krecik pisze:Bardzo niedobrze robisz, osądzając Stwórcę. Przecież my wszyscy jesteśmy TYLKO gliną w Jego dłoniach. Twoje zdania są bardzo ryzykowne. Co zrobisz, jeśli okaże się że nie masz racji ?
Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Czasem najprostsze z nich tak właśnie działają. Ale już wiem, dlaczego go sobie nie zadawałem. Bo nie zadawałem też wielu, nieskończenie wielu pytań, które da się teoretycznie sformułować, np: „co zrobię jak różowy słoń wejdzie do mojego pokoju”, „jak zareaguję na tańczące na stole krasnoludki”, „ile hipopotamów zmieści się na czubku igły (ile aniołów – to oczywiście tak, bo to obowiązkowe pytanie w historii teologii)”. Więc trudno się dziwić, że nie zadałem też sobie i tego pytania. Po prostu jest zbyt absurdalne. Oczywiście nie dlatego, że nie mogę się mylić, ale że na błędnie postawione pytanie nie można odpowiedzieć ani dobrze, ani źle. I nie należy ich stawiać, bo nic z nich nie wyniknie, oprócz chwilowego zamieszania. Gdyż nawet ta mikroskopijna ilość wiedzy którą posiadam i cień wiary nie pozwalają mi kpić i obrażać Boga dopuszczeniem myśli, że jest taki jak JHVH w Biblii. Ale okazuje się, że w pierwszym momencie można być zaskoczonym pozorną zasadnością każdego pytania.
Jeśli uważasz, że JHVH, ten JHVH opisany w ST z jego wszystkimi czysto ludzkimi wadami, kompleksami, emocjami, kierujący się często najniższymi motywami, działający w sposób wywołujący odrazę i sprzeciw u każdego w miarę przyzwoitego i normalnego człowieka (co było nie raz wskazywane także na tym forum), ten lokalny Bóg niewielkiego, jednego z tysięcy narodów żyjącego gdzieś na pograniczu Azji i Afryki jest Wszechmocnym Bogiem – to przynajmniej mnie na to nie nabierzesz. Bo nawet ja, który uważam się tylko za zwykłego człowieka nigdy bym nie postępował tak jak On. Oczywiście zwyczajowo będę pisał o Nim dużą literą, no bo w końcu jakimś bogiem jednak jest. Ale miałbym w niego wierzyć? Bać się? Jeśli masz na myśli potencjalny strach przed bandytą na ulicy, przed pijanym kierowcą czy zawałem to oczywiście tak, ale wiem że nie o to Ci chodzi.
Nie twierdzę, że On (JHVH) nie istnieje. Oczywiście, że istnieje i jest to dobrze udokumentowane w Piśmie, jak również to, że nie zasługuje ani na specjalny szacunek ani tym bardziej aby Go czcić jako Coś/Kogoś Najwyższego. Mogę się zgodzić, że Jego wizerunek, obraz, przedstawienie, stanowi jedno z wielu przybliżeń (tylko akurat bardzo dobrze udokumentowane Pismem) dla konkretnego plemienia czy narodu w określonym (niewielkim) rejonie geograficznym w jakimś przedziale czasowym – przybliżeń mających na celu uzmysłowienie pojęcia Boskości, Wyższego Bytu, Jedności – analogicznie jak setki i tysiące innych Bogów wędrujących przez czas i historię. Ale korzystamy z tego jak to ludzie, nie tak jak by należało, jak na przykład z dynamitu, który według założeń twórcy miał służyć do zupełnie innych celów.
Jeśli ktoś nie ma „uszu do słyszenia” i nie rozumie, nie chce rozumieć co o Nim mówi Biblia, to jego strata. Nikogo ani przekonywać, ani namawiać do zmiany poglądów nie zamierzam – odpowiadając tylko na Twoje pytanie, przedstawiam swój punkt widzenia.
I boję się wielu rzeczy. Bardzo wielu. Zbyt wielu. Chyba jak każdy z nas.
Ale na pewno nie boję się Boga. Bo gdyby tak było, to to ten którego bym się bał, bez najmniejszej wątpliwości nie byłby Bogiem. I z całym przekonanie twierdzę, że
dlatego jestem o wiele bardziej wierzący niż Ci, co wciąż mówią, pamiętają i myślą o strachu, o karach, o grzechu, o winie, o potępieniu, o piekle, o ofiarach, o posłuszeństwie wobec nawet najpodlejszych nakazów itd. itd. Wszyscy tzw „wierzący” mają to zakodowane w umyśle. A kto ich tak unieszczęśliwił? Wiadomo oczywiście – religie. I jeszcze są z tego dumni! Mnie na szczęście to okrutne pranie mózgu (przepraszam za to sformułowanie tych, co boją się prawdy i faktów, ale to też jest tego wynikiem!) ominęło.
„Odkąd wzniesiono pierwszy kościół, Bóg nigdy w nim nie zamieszkał; odkąd stworzono ludzkie serce, Bóg nigdy go nie opuścił.” /cytat z pamięci/
Jeśli ktoś całe życie boi się swego ojca (ziemskiego, biologicznego) i całe życie podporządkowuje temu, aby nie być przez niego ukaranym, to trzeba go leczyć psychiatrycznie, a ojca, który tak go wychował i zaszczepił takie przekonania oddać pod sąd.