Pieśń nad pieśniami

Od Księgi Rodzaju do Apokalipsy, informacje o datach i miejscach powstania poszczególnych ksiąg i ich autorach

Moderatorzy: kansyheniek, Bobo, booris, Junior Admin, Moderatorzy

BoaDusiciel
Posty: 6938
Rejestracja: 04 lis 2013, 12:05

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: BoaDusiciel »

RM pisze:
22 mar 2021, 22:11
Jest napisane:
I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi!

Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego.

Czy Jezus wypełniający wolę Ojca, jako Syn Człowieczy, miałby wbrew słowu Boga być samotny i nie mieć dzieci?
Co się stało z tymi dziećmi ?
Co to jest? - Nie świeci i nie mieści się w d.upie? ..... Ruski przyrząd do świecenia w d.upie :mrgreen:
***** ***
Слава Україні !

Awatar użytkownika
Bobo
Posty: 16710
Rejestracja: 03 mar 2007, 17:12

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: Bobo »

Pewnie żyją gdzieś do dzisiaj...
Oszołomstwu mówię NIE!

BoaDusiciel
Posty: 6938
Rejestracja: 04 lis 2013, 12:05

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: BoaDusiciel »

To może mają jakąś wiedzę, niedostępną dla innych :roll:
Co to jest? - Nie świeci i nie mieści się w d.upie? ..... Ruski przyrząd do świecenia w d.upie :mrgreen:
***** ***
Слава Україні !

Awatar użytkownika
Bobo
Posty: 16710
Rejestracja: 03 mar 2007, 17:12

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: Bobo »

Taką wiedzą 'dysponuje' np. wybrana. Może by zrobić test czy potrafi chodzić po wodzie...? :mysli:
Oszołomstwu mówię NIE!

BoaDusiciel
Posty: 6938
Rejestracja: 04 lis 2013, 12:05

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: BoaDusiciel »

Co to jest? - Nie świeci i nie mieści się w d.upie? ..... Ruski przyrząd do świecenia w d.upie :mrgreen:
***** ***
Слава Україні !

RM
Posty: 3679
Rejestracja: 20 mar 2012, 20:37

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: RM »

Bobo pisze:Jezus nie miał daru o którym tu mówił? To wyraźna zachęta do bezżenności ze względu na Królestwo Niebios.
Pomyślmy.
Jezus w rozmowie z faryzeuszami wskazuje na ważność treści zapisanych na początku: ...ale na początku tak nie było.... Jak było na początku? - Potem Pan Bóg rzekł: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc. Więc treść zapisana na początku jednoznacznie definiuje samotność i bycie w związku. A Jezus wypełniający wolę Ojca... jednak samotny, kastrat dla Królestwa, celibatariusz jak ksiądz.

RM
Posty: 3679
Rejestracja: 20 mar 2012, 20:37

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: RM »

Bobo,
Jezus nauczał o Królestwie Niebios. Czyli o czym tak konkretnie? Znowu się odzywasz? Masz ochotę odpowiedzieć na jakieś pytania? Bo pamiętam, że ostatnio coś tam pisałeś... mało mądrze. Czy nic nie zrozumiałeś?

RM
Posty: 3679
Rejestracja: 20 mar 2012, 20:37

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: RM »

Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Mt 5,27-28

Kilka refleksji na temat w kontekście szerszego spojrzenia na nauczanie Jezusa.
Mężczyzna ma naturę poligamiczną, a to oznacza, że kobieta z zasady stanowi dla niego obiekt seksualny. Kiedy jest żonaty, w dalszym ciągu postrzega kobiety przez pryzmat ich atrakcyjności seksualnej. Wielu mężczyzn ma taką konstrukcję psychiczną, że może utrzymywać przygodne relacje seksualne z wieloma kobietami, a zarazem kochać swoją żonę i trwać z nią w związku. Oczywiście nie mówiąc żonie o przygodach, ponieważ nie traktują tego w kategoriach znaczących, a też kochając żonę nie chcą jej ranić. Częściej jednak mężczyźni realizują "nadprogramowe" zapotrzebowanie na seks i seksualne fantazje, poprzez angażowanie się w pornografię. Oczywiście w tajemnicy przed żoną, która po pierwsze nie zrozumie, a po drugie po co mówić jej o czyś, co może ją zranić. Najmniej znaczącą aktywnością, wydaje się być fantazjowanie o innych kobietach i ew. masturbacja w kontekście tych fantazji.
W relacji małżeńskiej, którą Bóg zaplanował dla człowieka, czyli takiej, w której oboje niosą w sobie część obrazu Boga, chodzi o jedność, o wzajemne zbliżanie się, pogłębianie więzi, uczenie się bycia jedno, poznawanie i rozwijanie tego, co wzajemnie ich zbliża. Zatem relacja małżeńska budowana na prawdzie, uczy małżonków wybierania tego co zbliża i ubogaca ich związek. Chodzi o takie pielęgnowanie relacji, aby z czasem w ich umysłach rozwijało się poczucie wzajemnej atrakcyjności, zaufanie, przyjaźń, intymną bliskość. W ten sposób poznają porządek i zasady, które są także fundamentem budowania relacji z Bogiem.
Takie budowanie małżeństwa wymaga wzajemnej koncentracji na sobie i budowania pozytywnego wizerunku współmałżonka. Przypomina to zaangażowanie w hodowlę kwiatów. Jeśli hodowca chce aby były piękne, atrakcyjne i cenne, powinien z dużą starannością je pielęgnować, zapewniając im wodę, składniki pokarmowe i odpowiednie warunki. Hodowca, jeśli chce aby jego kwiaty były piękne, musi stawać wobec nich w pozycji sługi, który poświęca siebie i swój czas, aby uzyskać piękny plon. To jest coś, czego zupełnie nie rozumie większość osób zawierających związek małżeński. Nie traktują małżeństwa jako inwestycji, która wymaga poświęcenia samego siebie, w celu uzyskania wspaniałego efektu w przyszłości, ale traktują małżeństwo jako przestrzeń, którą się eksploatuje, często w bardzo ekstensywny sposób i środowisko, na którym się żeruje. Przy takim podejściu, po kilku latach następuje efekt wypalenia i wyeksploatowania, poczucie błędu i myślenie o rozwodzie.
Co znaczą słowa Jezusa powyżej? Zawierając związek z kobietą, mężczyzna oddaje swoją seksualność żonie. I nie powinien jej z tej seksualności okradać, angażując się fizycznie czy emocjonalnie w jakiekolwiek poligamiczne aktywności. Zaangażowanie o charakterze poligamicznym osłabia jego motywacje do budowania związku i rozprasza siłę emocji na inne kobiety niż żona. To po pewnym czasie odniesie skutek taki, że w swoim umyśle będzie porównywał żonę z innymi kobietami i - niestety - żona w tych porównaniach będzie wypadać niekorzystnie. To będzie z kolei coraz bardziej osłabiać jego motywacje do budowania związku i dbanie o małżeństwo, czyli żona będzie miała świadomość bycia zaniedbywaną i nieatrakcyjną. Kilka lat takich schematów postępowania i rozwód będzie jedynym sensownym rozwiązaniem. O tym naucza Jezus, jeśli mamy świadomość szerszego kontekstu prawdy, którą nam przekazuje. Zatem na koniec powrócę do metafory ogrodnika. Jeśli chcesz mieć piękne kwiaty, musisz o nie dbać, dbać każdego dnia. Jeśli zaniedbałeś je, to raczej spróbuj poprawić i naprawić co się da. Bo jeśli zniszczysz i wyrzucisz swoją pierwszą hodowlę, to mogę ciebie zapewnić z całym przekonaniem, że jeśli założysz kolejną hodowlę, to niestety będziesz miał głównie wiedzę i doświadczenie jak ją zniszczyć... i ogromne szanse na powtórzenie wyuczonego schematu, niezależnie od tego, co sobie sam o tym myślisz.

RM
Posty: 3679
Rejestracja: 20 mar 2012, 20:37

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: RM »

A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! MT 5, 22-24

No dobrze, ale co w sytuacji, kiedy gniewam się na bliźniego słusznie? Kiedy nie mam żadnych wątpliwości, że moja uraza jest słuszna, bo jednoznacznie spowodowana nagannym zachowaniem bliźniego. Jest tyle sytuacji, zdarzeń, kiedy gniew jest uwarunkowany krzywdą, niesprawiedliwością, oszustwem itp. A w zasadzie, zawsze mój gniew jest spowodowany złym postępowaniem brata/bliźniego. Czy wtedy mam upokarzać, przepraszać, kiedy jestem całkowicie przekonany o swojej racji, a nawet jeśli delikatnie swoją rację naciągnąłem, to i tak, tylko i jedynie dlatego, że zostałem obrzydliwie sprowokowany i puściły mi nerwy. Przecież upokarzając się w sytuacji, kiedy mój gniew jest słuszny, utwierdzam bliźniego w toksycznych postawach i spodziewam się eskalacji jego roszczeń. Zatem czyż nie lepiej, gniewem przyblokować bliźniego w toksycznych postawach, aby się zmiarkował? Czyżby Jezus o tym nie wiedział, że gniew prawie zawsze ma fundament racji i słuszności tego zagniewanego?
Jezus o tym wiedział, więc tym bardziej należy się zastanowić nad "przewrotnością" tej myśli.
Człowiek tylko w dialogu z samym sobą utwierdza się w przekonaniu, że jego gniew jest słuszny. Decydując o własnej krzywdzie i winie bliźniego, odwołuje się jedynie do własnych, subiektywnych przekonań. Dialog, jaki toczy sam ze sobą, zawsze racjonalizuje (oczyszcza) swoje zachowanie i potępia postawę bliźniego. Moja racja, to z zasady jest święta racja.
Postawa zagniewania w relacjach jest jedną z najbardziej toksycznych i niszczących. Oddala ludzi od siebie. Przeważnie nie jest konstruktywnie rozwiązywana ale zamiatana pod dywan, zamiatana tak długo, jak rozmiar dywanu pozwala. Ale potem, czy się to robi to świadomie, czy częściej nieświadomie, wyciąga się te sprawy spod dywanu i są dokładane do kolejnych konfliktów, tak, że nawet zupełnie błaha sprawa, może wyzwolić emocje takie, że "pójdzie na noże".
Będąc jeszcze w Kościele, wiele razy widziałem małżeństwa, które się pokłóciły w niedzielny poranek. Może poszło o klucze od samochodu, może o brak gotowości na czas, cokolwiek się wydarzyło, przyszli w swoim zagniewanym przekonaniu przed ołtarz i próbowali nawiązać relację z Bogiem, niepomni, że niosą na plecach toksyczny bagaż. Widziałem takich, którzy w trakcie tzw. uwielbienia godzili się ze sobą bez słów, jedynie poprzez dotyk i spojrzenie, ale większość trwała w swoim gniewie.
W innym miejscy Jezus powiedział: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Łk. 9,23.
To właśnie małżeństwo, ale i rodzina, pozostają doskonałym warsztatem do zapierania się samego siebie. Owo zapieranie, to nic innego, jak duchowe dojrzewanie, stanięcie ponad sobą, ponad własnym racjami i zmierzenie w konfrontacji z własnym głosem wewnętrznym. Nieważne czy mam rację, ze względu na Boga, ze względu na pragnienie niesienia życia, ze względu na ważność relacji z bliźnim, zdobędę się na upokorzenie samego siebie i przeproszę mojego bliźniego, moją żonę. To jest jeden z wymiarów stawania w pozycji sługi i wynoszenie znaczenia relacji ponad własne racje. Zapieranie się samego siebie, poświęcanie własnej racji, a bywa że i poczucia znaczenia, aby podtrzymać relację i okazać bliźniemu miłość i szacunek.
Jednak najciekawsze następuje potem. Takie "przegwałcanie" samego siebie, prowadzi w dalszej perspektywie do zmiany postrzegania świata i wartości. Jednym z największych ograniczeń ludzi jest nieświadomość konfrontacji ze samy sobą, z własnym myśleniem. Takie stanięcie obok samego siebie, bardzo poszerza perspektywę rozumienia prawdy, Jezusa i Boga. Dla wielu osób ogromnie uwalniające może być tylko to, że uświadomią sobie, że za większością ich konfliktów z bliźnim, stoi ich toksyczne myślenie. Myślenie, które ma swoje źródła w słuchaniu medialnych ścieków, poddawaniu się pod reklamy, bezkrytycznym zaangażowaniu w konsumpcjonizm, braku krytycznej refleksji dotyczących własnego myślenia i wartościowania.

wybrana
Posty: 4380
Rejestracja: 17 mar 2017, 23:08
Lokalizacja: Polska

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: wybrana »

RM, ale w tej samej Ewangeli Mateusza mamy również takie pouczenie -
O odpuszczaniu win
18:15
A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam; jeśliby cię usłuchał, pozyskałeś brata swego.
18:16
Jeśliby zaś nie usłuchał, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby na oświadczeniu dwu lub trzech świadków była oparta każda sprawa.
18:17
A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz zborowi; a jeśliby zboru nie usłuchał, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik.

Czyli granice rozsądku tez trzeba zachowywać.
JEZUS MOIM ZBAWCĄ

RM
Posty: 3679
Rejestracja: 20 mar 2012, 20:37

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: RM »

Wybrana,
przywołany przez Ciebie fragment ja rozumiem, jako skierowany do społeczności. Natomiast ten, o którym pisałem jest skierowany do indywidualnych relacji, takich jeden na jeden, czyli małżeństwa. Zatem fragment z Mt 8,15, ma zastosowanie do spraw, które dzieją się w społeczności, czyli na forum publicznym, ten, o którym ja pisałem pozostaje przeważnie "zamknięty" w relacji jeden na jeden.

Awatar użytkownika
Ketjow-oko
Posty: 200
Rejestracja: 24 mar 2021, 0:16

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: Ketjow-oko »

Czysta erotyka opisana lecz nie wulgarnie: Pnp r.4:1-7,11; r 5:10-16; r.7:7-11-14 (szczególnie wers 11); r.8:3
Mądrość To umiejętność słuchania innych, pomimo posiadania odmiennego zdania.
Pokora i delikatność nie są cnotami ludzi słabych...

RM
Posty: 3679
Rejestracja: 20 mar 2012, 20:37

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: RM »

Ten post będzie powtórzeniem treści o których już pisałem, ale mam taki imperatyw.

Pan Bóg rzekł do węża: Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę. Gen. 3,14-15 bt

To słowo zapowiada zwycięstwo nad Wężem. Dla mnie najbardziej charakterystyczną cechą tej zapowiedzi jest konflikt pomiędzy Wężem a niewiastą (kobietami). Zapowiedź, że to niewiasta zmiażdży głowę Węża. Głowa to źródło, w domyśle istnienia, życia. Zatem to niewiasta pozbawi Węża (Satana, władcę tego świata) żywotnej siły istnienia.
Mamy wiele fragmentów w pismach i religijnych interpretacji zwycięstwa nad Nieprzyjacielem. Jezus mówi o nim, że został zwyciężony. Religie, że Jezus go zwyciężył, ew., że Niewiasta (w rozumieniu Maria, Matka Boska) go zwyciężyła. Jednak pierwsza zapowiedź dotyczy niewiasty rozumianej jako kobiety, a raczej jej potomstwa. Znaczenie tego konfliktu rozciąga się na potomstwo Węża oraz na potomstwo niewiasty. Zatem nie chodzi o pojedynczego potomka, ale o potomstwo pojmowane w sensie wielopokoleniowym.
Potomstwo biologiczne to dzieci obojga rodziców. Mają matkę i ojca. Dlaczego fragment mówi tylko o potomstwie kobiety? Tym bardziej dlaczego, skoro późniejsza narracja w pismach dotyczy w zasadzie potomków w linii męskiej?
Tu nie chodzi o potomstwo biologiczne, lecz o duchowe potomstwo Ewy. Zatem chodzi jedynie o kobiety, w których zostanie odbudowany duch Ewy. Co to znaczy Ewa? Ewa to matka wszystkich żyjących. Zatem chodzi o kobiety, w których zostanie odbudowana świadomość macierzyństwa, autorytet związany z macierzyństwem, bo istotą znaczenia pojęcia matka jest macierzyństwo.
Co to znaczy, że Wąż zmiażdży głowę potomstwa Ewy? Jestem przekonany, że chodzi o to, iż pójście drogą poznania dobra, doprowadziło do utraty przez kobietę autorytetu, całkowitego podporządkowania jej mężczyźnie. Wartość i znaczenie kobiet zostały zdeprecjonowane.
Wreszcie najbardziej kontrowersyjna kwestia: potomstwo Węża. Kto to? To ludzie, którzy utrwalają porządek stanowiący siłę Węża, wyrażoną w w dominacji mężczyzn nad kobietami. Piszę o patriarchacie, czyli religijnie usankcjonowanej dominacji mężczyzn nad kobietami. Piszę o wszystkich "mężach bożych", którzy w imieniu Boga głosili poddanie kobiety mężczyźnie. Piszę o Mojżeszu, który wywyższył Węża, czyli nadał patriarchatowi fundament utrwalony w kulcie, czyli w religii. My ciągle żyjemy w czasach, kiedy kobiety są traktowane w religiach drugoplanowo, jako osoby przeznaczone do posługiwania. Jako te, których wartości i znaczenia się nie docenia i nie szanuje. Ktoś powie, że to się zmienia. Nie, to się nie zmienia, tylko bardziej degeneruje. Dzisiaj do religii wkracza feminizm, czyli żeński rodzaj patriarchatu, i kobiety stopniowo wchodzę w role mężczyzn. Jednak chodzi o to, aby odbudować autorytet kobiety, rolę, znaczenie i siłę macierzyństwa.

Inne ujęcie tematu.

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi! Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; Gen 1,26-28 bt

Jak wielokrotnie pisałem, człowiek uczyniony na obraz Boga, to związek mężczyzny i kobiety. Mężczyzna nie ma pełnego obrazu Boga w sobie, ani też kobieta. To ich związek, ich relacja, ich zależność prowadzą człowieka do pełnego obrazu Boga. Obraz Boga to cechy męskie i żeńskie. Jednak już dawno powinienem odwrócić ciąg pojęć i pisać, obraz Boga to cechy żeńskie i męskie. Bo jeślibym pisał tradycyjnym, hierarchicznie skonstruowanym językiem, to należałoby napisać, że macierzyństwo jest ważniejsze od ojcostwa, że matka poprzedza ojca. To w kobiecie jest źródło życia, mężczyzna zaś zabezpiecza i chroni macierzyństwo. Pierwsze błogosławieństwo Boga dotyczy płodności i rozmnażania, drugie zaludniania ziemi i porządkowania jej.
Kiedy czytamy słowa skierowane do ludzi po zbłądzeniu, to do kobiety Bóg mówi o bólu płodności i rozmnażania, do mężczyzny o cierpieniu związanym z porządkowaniem ziemi. Skutek zbłądzenia dotknął kobiety w sferze macierzyństwa, zatem tam był umiejscowiony jej autorytet. W przypadku mężczyzny owoce zbłądzenia dotyczą porządkowania ziemi, czyli jego autorytet dotyczył panowania nad ziemią.

Co zrobił Wąż i co jest sensem jego siły istnienia?
Zaburzył obraz Boga w człowieku. Doprowadził do zniszczenia równorzędnej równowagi współistnienia kobiety i mężczyzny. Pozbawił kobietę jej obszaru znaczenia i autorytetu, a oddał ten teren pod władzę mężczyzny, który najnormalniej tą sferę zdeprecjonował i sprofanował. Wraz z tym to mężczyzna i męskość stały się pryzmatem, przez który patrzono na Boga. Bóg utracił swój prawdziwy obraz, stał się mężczyzną, poznawanym jedynie poprzez cechy męskie.
Tak więc Wąż skłaniając ludzi do pójścia drogą poznania dobra, wprowadził człowieka do świata dominacji mężczyzn i podporządkowania kobiet. Do świata religijnie usankcjonowanego patriarchatu. Patriarchat, to kwintesencja grzechu. To podtrzymywanie zaburzonego obrazu Boga, czyli rozpowszechnianie kłamstwa o Bogu. To jest siła istnienia Węża - utrzymywać ludzi w stanie wypaczonego pojmowania Boga, czyli zajmować jego miejsce.
Teraz więc powinno być zrozumiałe, że potomstwo niewiasty zmiażdży głowę Węża. Bo potomstwo Ewy, to Córki Boga, które odbudowują autorytet matki, znaczenie i siłę macierzyństwa, czyli wchodzą w prerogatywy matki wszystkich żyjących. Wraz z tym będzie przywracany kompletny obraz Boga w człowieku, czyli Bóg pojmowany w kategoriach żeńskich i męskich, macierzyńskich i ojcowskich.

Gdzie w tym wszystkim jest miejsce Jezusa. Jezusa objawiającego Boga jako Ojca?
Myślę, że najważniejsze jest to, że Jezus jest ukazany jedynie, jako potomstwo Marii. Rola Józefa jest drugoplanowa i marginalna. Dlaczego tak? Czyż nie jest to nawiązanie do słów o potomstwie niewiasty?
Musimy coś ważnego zrozumieć; nie mógł posunąć się dalej, bo i to co mówił, wzbudzało złość i ostatecznie doprowadziło do ukrzyżowania. Ale Jezus przyjął namaszczenie z rąk kobiety. To kobieta namaściła Jezusa, a on to akceptował i powiedział: Gdziekolwiek na całym świecie będzie zwiastowana ewangelia, będą opowiadać na jej pamiątkę i o tym, co ona uczyniła. Mk. 14,9. Jezus objawił Boga jako Ojca. Skoro jednak obrazem Boga jest mężczyzna i kobieta, to niemal natychmiast należy zadać pytanie: a gdzie Bóg pojmowany jako Matka? To jest część objawienia, którą przekazuje Duch Prawdy posłany przez Jezusa wraz ze słowami: ...lecz gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę J 16,13. bw Duch Prawdy w pismach to rodzaj żeński.

Dlatego tak ważna i ponadczasowa jest Pieśń nad pieśniami. Księga wprowadzająca w świat relacji kobiety i mężczyzny. Słowa, których celem jest odbudowywanie obrazu Boga w człowieku. Ukazanie pełni i bogactwa więzi, jak kobiecość i męskość współgrają ze sobą, jak się dopełniają i tworzą miłość. Jak miłość doprowadza do wydania owoców. Kontemplacja tej księgi powinna czytelników prowadzić do poznania bogactwa i głębi związku kobiety i mężczyzny. Bogactwa rozumianego z perspektywy emocjonalnej i fizycznej. Sytości i zaspokojenia pragnień. Doświadczania piękna i sensu bożego planu dla człowieka. Prowadzenia do wszechstronnej harmonii: wewnętrznej, w związku kobiety i mężczyzny, w relacji z Bogiem.

wybrana
Posty: 4380
Rejestracja: 17 mar 2017, 23:08
Lokalizacja: Polska

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: wybrana »

Dzieci niewiasty, to dzieci zrodzeni z Ducha Bożego. Perwszym dzieckiem byl Jezus. Wszyscy, którzy uwierzą w Syna Bożego i będą naśladować - również staną się dziećmi Bożymi zrodzeni z Ducha Bożego.
JEZUS MOIM ZBAWCĄ

RM
Posty: 3679
Rejestracja: 20 mar 2012, 20:37

Re: Pieśń nad pieśniami

Post autor: RM »

W tym temacie wiele i bardzo szczegółowo pisałem o relacji kobiety i mężczyzny, rozważałem duchowe znaczenie tej relacji i duchowy potencjał zawarty w monogamicznym, trwałym, heteroseksualnym związku, który powszechnie nazywamy małżeństwem. Ludzie mają spory problem z przyswajaniem tych treści, gdyż ich mentalność i sposób myślenia pochodzą z religijnego zwiedzenia, którego głównym źródłem jest Kościół Rzymski. A Jezusa nie kochają na tyle i nie jest także dla nich autorytetem, aby pozwolić Mu i Jego nauce na dokonywanie przemian własnego myślenia. Więc nazywają siebie chrześcijanami, ale ich korzenie tkwią głęboko w demagogii Kościoła Rzymskiego, zbyt głęboko, aby pozwolić Duchowi Prawdy na nasączenie własnego umysłu, treściami pochodzącymi od Boga (Matki i Ojca).
Religia prowadzi ludzi do stanu trwania, powielania uświęconych tradycją schematów, kultywowania rytuałów w postaci świąt, stawania posłuszeństwa ponad własny rozwój duchowy. Wypadkową takiego porządku jest brak własnej tożsamości, czy to fizycznej czy też duchowej. Ludzie religijni tożsamość otrzymują z zewnątrz, poprzez przynależność do grupy religijnej, a tracą tą tożsamość wraz anatemą, czyli po opuszczeniu grupy stają się nikim, zostają zmarginalizowani, pozbawieni relacji i świadomości bycia częścią czegoś.
Ten porządek wytwarza w środowisku społecznym stan, który powszechnie nazywamy "szarą masą". Czyli bezmyślny tłum, który bezrefleksyjnie słucha swoich liderów i który to tłum urabia się za pomącą mediów, do powtarzania haseł i powielania narzuconych schematów.
Kiedy staję przed lustrem, szukam odpowiedzi na pytanie, kim jestem, czy posiadam własną tożsamość, w jaki sposób swoją tożsamość wyrażam? Czy moja wartość wyraża się w sile mojego umysłu i świadomości znaczenia mojej relacji z Bogiem, czy też moja wartość wyraża się w przynależności do grupy (religijnej, społecznej) i mój umysł jedynie powtarza narzucony sposób myślenia.

Początek Biblii to jest przekaz bardzo charakterystyczny i powiedziałbym zawężony. Są tam zauważone jedynie dwie relacje: kobiety z mężczyzną i człowieka z Bogiem. Pierwsza z tych relacji stanowi fundament fizycznej egzystencji człowieka i ścieżkę jego duchowego rozwoju i wzrastania, druga stanowi cel i sens egzystencji człowieka.
Społeczeństwo i cywilizacja, istnieje oraz trwa w oparciu o pewne niepisane prawo: prawo ciągłości pokoleniowej. Kobiety rodzą dzieci, rodzice się nimi opiekują i wychowują je, by te z czasem przejęły pałeczkę trwania cywilizacji, a też na starość zaopiekowały się zniedołężniałymi rodzicami. Ten porządek został wyrażony m. in. w piątym przykazaniu dekalogu. Prawo ciągłości pokoleniowej, to nie jest tylko sprawa istnienia fizycznego, to ciągłość mentalności, dojrzewania emocjonalnego, rozwoju intelektualnego i rozumienia celów i kierunków rozwoju ludzkiej cywilizacji, kształtowania kultury. Zatem u podstaw fundamentalnych wartości i celów naszej cywilizacji jest relacja kobiety i mężczyzny, człowieka i Boga.
Doczekaliśmy czasów, w których ludzka głupota i bezmyślność, wyrażana w lewacko-liberalnych mrzonkach, zaczyna stanowić zagrożenie dla prawa ciągłości pokoleniowej. Otóż "autorytety", wypowiadające się w pseudonaukowym bełkocie, godzą wprost w podstawy istnienia naszej cywilizacji i kultury.
Promowanie środowisk LGBT i postulowanie nadawania im praw na równi ze związkami heteroseksualnymi (i takimi też rodzinami) godzi w fundament naszej cywilizacji. W sensie najbardziej oczywistym jest to promowanie bezpłodności i zaburzanie naturalnie usankcjonowanego środowiska rodzenia i rozwoju człowieka. Podtrzymywanie ciągłości pokoleniowej, czyli rodzenie i wychowywanie kolejnych pokoleń, to oprócz wartości, które wymieniłem już wcześniej, konkretny i spory wysiłek fizyczny oraz nakład finansowy, które obciążają naturalnie pojmowaną rodzinę. To oznacza, że nadawanie równych praw środowiskom LGBT, stawia ich w uprzywilejowanej sytuacji społecznej, ponieważ te siły i środki, które tradycyjna rodzina przeznaczy na wychowanie dzieci, oni mają niejako wolne i mogą przeznaczyć na dowolne (najczęściej egoistyczne) cele. Zatem promowana jest sytuacja, w której środowiska LGBT miałyby na równych prawach i zasadach korzystać z osiągnięć cywilizacyjnych, ale równocześnie nie wymaga się od nich symetrycznie porównywalnego wkładu w utrzymanie ciągłości cywilizacji. Zatem liberałowie, pod szyldem miałkich haseł o równości i tolerancji, promują bezpłodne środowiska do stanu pełnoprawnej społecznej równości, ale z założeniem braku jakiejkolwiek odpowiedzialności tychże środowisk za ciągłość trwania naszej cywilizacji.
Bardzo zasadne dla mnie jest także pytanie o jakość wkładu mentalnego środowisk LGBT w całokształt świadomości mentalnej naszej cywilizacji. Tutaj pod hasłami ubogacania kulturowego, liberałowie promują LGBT. Bardzo chciałbym zrozumieć, jakie bogactwo treści i wartości niosą w sobie ludzie spod tęczowych sztandarów? Oczywiście nie chodzi mi o miałkie hasła, lecz o merytoryczną treść. Treść, którą da się uzasadnić i wkomponować w egzystencjalne fundamenty naszej cywilizacji. Bo ja temat widzę tak:
W tradycyjnie pojmowanym społeczeństwie, trwa pokoleniowy przekaz wartości, tradycji oraz odpowiedzialności pokoleniowej. Odpowiedzialność rodziców za dzieci, a potem dzieci za rodziców, rozwija empatię i wrażliwość, niesie w sobie przekaz skupienia uwagi na bliźnim, a nie tylko na sobie samym. Prawdą jest, że filozofia humanizmu szczególnie w odcieniu liberalnym poprzerywała już w wielu społeczeństwach te więzi. W miejsce tradycyjnego porządku, powstały zinstytucjonalizowane placówki opieki, które niejako uwalniają ludzi od odpowiedzialności za osoby najbliższe. Mamy domy starców, gdzie są wysyłani rodzice, a w ten sposób kolejne pokolenia dzieci są uwalniane od prawa ciągłości pokoleniowej, a wygospodarowany w ten sposób czas mogą zużyć na własne, egoistyczne cele. Ich dzieci patrzą na to i nie będą miały skrupułów, aby promować rozwiązania takie jak eutanazja, czyli eksterminacja ludzi starych. Teraz do tego porządku, liberałowie chcą dorzucić równoprawność środowisk LGBT, które z powodów naturalnych (całkowita bezpłodność) są z zasady skupione na sobie i swoich pragnieniach, a zatem w niedługim czasie doprowadzić do unicestwienia fundamentu istnienia cywilizacji, pojmowanej w tradycyjny sposób. W Biblii mamy drastyczne przykłady eliminacji środowisk LGBT, w celu oczyszczenia społeczeństwa. Oczywiście, poprzednie zdanie nie zawiera w sobie żadnych radykalnych sugestii, ale jedynie informację, że pokolenia przed nami "przerobiły" już ten temat i oczyszczenie polegało zawsze na powrocie do tradycyjnego modelu istnienia cywilizacji. Teraz elity promują model społeczeństwa zmierzający do nieznanego mi celu, ale nikt nie podejmuje się merytorycznego uzasadnienia celowości takich działań.
Czy środowiska LGBT otrzymają prawo do adopcji dzieci? A co jeśli te dzieci są heteroseksualne i w dorosłym życiu stwierdzą, że zostały skrzywdzone? Jakie predyspozycje rodzicielskie ma homoseksualna para, uwaga! - związek, co do niepodważalnej zasady, bezpłodny? Jakie jest sensowne uzasadnienie powierzania opieki nad dzieckiem parze, która jest bezpłodna w znaczeniu fizycznym i mentalnym?
Wysłuchałem wielu debat na te tematy i im dłużej słucham, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że cała ta tęczowa propaganda jest absurdalnie bzdurna, ale przede wszystkim szalenie niebezpieczna. Myślenia tam nie ma, jedynie hasła. Nie ma też odpowiedzialności pojmowanej przez pryzmat społeczeństwa i cywilizacji. Jest jedynie negacja tradycyjnych wartości i naturalnego porządku.

Dlatego, tak ważne jest aby ludzie wierzący w Boga przeciwstawili się z całą stanowczością tej tęczowej hucpie. Nie sugeruję rozwiązań siłowych, lecz uświadamiam rażącą przewagę intelektualną tradycyjnego, konserwatywnego porządku nad liberalno-lewicowymi mrzonkami. Ludzie wierzący w Boga powinni z całym zaangażowaniem skupić się na własnych małżeństwach i rodzinach i jednoznacznie przeciwstawić się bezpłodnej i szkodliwej ideologii. Szczególnie młodzi ludzie, łapiący hasła, ale z powodu niewielkiego doświadczenia życiowego mający małą bazę do szerokiego i wnikliwego spojrzenia na temat w szerokim spektrum, powinni pamiętać, że na wstępie do Biblii wymienione są tylko dwie relacje: kobiety i mężczyzny oraz człowieka i Boga, a pierwsze błogosławieństwo Boga dla człowieka dotyczy jego seksualności i płodności. Zatem w porządku ciągłości naszej cywilizacji i kultury nie ma miejsca dla promowania bezpłodności i ideologii LGBT. Nie napisałem ani jednego zdania o eliminacji osób LGBT. Jako człowiek kochający Boga, kocham i szanuję osoby LGBT i uważam, że powinny bezpiecznie funkcjonować w społeczeństwie. Przeciwstawiam się tęczowej ideologii i nieodpowiedzialnemu promowaniu homoseksualizmu.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Księgi”