Praktyki znachorskie na polskiej wsi 1950r.

Dzieje chrześcijaństwa od ebionitów i gnostyków po nowożytne nurty charyzmatyczne

Moderatorzy: kansyheniek, Bobo, booris, Junior Admin, Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Marios8
Posty: 151
Rejestracja: 23 mar 2013, 11:04
Lokalizacja: Kraków

Praktyki znachorskie na polskiej wsi 1950r.

Post autor: Marios8 »

Z książki pt. "Atom i znachorzy" Danuty Bieńkowskiej.

Historie opowiada lekarka, która ok 1950 r przyjechała na wieś leczyć ludzi.
Niedawna przeszłość, w tych przesądach jest też sporo na temat religijności ówczesnych ludzi - katolików.


-
Leczono kiłę przez zakopywanie chorego w końskim gnoju.
Np. dawniej cudownym lekiem na raka był "rak brzozy" czyli huba rosnąca na drzewie.

Jest też historia o księdzu, który robił za znachora ustawiała się do niego długa kolejka chorych, a ksiądz-znachor "podchodził na mgnienie oka do każdego, spoglądał przenikliwie i mówił, co komu jest".

Jest też o innym znachorze, który "zaczynał leczenie od puszczania krwi i przystawiania pijawek. Później dawał do picia naparstnice, czasem waleriana. Chlubił się tym, że niejednemu wypuścił z brzucha kubeł wody." - odnośnie leczenia jakieś opuchlizny.

Taki krótki opis znachorki opowiada o sobie(po 45 r)
"-do pięćdziesięciu lat byłam jak wszyscy ludzie.
Aż którejś niedzieli podczas podniesienia przyszedł On.
Nie mogłam się modlić. Wstąpiła we mnie ta niezwykła siła. Mogę teraz leczyć i wszystko wiem o ludziach. Tylko że dziś takie czasy, że mi zabraniają dobrze ludziom czynić. Już miałam sprawę przed sądem o leczenie. Dlatego przestałam przyjmować. Przed wojną to tu się ludzie z całej okolicy schodzili."
"Ludzie cierpiący na pewne choroby umysłowe skłonni są przyznawać się sami do tego, że mają tajemnicze przedmioty zapewniające im nadprzyrodzoną moc działania."
"Opowiadano mi o takiej właśnie czarownicy, która ma stosunki z diabłem. Dzięki temu, mimo podeszłego wieku, zachowała rzekomo nadzwyczajną piękność i delikatność cery. Wskazywała gdzie kopać studnie, odnajdywała podobno ukradzione rzeczy."
"Co więcej - opowiadała drwalowa. Ksiądz tak się na tamtego doktora rozeźlił, że zakazał ludziom do niego jeździć. "To pogański lekarz, nie chrześcijański!" - mówi. "Jakże może was wyleczyć, jeśli sam nie jest w zgodzie z Panem Bogiem?""
"Któregoś niedzielnego popołudnia, kiedy po przyjęciu wielu chorych zamierzałem właśnie odpocząć, przybiegła po mnie najstarsza córka drwala prosząc, abym czym prędzej przyszła do nich, bo: "tatusia mocno pobili".
Okazało się, że zgodnie ze starym zwyczajem ojciec udał się po mszy do karczmy, gdzie po paru godzinach wspólnej pijatyki pobił się z sąsiadami. Leżał teraz na ławie posiniaczony i okrwawiony, silnie zamroczony alkoholem. Rany okazały się jednak niezbyt groźne.
Znacznie groźniejsze wydało mi się to, że gospodyni, matka dwojga niedojdów, które widywałam przed chatą, i trzeciego dziecka, które już w kołysce miało wygląd nienormalny - znowu była w ciąży.
-Cóż robić - westchnęła widząc, że się jej przyglądam. - Jak chłop wraca podpity, to się do łóżka pcha...
-Po trojgu takich dzieci trzeba się było wystrzegać nowej ciąży. I wam z takimi dzieciami ciężko, i dla nich - cóż za życie?
-Wystrzegać się - to grzech - szepnęła. - Ksiądz rozgrzeszenia nie daje...
Nie chciałam w to zrazu wierzyć. Ksiądz w tej wsi był młody, jak się zdawało dosyć postępowy i wykształcony.
Znałam wprawdzie pogląd Kościoła na sprawę zapobiegania ciąży. Ale w takim wypadku jak ten, gdy chodziło o rodzinę nałogowego pijaka i matkę trojga niedorozwiniętych dzieci, wydawało mi się sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem błogosławienie dalszych ciąży... (...)

//trochę dalej o matce czwórki dzieci co poszła z ciążą do doktora
Doktor jej widać dobrze doradził, kobiecina zaczęła się tym chwalić przed sąsiadkami.
No i doszło do księdza. Z ambony ją wyzywał od ostatnich.
Ze wstydu nie pokazywała się między ludźmi..."
//O znachorce
"Najdziwniejsze jednak praktyki stosowała stara, prawie stuletnia "babka", słabo już widząca, na wpół głucha, która jednak uchodziła za wyrocznie w chorobach dzieci.
Ona, to bodaj jedyna ze znachorek, otaczała mnie życzliwością i chętnie opowiadała, co myśli o różnych chorobach i jakie zna na nie lekarstwo.
-Jeśli dziecko płacze bez ustanku, główka mu płonie, całe ciało bucha żarem, jeśli do tego chlusta zwarzony pokarm - to na pewno jedno żebro na drugie mu zaszło.
Trzeba wtedy dziecko naciągnąć, namaścić krzyże mlekiem matki i przez trzy dni tylko rumiankiem poić, a będzie zdrowe - powiadała
(...)
Na suchoty - twierdziła innym razem - najlepiej dziecko wykąpać z psem albo kotem i mówić "psom kąpiołka psom, a dzieciątko nom". Suchoty przejdą na psa, a dzieciak wyzdrowieje.

Na krzywicę, (...) radziła kąpać dzieci w święconych ziołach i smarować sadłem.

Padaczka. Kazała bowiem wśród napadu zerwać z dziecka koszulkę i nie oglądając się iść drogą do najbliższego skrzyżowania i tam zawiesić ją na krzyżu.

---------
O porodzie
"poprosiłam aby przeniesiono ją do izby i położono na czystym łóżku.
-Tam śpią mężczyźni - żywo sprzeciwiła się starucha. - Zresztą poród to rzecz nieczysta, lepiej niech się tu skończy. Za moich lat położnicę kładziono na gnoju,żeby jej było lżej rodzić.

(...)

Połóżcie kobietę na stole - zażądałam, gdyż było to najdogodniejsze miejsce do wykonania zabiegu.
-Na stole! - zakrzyknęła "babka" żegnając się znakiem krzyża. - Na stole, gdzie się chleb kładzie! Tego już za wiele!

(...)

-Nie ważcie się! wołała. Jak ksiądz przyjdzie po kolędzie, to gdzie postawicie krzyż i świecę? Na tym miejscu, gdzie się jej d... rozwaliła?

Awatar użytkownika
nesto
Posty: 4218
Rejestracja: 02 kwie 2012, 12:06
Lokalizacja: były katolik

Post autor: nesto »

He he - niezłe...
A myślisz, że teraz jest inaczej?
Miejsce znachorów zajęte przez konowałów z dyplomami, a zamiast pijawek stosuje się PIT-y :-D

ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia chrześcijaństwa”