Zawsze jak czytam tego typu teksty, to przypomina mi się 10 rozdział Ewangelii Łukasza.Żyd pisze:Lepiej napierniczać w domofon... Houston czy mnie słychać ?
(1) Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. (2) Powiedział też do nich: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. (3) Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. (4) Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie! (5) Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! (6) Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. (7) W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. (8) Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; (9) uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. (10) Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: (11) Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. [Łk 10:1-11]
Już Jezus wiedział, że posyła swoich uczniów jak owce między wilki. Że ludzie zapewne nie będą ochoczo przyjmować tych, co chcą im głosić o Królestwie Niebieskim i "napierniczają w drzwi". Abstrahując od doktryny Świadków Jehowy, to Oni nie robią niczego innego ponadto to, co nakazał Jezus swoim uczniom w tej historii. Chodzą dwójkami, nauczają, a przede wszystkim chodzą po domach.
Jezus nie powiedział: "czekajcie sobie w synagodze, może ktoś się pojawi to go nauczycie i uzdrowicie", a kazał im samym wyjść do ludzi i "napierniczać w drzwi domostw". A jeszcze wypadało takiego wędrownego nauczyciela ugościć jakimś jedzeniem.
Jak jakiś czas temu mnie i męża odwiedzili Świadkowie, to przeżyli trzy wystarczy. Pierwszy wstrząs polegał na tym, że ich zaprosiliśmy do środka a nie rozmawialiśmy w progu. Drugim szokiem dla nich było to, że zaproponowaliśmy im coś do picia. Patrząc jak niektórzy traktują Świadków (słychać na klatce schodowej co ciekawsze epitety), to ja się nie dziwię że ktoś mógł być zaskoczony odmianą.
Trzecim szokiem chyba sama rozmowa, bo Pani uciekała tak szybko, że zapomniała parasolki i biegliśmy za nią do windy. Choć powiem, że Pan będący z nią naprawdę trzymał poziom.
Do czego zmierzam. Nie wiem dlaczego wciąż są dowcipy dotyczące chodzenia po domach, skoro bardzo podobny nakaz wydał Jezus swoim uczniom i świadkowie się tylko do tego stosują?
Dobra, koniec offtopu.