czy też nie ma specyficzną właściwość wywoływania u człowieka, który się z tym dziełem styka i przyjmuje za swoje; wywoływania u niego pragnienia, pożądania, poczucia pustki, poczucia braku a więc cierpienia.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

NIECIERPLIWOŚĆ – CIEMNOŚĆ
Oczekując na przebudzenie umysł często jest zniecierpliwiony. Przejawia się to w aktywizowaniu dyskursywnej części umysłu, a mówiąc ściślej pojawia się jego stare uwarunkowanie mówiące: mogę, rozwiążę to sam, mam zdolność sprowadzenia światła. Pojawia się to co „się wydaje”. I to jest właśnie ciemność umysłu, w której on zawsze przebywa.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

NIE ROZUMIEM – NIE WIEM
Umysł musi przejść tą drogę samoupokorzenia zaczynając od stwierdzenia „nie rozumiem”. W „nie rozumiem” kryje się całe jego dociekanie, przekonanie o swojej wartości, szaleńcza pogoń za spełnieniem oczekiwania, że pustka, którą stworzył jest jego bezpieczną przystanią. Ten nieustanny konflikt kończy się dopiero wtedy, gdy umysł nie może sobie już nic wytłumaczyć, gdy jest bezsilny wobec potęgi życia, kiedy mówi „nie wiem”.

Vandersky
Posty: 813
Rejestracja: 22 sty 2016, 0:19
Kontakt:

Post autor: Vandersky »

SAMOTNOŚĆ – OSAMOTNIENIE
Jeśli człowiek dostatecznie żarliwie przebywa w bezdyskursywnym zetknięciu ze swoim uwarunkowaniem z czasem budzi się w nim samowolnie odczucie osamotnienia. Nie chodzi tu o poczucie samotności, izolacji, które jest cierpieniem. Jest to osamotnienie, które wzbudza uczucie współczucia, współodczuwania ze wszystkimi ludźmi. Wynika to stąd, że umysł spokojny, jest jakby wyjęty z tego całego zamętu stworzonego przez jego część dyskursywną i widzi coraz jaśniej jak wielkie cierpienie przynosi sam sobie w każdym człowieku, jak wielka energia biologiczna jest marnowana na ten konflikt.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Duchowe rozterki”